PSG uratowało remis w ostatniej sekundzie meczu z Barceloną. Sprawa awansu otwarta
FC Barcelona zremisowała na wyjeździe z Paris Saint-Germain 2:2. W pierwszej połowie Leo Messii dał prowadzenie Blaugranie, ale z powodu kontuzji na drugą już nie wyszedł. Po przerwie Francuzi dwukrotnie doprowadzali do remisu, za drugim razem, w ostatniej minucie doliczonego czasu gry.
Jasne było, że ten dwumecz nie rozstrzygnie się na Parc de Princes. W europejskich pucharach paryżanie nie przegrali u siebie od sześciu lat i dzisiaj podtrzymali tą passę, chociaż mogli pokusić się o znacznie lepszy rezultat. Z przebiegu gry remis jest wynikiem jak najbardziej sprawiedliwym - obie drużyny zapłaciły cenę za przedwczesne spuszczenie z tonu.
Carlo Ancelotti wystawił w miarę spodziewaną jedenastkę, z jednym wyjątkiem, który dosłownie rzucił na kolana. Na boisku nieoczekiwanie pojawił się 38-letni David Beckham. Nie wiadomo, co Włoch chciał osiągnąć wystawiając weterana, który bardziej niż o przyszłych sukcesach, myśli już o piłkarskiej emeryturze. Widać było, że nie jest już nawet cieniem piłkarza sprzed laty. Po pierwszej połowie oddychał rękawami, a po przerwie został szybko zmieniony.
PSG nie przestraszyło się faworyzowanego rywala. Zaczęło odważnie, bez respektu, z uporem i animuszem, wręcz zbyt ofensywnie, jak na grę przeciwko Barcelonie. Już w 5. minucie mogła paść pierwsza bramka - Javier Pastore fantastycznie odegrał klatką piersiową do wbiegającego w pole karne Ezequiela Lavezziego, ale przerzucona nad Victorem Valdesem piłka zatrzymała się na słupku. Kataloński bramkarz nie mógł narzekać na nudę. Gdy mijał kwadrans, na raty wybronił uderzenie Pastore z 18. metrów, następnie z trudem wybił przed siebie "bombę" Zlatana Ibrahimovicia z rzutu wolnego. Stałe fragmenty dla gospodarzy były codziennością pierwszej połowy. Obrońcy Barcelony nie potrafili w przepisowy sposób poradzić sobie szarżującym Ibrą i Lucasem Mourą, toteż często dopuszczali się przewinień w okolicach pola karnego.
Klucz do sukcesu PSG leżał w niesamowicie szczelnej defensywie. Alex i Thiago Silva przechwytywali większość dalekich podań, a także ofiarne współpracowali z drugą linią przy próbie odebrania piłki, po czym natychmiast wyprowadzali dynamiczny kontratak. W ostatnich kwadransie maszynka się jednak zacięła. Tempo meczu spadło, a Barcelona coraz swobodniej rozgrywała piłkę, czyhając na dogodny moment do wyjście z natarciem. I tak w 38. minucie Dani Alves genialnym majstersztykiem przerzucił futbolówkę nad całą linią obrony w kierunku Messiego na 7. metr, a Argentyńczyk tylko dostawił nogę i pokonał bramkarza. Dla PSG to była kara za spoczęcie na laurach.
Chwilę później argentyński supersnajper huknął minimalnie nad poprzeczką, a przed przerwą opuścił murawę po starciu z jednym z przeciwników. Na drugą połowę już nie wyszedł, jak informuje Cataluny Radio doznał kontuzji mięśnia dwugłowego uda i może nie zagrać nawet przez trzy tygodnie. Na boisku w jego miejsce pojawił się Cesc Fabregas.
Po zmianie stron Barcelona przejęła inicjatywę w spotkaniu. Zamiast to wykorzystać i postarać się o kolejne bramki, dyktowała spokojny przebieg rywalizacji, bez większych przejawów ofensywnych dążeń. PSG posłusznie się dostosowywało, Ibrahimović i spółka nie sprawiali już wrażenia tak żywiołowych jak w pierwszej odsłonie. Jak się okazało, tylko kumulowali siły na ostatnie minuty.
Sygnał ostrzegawczy dla Barcy nastąpił w 77. minucie, kiedy Ibra trafił prosto w Valdesa w sytuacji sam na sam. 180 sekund później już się nie pomylił. Po wrzutce z rzutu wolnego, Thiago Silva przymierzył w poprzeczkę, ale dobitka szwedzkiego gwiazdora nie pozostawiła już żadnych wątpliwość. PSG doprowadziło do remisu, niestety w skandalicznych okolicznościach, albowiem strzelec bramki znajdował się na metrowym spalonym, co umknęło uwadze sędziów asystentów. Tak czy inaczej Katalończykom należała się nauczka za nadmierną pewność siebie.
Jednak największy thriller rodem z Alfreda Hitchcocka wydarzył się w końcówce. Na 120 sekund przed końcem, Andres Iniesta wypuścił w polu karnym Alexisa Sancheza. Salvatore Sirigu bez wahania wyszedł z bramki i ręką sfaulował Chilijczyka. Wolfgang Stark podyktował rzut karny, który na bramkę - pewnym i mocnym uderzeniem w lewy róg - zamienił Xavi Hernandez.
Jednakże ostatnie słowo należało do PSG. W końcówce doliczonego czasu Ibrahimović wyskoczył do centry Christophe Jalleta, odegrał głową na 15. metr do Blaise Matuidiego, a ten kropnął na bramkę. Zasłonięty przez Marca Bartrę Valdes nie widział co się dzieje z piłką i w nie najlepszy sposób puścił bramkę na wagę remisu. Sprawa awansu pozostaje więc otwarta, ale to Barca jest w lepszym położeniu przed rewanżem na Camp Nou.
Zobacz także: