menu

Puchar Polski. Angulo w dogrywce pozbawił Sandecję złudzeń. Górnik w ćwierćfinale

20 września 2017, 20:16 | Sebastian Gladysz

Górnik Zabrze nie bez problemów zameldował się w ćwierćfinale Pucharu Polski. Podopieczni Marcina Brosza prowadzili z Sandecją Nowy Sącz już dwoma bramkami, ale goście w samej końcówce zdołali odrobić straty. Gola na wagę awansu strzelił w dogrywce niezawodny Igor Angulo, dla którego było to drugie trafienie w środowym meczu.

Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
Górnik Zabrze awansował do 1/4 finału Pucharu Polski
fot. Fot Arkadiusz Gola
1 / 10

[przycisk_galeria]

Trener Marcin Brosz zaskoczył wszystkich jedenastką, jaką desygnował do gry w środowym spotkaniu. Można było spodziewać się przynajmniej kilku zmian, bowiem od początku sezonu Górnik gra niemal niezmienionym składem, a przed zabrzanami już w sobotę mecz ligowy w Szczecinie. Tymczasem gospodarze wyszli „na galowo”, bez ani jednej zmiany w porównaniu do pojedynku ze Śląskiem. Trener Radosław Mroczkowski nie miał takiego planu i zmienił siedmiu zawodników ze składu, który rozpoczynał mecz z Termalicą.

Kto po przeanalizowaniu składów wieszczył szybkie bramki dla Górnika i przewagę optyczną gospodarzy, ten musiał być rozczarowany przebiegiem pierwszej połowy. Piłkarzom prowadzonym przez Marcina Brosza gra nie układała się kompletnie. Brakowało dokładności i mnożyły się błędy techniczne. Czy to przez warunki (bardzo nawodniona i śliska murawa), czy to przez zmęczenie, Górnik ani razu nie stworzył sobie stuprocentowej sytuacji w pierwszej odsłonie spotkania.

W grze zabrzan brakowało cech charakterystycznych dla Górnika w wersji „2017 po liftingu”. Ciężko było się doszukać gry krótkimi podaniami w trójkątach, ponieważ już najczęściej pierwsze zagranie było niecelne albo adresat podania miał problemy z przyjęciem piłki. Nie funkcjonował też wysoki pressing, obrońcy Sandecji mieli dużo czasu i swobody do rozgrywania futbolówki. Wreszcie pojawiały się proste i niewymuszone błędy obrońców, przez co akcje spotykały swój koniec jeszcze zanim na dobre się rozpoczęły. Tak grający Górnik nie potrafił sobie wywalczyć nawet rzutu rożnego, co przy obecności na boisku Kurzawy i Kądziora stanowiłoby z automatu wywalczenie sobie dobrej okazji do zdobycia bramki.

Goście mądrze weszli w to spotkanie, bez szczególnego animuszu, ale z dyscypliną taktyczną. Atakami w środku pola starali się zatrzymywać akcje gospodarzy już w zarodku i często im się to udawało. Mieli co prawda problemy ze zbieraniem drugich piłek, ale przystopowane akcje Górnika nie były dla nich już tak groźne. W ataku liczyli na długie piłki grane na Trochima i Korzyma – obaj potrafili wygrać kilka pojedynków główkowych, w nielicznych momentach byli nawet w stanie przyjąć futbolówkę i zastawić się przed obrońcami, czekając na partnerów. Na cztery oddane strzały na bramkę Loski wszystkie były celne, niestety dla gości żaden z nich nie był tak naprawdę groźny.

Najbardziej aktywnym zawodnikiem Sandecji z pewnością był Trochim. Zawodnik gości był wszędzie, na obu skrzydłach, w środku pola i na szpicy. To on też dwukrotnie próbował zaskoczyć Loskę strzałami głową. Górnik odpowiedział dwoma celnymi strzałami.

W drugiej połowie gracze z Zabrza byli już konkretniejsi. Szybko zaczęli zdobywać teren i tłamsić rywali. Mieli jeden rzut rożny, drugi i trzeci, nie potrafili jeszcze tego wykorzystać ale to był ten Górnik, który imponuje w Ekstraklasie. W końcu przyszła 65 minuta i starania gospodarzy zostały wynagrodzone. Jeśli gola strzelili zabrzanie, to z pewnością był to stały fragment gry. A jak stały fragment gry, to asystował Kurzawa. Tym razem nie był to korner, a rzut wolny z boku boiska. Kurzawa dorzucił futbolówkę idealnie na głowę Matuszka, który uderzył po długim rogu i nie dał szans golkiperowi.

