menu

Poza Legią i Lechem ligowcy oszczędzają na transferach

19 stycznia 2017, 12:08 | Tomasz Dębek

W zimowym okienku w Polsce dominują zwykle transfery bezgotówkowe i wypożyczenia. Nie inaczej jest tym razem, głębiej do kieszeni sięgają na razie tylko dwa kluby. Będą też wielkie powroty gwiazd z przeszłości.

"Jędza" znów wrócił do Warszawy
"Jędza" znów wrócił do Warszawy
fot. Szymon Starnawski /Polska Press

Jeden z bohaterów polskiego serialu komediowego regularnie kombinował, jak zarobić, a przy tym się nie narobić. Z dość podobnego założenia wychodzi większość klubów Lotto Ekstraklasy. Zimą najchętniej pozbyłyby się niepotrzebnych im piłkarzy (tych ważniejszych sprzedając oczywiście jak najdrożej), ale nie spieszą do wydawania pieniędzy na ich następców. Dominują transfery bezgotówkowe, wypożyczenia i niewielkie kwoty za piłkarzy z niższych lig.

Nie znaczy to, że nasze kluby nie zrobiły zimą ciekawych transferów - choć mają na to jeszcze czas do końca lutego. Niektórzy stawiają na powroty dobrze znanych w lidze zawodników. Niedoszły król strzelców sezonu 2014/15 (w Jagiellonii zesłano go do rezerw, bo nie chciał przedłużyć kontraktu) Mateusz Piątkowski Cypru nie podbił. W pierwszym sezonie w APOEL-u Nikozja zdobył jedną bramkę w 22 meczach, jesienią był poza kadrą zespołu. Szansę na odbudowanie się dała mu Wisła Płock, której przyda się porządny snajper. W pierwszej części sezonu żaden z graczy nie strzelił więcej niż czterech goli.

Hitowo zapowiada się też powrót do Polski Semira Stilicia. On także został odstrzelony z APOEL-u i od kilku miesięcy pozostawał bez klubu. Zimą dostał oferty z Pogoni Szczecin i Górnika Łęczna, ale wybrał mniej atrakcyjną finansową propozycję Wisły. Bośniak przekonuje, że w Krakowie czuje się wspaniale i chce pomóc Białej Gwieździe w powrocie do Europy. Po nieudanych wojażach zagranicznych nad Wisłę wracają też Nika Dżalamidze (Łęczna), który nie sprawdził się w tureckim Rizesporze i jesienią był bez klubu oraz Robert Pich (Śląsk Wrocław) - w tym sezonie zagrał całe 74 minuty w Kaiserslautern na zapleczu niemieckiej Bundesligi.

We znaki obrońcom powinien dać się też powracający do Lechii Michał Mak, który nie przebił się na wypożyczeniu do Arminii Bielefeld. Papiery na grę ma młodzieżowy reprezentant Słowacji Jaroslav Mihalik, którego Cracovia wypożyczyła ze Slavii Praga. Ciekawie może wyglądać atak Jagiellonii, gdzie do Fiodora Černycha dołączy inny reprezentant Litwy, Arvydas Novikovas (Bochum). W ekstraklasie przybędzie też Gruzinów. Poza Dżalamidze jej szeregi zasilili środkowy pomocnik Mate Cincadze (Pogoń) i skrzydłowy Luka Zarandia (Arka Gdynia). Hiszpański trener Wisły Kiko Ramirez liczy z kolei na swojego rodaka Ivána Gonzáleza.

Sprawdzonymi, choć niespecjalnie imponującymi ostatnio zawodnikami skład uzupełnił Piast Gliwice. Na Śląsk trafili niechciany w Legii Bośniak Stojan Vranjes oraz Czech Michal Papadopulos, który jesienią strzelił dla Zagłębia Lubin jednego gola w 21. meczach. Jak na napastnika wynik gorzej niż przeciętny.

Najwięcej działo się tradycyjnie w Lechu i Legii. To też jedyne kluby, które jak na razie sięgnęły głębiej do portfela. 24-letni Wołodymyr Kostewycz regularnie grał na lewej obronie Karpat Lwów, które (łącznie z premiami) mogą dostać za niego nawet pół miliona euro. Przed Ukraińcem może grać Mihai Radut, swego czasu jeden z najzdolniejszych piłkarzy w Rumunii, który kosztował Steauę milion euro. Z czasem zaczął jednak mocno spuszczać z tonu, a ostatnie pół roku zmarnował w Emiratach Arabskich (wcześniej nie porozumiał się z... Lechem).

Wzmocnienia Legii prezentują się jeszcze bardziej okazale. Artura Jędrzejczyka nie trzeba nikomu (a już zwłaszcza przy Łazienkowskiej) przedstawiać, Dominik Nagy to jeden z najlepszych węgierskich piłkarzy młodego pokolenia, a Nigeryjczyk Daniel Chima Chukwu pozostawił po sobie dobre wrażenie, kiedy przyjechał na Łazienkowską w barwach Molde. Ten ostatni trafił do Warszawy za darmo, na pozostałych władze klubu jednak nie oszczędzały. Węgier kosztował około 600 tysięcy euro, „Jędza” okrągły milion (a na dodatek został najlepiej zarabiającym zawodnikiem ligi, 800 tys. euro rocznie).

Patrząc na wzmocnienia, Legia powinna wiosną zdystansować rywali. Pamiętajmy jednak, że zimą Wojskowych opuścili Nemanja Nikolić, Aleksandar Prijović i Bartosz Bereszyński (Lecha tylko Paulus Arajuuri). Z drugiej strony, władze Legii zarobili na nich siedem milionów euro, na nabytki wydając niespełna dwa. Po zamknięciu okienka w zachodnich ligach władze Legii będą pewnie polować na zawodników, którym nie udała się zmiana barw. A inne drużyny robić podchody pod legionistów, którzy pokazali się jesienią w Lidze Mistrzów.

Pozostaje uzbroić się w cierpliwość i czekać na kolejne transferowe ruchy polskich ligowców. Poprzedzone masą mniej lub bardziej sprawdzonych plotek.