Portugalia uratowała remis z USA!
Początkowo wszystko wskazywało na to, że Portugalia może pakować walizki i wracać do domu, bowiem do ostatnich minut meczu przegrywała z USA 1:2. Jednak dzięki bramce Silvestre Vareli zdobytej w doliczonym czasie gry, piłkarze Paulo Bento wciąż liczą się w grze o awans do fazy pucharowej.
Rzadko kiedy zdarza się, aby na tak wielkim turnieju któryś z zespołów miał już w swoim drugim meczu aż czterech nieobecnych. Taka sytuacja dotyczyła Portugalczyków, wśród których w niedzielny wieczór zabrakło pauzującego za czerwoną kartkę Pepe, a także kontuzjowanych Rui Patricio, Hugo Almeidy i Fabio Coentrao. Ten ostatni, z powodu urazu przywodziciela, nawet opuścił już zgrupowanie swojej reprezentacji, jako że i tak nie miał już szans na występ na mundialu nawet, jeśli jego drużyna awansowałaby do wielkiego finału.
Amerykanie nie tylko mieli znacznie lepszą sytuację kadrową – w ich szeregach nie mógł zagrać tylko Jozy Altidore – ale też mieli dużo większy komfort, jeśli chodzi o wynik pierwszego spotkania. Jankesi pokonali w nim bowiem Ghanę 2:1, podczas gdy Portugalczycy zostali rozbici przez Niemców aż 0:4 i druga porażka eliminowała ich z turnieju.
To jednak podopieczni Paulo Bento znacznie lepiej weszli w rozgrywany w Manaus mecz i potrzebowali zaledwie pięciu minut, aby otworzyć wynik spotkania. Wtedy to bowiem fatalny błąd we własnym polu karnym popełnił amerykański obrońca, Geoff Cameron, który przy próbie wybicia piłki dośrodkowywanej przez Andre Almeidę fatalnie skiksował i futbolówka trafiła pod nogi Naniego. Gwiazdor Manchesteru United, będąc sam na sam z Howardem, nie mógł spudłować – ze spokojem posadził amerykańskiego golkipera, po czym uderzył mocno pod poprzeczkę jego bramki, zapewniając swojemu zespołowi szybkie prowadzenie.
Amerykanie mogli więc się poczuć jak Ghańczycy kilka dni temu, kiedy Dempsey strzelił im gola już w 30. sekundzie pojedynku. Piłkarze Juergena Klinsmanna próbowali jak najszybciej zareagować, ale uderzenie z rzutu wolnego Dempseya poszybowało ponad poprzeczką bramki Beto. Nie minął jednak kwadrans spotkania, a zespół Paulo Bento dopadło kolejne nieszczęście, bowiem kontuzji mięśnia dwugłowego doznał Helder Postiga i już na tym etapie meczu musiał zastąpić go Eder.
Kolejne strzały z dystansu Jermaine’a Jonesa, Michaela Bradleya oraz Fabiana Johnsona nie znalazły drogi do portugalskiej bramki, choć do szczęścia brakowało naprawdę niewiele. Końcówka pierwszej połowy należała już do Portugalczyków, którzy powinni podwyższyć swoje prowadzenie, a okazję do tego mieli przednią. Bliski kolejnego trafienia był Nani, którego uderzenie z dystansu trafiło tylko w słupek bramki Howarda. Jeszcze bliżej zdobycia gola był Eder, który powinien był dobić skutecznie strzał kolegi, ale jego próbę z kolei fenomenalnie obronił bramkarz Evertonu. To właśnie dzięki niemu przed przerwą Amerykanie nie stracili dystansu do swoich rywali i przegrywali różnicą tylko jednej bramki.
Druga część gry, podobnie jak pierwsza, rozpoczęła się od sporego nieporozumienia w amerykańskiej defensywie, ale tego nie potrafił wykorzystać Eder, którego ekwilibrystyczny strzał poszybował ponad bramką. Później do głosu doszli podopieczni Klinsmanna, wśród których brylował Fabian Johnson. To właśnie po jego akcji w 56. minucie gry powinien być remis. Prawy obrońca Hoffenheim dynamicznie wpadł w pole karne, po czym doskonale zagrał przed bramkę do Bradley’a, który pomimo braku w bramce Beto uderzył wprost w stojącego na linii bramkowej Ricardo Costę.
Nikt w Manaus nie miał wątpliwości, że w tym momencie Portugalczycy wrócili z bardzo dalekiej podróży, ale sami podopieczni Paulo Bento nie wyciągnęli wniosków z własnych błędów, przez co niespełna dziesięć minut później był już remis, kiedy to absolutnie fenomenalnym uderzeniem z 25 metrów popisał się Jermaine Jones, doprowadzając do ekstazy wiele tysięcy amerykańskich fanów przybyłych do miasta położonego w samym centrum lasów amazońskich.
Już chwilę później mógł być remis, ale Howardowi udało się obronić strzał z kilkunastu metrów Meirelesa, a kolejne ataki reprezentacji Portugalii wyglądały niezwykle rozpaczliwie. Sytuacja drużyny z Półwyspu Iberyjskiego jeszcze pogorszyła się na dziewięć minut przed upływem regulaminowego czasu gry, kiedy to w ogromnym zamieszaniu pod bramką Beto najsprytniej zachował się doświadczony Clint Dempsey, który brzuchem z bliska skierował piłkę do siatki i to Amerykanie stanęli przed szansą posiadania kompletu punktów po dwóch seriach spotkań.
Wydawało się, że już nic nie może uratować Portugalczyków od odpadnięcia z mundialu już po dwóch kolejkach fazy grupowej, ale od czego zespół Paulo Bento ma swoją gwiazdę, Cristiano Ronaldo. Najlepszy piłkarz świata w 2013 roku pokazał swoją klasę, w ostatniej minucie czasu gry idealnie dośrodkowując na głowę rezerwowego Vareli, który celnym strzałem doprowadził do wyrównania i uratował marzenia swoich rodaków o awansie do fazy pucharowej mistrzostw.
Po kilkunastu sekundach sędzia Nestor Pitana z Argentyny zakończył spotkanie. Amerykanie w ostatniej chwili stracili swoją gwarancję gry w kolejnej rundzie, jaką mieliby w razie zwycięstwa. Podopiecznym Jurgena Klinsmanna brakuje do awansu tylko punktu, podobnie jak Niemcom, z którymi Jankesi spotkają się w ostatniej kolejce. Portugalczycy z kolei muszą liczyć na prawdziwy futbolowy cud…