Bramka Matuszka otworzyła to spotkanie, bowiem Sandecja musiała spróbować ataków. Trener gości wprowadzał na plac gry kolejnych ofensywnych graczy i goście mieli swoją sytuację po błędzie Koja – Piszczek dobrze zagrał w pole karne do Kolewa, jego strzał zablokował jeden z obrońców, a dobitkę głową obronił Loska.

Niewykorzystana okazja zemściła się wyjątkowo szybko – w 75 minucie świetnie na wyprzedzenie w środku pola zagrał Suarez i zagrał do Angulo. Hiszpański goleador wbiegł z boku w pole karne i płaskim, silnym uderzeniem w kierunku dalszego słupka pokonał Radlińskiego. To był jednak dopiero początek emocji przy Roosevelta 81. Gdy Angulo fetował zdobycie drugiej bramki dla swojego zespołu, nikt nie przypuszczał, że do rozstrzygnięcia tego pojedynku będzie potrzebna dogrywka.

Dużo ożywienia w poczynania zespołu gości wprowadziła dwójka zmienników – Dudzic i Kolew. To właśnie za ich sprawą Sandecja zdobyła dwa gole – najpierw w 85 minucie dynamiczną akcję na skrzydle przeprowadził Dudzic i świetnie dośrodkował na piąty metr. Tam wyścig z obrońcą wygrał Kolew i z bliska wpakował piłkę do siatki głową. Od tego momentu do ataków ruszyli goście i zabrzanie musieli się skoncentrować na defensywie.

Szybko jednak błąd popełnił bodaj najbardziej doświadczony obrońca Górnika – gdy na zegarze wybiła 90 minuta, Koj dał się nabrać na prosty zwód Dudzica i sfaulował rywala we własnej szesnastce. Sędzia widział to wszystko jak na dłoni i bez wahania wskazał na wapno. Do karnego podszedł Kolew i przegrał pojedynek z Loską, który jednak wybił piłkę przed siebie i gdy Bułgar składał się do dobitki, próbujący ratować wślizgiem Grendel przerzucił futbolówkę nad własnym bramkarzem i trafił do własnej siatki.

Grendel grał tak naprawdę dzisiaj swój mecz. Wszedł na boisko łapać minuty gry, których zdecydowanie mu brakuje. Zaliczał stratę za stratą, popełnił też faul na żółtą kartkę. Później przyszedł niefortunny samobój, a zaraz na początku dogrywki mógł odkupić swoje winy, kiedy to dobrze odebrał piłkę rywalowi i idealnie uruchomił Angulo. Hiszpan jednak w niezłej sytuacji uderzył nad bramką. Chwilę później Grendel powinien wylecieć z boiska za drugi żółty kartonik, ale po wejściu nakładką sędzia na jego szczęście go oszczędził. Prawdziwy rollercoaster Słowaka, który grał dziś w sumie 45 minut.

Górnicy nie mieli jednak zamiaru czekać do rzutów karnych i bardzo chcieli skończyć to spotkanie przed konkursem jedenastek. W 99 minucie wykonali ogromny krok w tym kierunku po przeprowadzeniu bajecznej akcji. Na trzydziestym metrze piłkę przeciwnikowi wyłuskał Matuszek i zagrał na linię szesnastki do Urynowicza. Rezerwowy Górnika idealnie w tempo zagrał do wychodzącego na pozycję Angulo, a Hiszpan bez przyjęcia, na pełnym spokoju uderzył technicznie tak, że bramkarz gości nie miał szans na interwencję. Dziesięć tysięcy zgromadzonych na trybunach kibiców mogło eksplodować z radości, bowiem tak pewny jeszcze pół godziny wcześniej ćwierćfinał Pucharu Polski znów zaczął być bardzo prawdopodobny.

Druga połowa dogrywki mogła rozpocząć się od ostatecznego ciosu Górnika, ale bramkarz Sandecji najpierw dał sobie radę z uderzeniem Grendela zza pola karnego, a później zdołał jeszcze zbić do boku dobitkę Urynowicza. Gra toczyła się już w zwolnionym tempie, zawodnicy obu ekip byli wyraźnie wycieńczeni, niektórych łapały już skurcze. Zabrzanie zagrali jednak inteligentniej niż w końcówce regulaminowego czasu i nie dali sobie wydrzeć prowadzenia.

PUCHAR POLSKI w GOL24


Więcej o PUCHARZE POLSKI - newsy, wyniki, terminarz, drabinka
[reklama]
Oto młodzi, którzy w przyszłości podbiją piłkarski świat [TOP 10]


Polecamy