menu

Powtórka koszmaru z Tallina. Lech przegrał pierwszy mecz ze Stjarnan

31 lipca 2014, 22:17 | Wojciech Maćczak

Wydawało się, że taki wypadek przy pracy, jak porażka z Nomme Kalju długo nie przytrafi się Lechowi. Tymczasem w spotkaniu III rundy eliminacji LE z islandzkim Stjarnan mamy powtórkę z rozrywki. „Kolejorz” przegrał pierwszy mecz 0:1 i w rewanżu będzie musiał odrobić straty. Oby skończyło się podobnie, jak z Estończykami.

Piłkarze Lecha od początku spotkania osiągnęli sporą przewagę. Dokładniej rzecz ujmując, to powinniśmy w tym miejscu napisać „prawie od początku”, bo tuż po pierwszym gwizdku sędziego poznaniaków postraszył 22-letni napastnik Ólafur Karl Finsen. Młodzieżowy reprezentant Islandii, który w tegorocznych eliminacjach Ligi Europy zdobył już pięć goli, przegrał pojedynek sam na sam z Jasminem Buriciem.

To była w zasadzie jedyna okazja gospodarzy w pierwszej połowie, później na boisku dominował „Kolejorz”. Nic w tym dziwnego, bo przecież w starciu z półamatorskim wiceliderem islandzkiej ekstraklasy poznaniacy byli zdecydowanym faworytem. Różnica w poziomie piłkarskim obu zespołów była dość wyraźna. Lech rozpoczął od kilku niecelnych strzałów z dystansu, a pierwszą wyśmienitą okazję stworzył sobie w dwunastej minucie. Darko Jevtić został zablokowany w polu karnym rywala, po czym piłka spadła pod nogi Gergo Lovrencsicsa, który przegrał pojedynek z Ingvarem Jonssonem.

Po kilku następnych sytuacjach 24-letni bramkarz wyrósł na bohatera swojego zespołu. W 16. minucie poradził sobie z groźnym strzałem Szymona Pawłowskiego po dograniu Marcina Kamińskiego. Chwilę później były zawodnik Zagłębia Lubin próbował zaskoczyć przeciwnika po rozegraniu rzutu rożnego, ale efekt był podobny, czyli znakomita interwencja golkipera Stjarnan.

Kolejną klarowną sytuację Pawłowski stworzył sobie w 35. minucie i po raz kolejny zatrzymał go Jonsson. Poza tym poznaniacy oddali mnóstwo niecelnych strzałów, w tym aspekcie prym wiódł Gergo Lovrencsics, kilka prób zaliczył również Vojo Ubiparip.

Druga połowa również zaczęła się od groźnej akcji gospodarzy. Tyle że tym razem Burić nie zaliczył widowiskowej interwencji, a głupi błąd. Nieporozumienie bramkarza Lecha z Marcinem Kamińskim wykorzystał Rolf Toft, nowy nabytek klubu z Garðabær. Duński napastnik już zdążył udowodnić, że będzie ważnym zawodnikiem w nowym zespole – przed tygodniem dał swojemu zespołowi bramkę na 2:2 w rewanżu z Motherwell, doprowadzając w ten sposób do dogrywki. Teraz zdobył kolejnego gola, dającego Stjarnan prowadzenie z Lechem.

W przypadku „Kolejorza” powtórzył się fatalny scenariusz z Estonii. W pojedynku z Nomme Kalju nie zdołał odrobić strat i odniósł wstydliwą porażkę, w starciu ze Stjarnan miał niemal całą drugą połowę, by doprowadzić przynajmniej do wyrównania. Powinien uczynić to już pięć minut po stracie bramki Ubiparip, ale po raz kolejny na wysokości zadania stanął Jonsson.

Bramkarz Stjarnan po raz kolejny błysnął w 60. minucie, kapitalnie broniąc strzał Lovrencsicsa po dograniu Pawłowskiego. Lech atakował, miał ogromną przewagę, walił głową w mur, a tymczasem… drugiego gola mogli zdobyć gospodarze. Finsen dostał świetną piłkę w polu karnym Lecha i w bardzo dogodnej sytuacji uderzył nad poprzeczką. Gdyby trafił, sytuacja „Kolejorza” stałaby się już bardzo skomplikowana.

Przerywnik w postaci akcji gospodarzy i powrót do normalności, czyli ogromnej przewagi Lecha. A 74. minucie na listę strzelców powinien wpisać się Ubiparip, ale po jego strzale obrońcy Stjarnan wybili piłkę z linii bramkowej. Chwilę wcześniej minimalnie niecelny strzał oddał wprowadzony na boisko po przerwie Muhamed Keita.

Paradoksalnie Lech zagrał na Islandii niezły mecz, który zakończył się porażką. Podobnie, jak w pierwszym spotkaniu z Nomme Kalju miał sporą przewagę, ale nie potrafił jej udokumentować. Rywal natomiast wykorzystał fatalny błąd w obronie poznaniaków i wygrał 1:0. Pozostaje nam tylko liczyć, że podobnie, jak dwumecz z Estończykami, również pojedynek ze Stjarnan ostatecznie zakończy się happy-endem.


Polecamy