Polskie El Dorado leni i pijaków. Taye Taiwo go nie uświadczy
Mistrzostwo Francji, wicemistrzostwo świata U-20, trzy razy w jedenastce sezonu Ligue 1. 31 meczów w Lidze Mistrzów, 253 w Olympique Marsylia, występy w Serie A (AC Milan) i Premier League. 54 mecze w kadrze Nigerii. To CV Taye Taiwo, który trenował z Legią na obozie w Turcji. Nie zachwycił jednak i może przybić piątkę z Raulem Bravo. Obrońcę, który z Realem wygrał wszystko, a w reprezentacji Hiszpanii zagrał 14 meczów Legia odpaliła po testach 1,5 roku temu.
- Taye Taiwo nie zagra w Legii! Nigeryjczyk nie zachwycił sztabu szkoleniowego
- Legia - Ajax: kibice zobaczą mecz na stadionie? We wtorek poznamy decyzję UEFY
- Dla nas ważne jest, jak potrafi grać teraz, a nie kiedyś - skomentował Henning Berg. Trudno nie przyznać mu racji. Do naszej ligi trafiali już zawodnicy rozpoznawalni w Europie. Zwykle z marnym skutkiem.
Za pierwszą megagwiazdę na polskich boiskach można uznać Anatolija Demjanenkę. Uczestnik trzech mundiali (1982, 1986, 1990) i wicemistrz Europy z 1988 roku, kapitan reprezentacji ZSRR, w której zagrał 80 razy. W 1991 r. trafił do Widzewa. Pięć tys. dolarów miesięcznie (w Dynamie Kijów dostawał 500), mercedes od klubu - Ukrainiec mógł czuć się w Łodzi jak pączek w maśle. Po rozegraniu 13 ligowych meczów wsiadł jednak w auto i... tyle go widziano.
Z podobnym skutkiem zakończył się kolejny transferowy hit łodzian. W latach 1981-96 Ulrich Borowka zagrał w Bundeslidze 388 meczów. Zdobył dwa mistrzostwa i Puchar Zdobywców Pucharów. Z kadrą RFN zajął trzecie miejsce na Euro '88. W 1997, mimo 35 lat na karku miał być gwiazdą ligi. Zamiast na boisku, szalał jednak w barach i kasynach. W autobiografii "Moje podwójne życie piłkarza i alkoholika" przyznał, że codziennie wypijał skrzynkę piwa i butelkę whisky. Na jednym z treningów zaczął jeść... śnieg, tak suszyło go po ubiegłej nocy. Zarabiał krocie, grał mało. Po pół roku Franciszek Smuda kazał mu się pakować.
Ananasem podobnego kalibru był król strzelców mundialu, Oleg Salenko. Trafił do Pogoni w 2000 roku, sześć lat po tym jak strzelił pięć goli Kamerunowi. Po drodze grał m.in. w Valencii. Z Grzegorzem Mielcarskim miał stworzyć w ataku duet Car - Mielcar. Rzeczywistość szybko zweryfikowała te plany. Rosjanin zagrał całe 18. minut i zakończył karierę w wieku 31 lat. - Miał z dziesięć kilo nadwagi. Niby ćwiczył na pełnych obrotach, ale wagi jakoś zgubić nie potrafił. Może przyjmował zbyt dużo pustych kalorii. Mieliśmy podejrzenia, ale nikt go nie przyłapał - przyznał w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" trener Mariusz Kuras. Plotki o problemach z alkoholem potwierdza przebieg jego kariery telewizyjnego eksperta. Po internecie krążą filmy, w których na wizji bełkocze, a nawet... traci przytomność.
Również brazylijska Pogoń Antoniego Ptaka skompromitowała się na całej linii, swój udział mieli w tym zawodnicy z ciekawą przeszłością. Adriano Gerlin da Silva w 1991 roku na mundialu U-17 został królem strzelców. Dwa lata później na mś U-20 do korony dołożył miano najlepszego gracza i złoto. W Szczecinie zagrał w trzech meczach i szybko opuścił klub. Więcej szans dostał Amaral, brązowy medalista igrzysk w Atlancie i 10-krotny reprezentant Kraju Kawy. Mimo 33 lat prezentował się przyzwoicie, ale prześladowały go urazy.
Hiszpański zaciąg - Inaki Descarga i Nacho Novo nie spisał się z kolei w Legii. Pierwszy przychodził do klubu jako kapitan Levante i wyjadacz z La Liga. Rywalizację z Jakubem Rzeźniczakiem jednak przegrał. Podobnie było z Nacho Novo, który błyszczał w Glasgow Rangers, a przy Łazienkowskiej sobie nie poradził. W Wiśle Kraków kariery nie zrobili Kew Jaliens (380 meczów w Eredivisie, 10 w reprezentacji Holandii) i Michael Lamey - niegdyś podstawowy obrońca PSV. Trudno oceniać Oliviera Kapo, który przed transferem do Korony grał m.in. w Auxerre, Juventusie i reprezentacji Francji. Cztery bramki w dziesięciu jesiennych meczach to jednak obiecujący dorobek.
Jedyną gwiazdą, która spełniła oczekiwania był Danijel Ljuboja. Legia ryzykowała sprowadzając w 2011 roku znanego z trudnego charakteru napastnika. W PSG, VFB Stuttgart i HSV nie osiągnął tyle co mógł właśnie przez wybryki poza boiskiem. W Polsce z miejsca stał się idolem, dla jego goli i nieszablonowych zagrań warto było przychodzić na trybuny. Z czasem okazało się jednak, że nie wyrósł ze sprawiania problemów wychowawczych. Opuszczał treningi, jadał w fast foodach, stracił prawo jazdy za prowadzenie po alkoholu. Czarę goryczy przelał słynny już incydent w Enklawie, kiedy to świętujący po zdobyciu Pucharu Polski "Ljubo" i Miro Radović zostali przyłapani przez prezesa Leśnodorskiego. Rado pokajał się i zapłacił wysoką karę finansową, Ljuboja miał stwierdzić, że nawet po pijaku gra lepiej niż koledzy... Jego kariera w Legii była skończona.
O tym, w czyje ślady poszedłby Taiwo już się nie przekonamy. To nie ostatni zawodnik "z nazwiskiem", którym zainteresuje się drużyna z ekstraklasy. Może jeszcze w zimowym okienku?