menu

Polskie trio nadal w grze, czyli kilka wniosków po czwartkowych meczach Ligi Europy (KOMENTARZ)

17 lipca 2015, 08:42 | Patryk Kipigroch

Jedno jest pewne - możemy spokojnie czekać do rewanżowych spotkań polskich klubów w europejskich pucharach. Remisy 0:0 u siebie są lepsze niż porażki, a zwycięstwo Legii daje wreszcie zastrzyk optymizmu kibicom z Warszawy.

Legia Warszawa - FC Botosani
Legia Warszawa - FC Botosani
fot. sylwester wojtas

Zacznę od Śląska Wrocław, bo o nim najwięcej. Jako pierwsze nasuwa się, że temu klubowi potrzebne są sukcesy w Europie jak tlen. Chcę tu poruszyć kwestię pozytywnego szoku, którego dostałem spoglądając na trybuny w pierwszych minutach meczu. Frekwencja we Wrocławiu, szczególnie pod koniec zeszłego sezonu, to była tragedia. Wyjątkiem mogły być mecze z przeciwnikami jak Legia czy Lech. Jednak sytuacja ulegała drastycznej zmianie, gdy rywal był już z trochę niższej półki. Wszystkie akcje promocyjne klubu, owszem mogą pomóc, ale nic tak nie przyciąga na trybuny jak duże sukcesy sportowe. Razem z kibicami i grą w europejskich pucharach przyjdą pieniądze. Momentami Śląsk w meczu z Goeteborgiem był niespodziewanie blisko strzelenia gola, mimo że przebieg gry raczej zapowiadał coś zupełnie odwrotnego. Klub z stolicy Dolnego Śląska mógł spotkanie wygrać i nie zaprzątać sobie aż tak głowy rewanżowym meczem w Szwecji, a zamiast tego skupić się na dobrym zaprezentowaniu się w pierwszej kolejce Ekstraklasy. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

Powodów do narzekania też można się łatwo doszukać. Przede wszystkim chwilowa bezradność w ataku i brak zdecydowania piłkarzy Śląska w szybkich, ale tylko teoretycznie kontratakach. Bywały sytuacje, gdy skrzydłowi zwyczajnie nie mając co zrobić z piłką, wdawali się w dryblingi. Co było i tak lepszą decyzją niż od razu oddawać piłkę Szwedom. Trudno stwierdzić czy często chaotyczna gra w obronie wychodziła raczej na plus czy na minus, ale zero z tyłu to zawsze dobra wiadomość i raczej pozostanę przy dobrym skutku tego chaosu. Pozytywne myślenie ma w przypadku wrocławskiego klubu dużą rację bytu. Goeteborg jest silnym zespołem, ale w zasięgu i ten mecz do udowodnił. Śląsk mimo, że skazany przez wielu od początku na szybkie odpadnięcie z eliminacji Ligi Europy, pokazuje po raz kolejny, że nie przestraszył się wyzwania zawojowania Europy choćby w najmniejszym stopniu.

Legia Warszawa to jedyny klub, który ma naprawdę sporo do udowodnienia swoim kibicom w tych eliminacjach. Nowe koszulki, nowi piłkarze, nowy sezon, ale problemy jakby już przestarzałe, a mianowicie brak zwycięstw i pucharów. Uważam, że fana Legii nigdy nie zaspokoi sam Puchar Polski. To było widać po transparentach porozwieszanych na trybunach stadionu przy Łazienkowskiej. Łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale można ją w miarę szybko przesadzić na tego spokojniejszego. Piłkarze Botosani po godzinie gry zgubili gdzieś resztki siły i bez szczególnych przeszkód pozwalali legionistom wchodzić jak do siebie w ich pole karne. To musiało skończyć się bramką, a nawet dwiema. Na szczęście Ondrej Duda znów znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Przez resztę meczu byłem już spokojny o korzystny wynik, choć przyznaję i myślę, że większość fanów Legii tak samo, zacząłem liczyć na więcej. Jednak jak już napisałem w przypadku Śląska - jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Można powiedzieć, że jest to, po tej kolejce, myśl przewodnia dla wszystkich polskich klubów. No może oprócz Lecha, który wykonał swój plan w stu procentach.

Największym pechowcem na pewno jest Jagiellonia Białystok. Proszę, nie zrozumcie tego jako negatywna opinia o nie, nie! Uważam, że Jaga pokazała się z równie dobrze, co dwumeczu z Litwinami. Tylko nad stadionem wisiało dziwne fatum pecha. Jagiellonia miała wszystko, by ten mecz spokojnie wygrać w pierwszych minutach. Pierwsze pięć minut i mogło być 2:0, po sprawie. Potwierdziło się, że słynne już "Probierz time" to najlepszy as w rękawie białostoczan. Patryk Tuszyński być może bardziej potrzebował uderzyć z pierwszej piłki niż przyjmować i dopiero oddać strzał, ale takie gdybania niczego nie wniosą, ani tym bardziej nie zmienią wyniku. Omonia jest najłatwiejszym rywalem wśród wszystkich polskich zespołów i wystarczy mieć nadzieję, że trener Probierz razem z resztą sztabu tym razem lepiej nastawi celowniki w butach swoim podopiecznym i zwycięstwo będzie kwestią czasu. Bezradność Cypryjczyków najlepiej wyraża ilość zdobytych przez nich żółtych kartek. Cztery "ostatnie ostrzeżenia" to naprawdę wszystko, na co było ich stać w tym meczu. Nie sądzę, by swoje boisko miało odmienić losy dwumeczu o 180 stopni.

O komplecie polskich klubów w 3. rundzie eliminacji Ligi Europy dalej możemy śmiało marzyć. Dalej każdy z nich jest niepokonany i mimo słabszych momentów u każdego, raczej przeważają plusy. Panuje jednak opinia, że zawsze wyjazdowe mecze są tymi cięższymi. To często prawda, z którą ciężko dyskutować. Na pewno trudniejsze zadanie czeka Śląsk. Goeteborg u siebie nie będzie miał już tyle cierpliwości, co we Wrocławiu i raczej ten bezbramkowy remis traktuje jak my 0:0 Jagiellonii z Omonią. W każdym razie Śląsk nie czekał na wyrok i to sprawia, że na dziś mam raczej pozytywne myśli wobec wszystkich na rundę rewanżową.


Polecamy