Polakiem się jest, a nie bywa
Coraz powszechniejszym zjawiskiem w światowym futbolu jest gra w reprezentacjach zawodników, których nazwiska nijak nie kojarzą się z danym państwem. Najlepszymi przykładami są drużyny narodowe Niemiec, Francji czy Szwajcarii. Problem ten zaczyna również dotykać Polski.

fot. Marek Zakrzewski
To, przed czym na początku swojej pracy bronił się selekcjoner, dziś powoli staje się znakiem firmowym polskiej reprezentacji.
Smuda zmienia zdanie
- Nie ma mowy, aby Arboleda kiedykolwiek u mnie zagrał. On jest Kolumbijczykiem. Stać nas na stworzenie reprezentacji opartej na Polakach - mówił Smuda. Z czasem jednak "Franz" zmienił zdanie i coraz częściej rozglądał się za kandydatami do gry z orzełkiem na piersi poza granicami kraju. We Francji znalazł Damiena Perquisa, solidnego zawodnika FC Sochaux. To on, wraz z Arboledą, stanowić ma podstawową parę stoperów na Euro 2012. Po drodze natrafił na Sebastiana Boenischa, który miał rozwiązać problem Polaków z obsadą lewej strony obrony. Od dłuższego czasu Boenisch zmaga się jednak z kontuzją, ale według Franciszka Smudy, do gry w reprezentacji może być gotowy już w październiku.
Podstawowym zawodnikiem u "Franza" jest Ludovic Obraniak, który w biało-czerwonej koszulce zadebiutował w meczu z Grecją, zdobywając dwie bramki. Obraniak urodził się we Francji, ale ma polskie korzenie. Nie mówi jednak po polsku. Jego dziadek był Polakiem, który przed II wojną światową wyemigrował nad Loarę.
Już dawno chęć gry w barwach Polski wyrażał Adam Matuszczyk, kolejny z piłkarskich emigrantów. - Na pewno trzeba rozgraniczyć umiejętności niektórych piłkarzy. Gra Arboledy w reprezentacji to zabieg mający na celu osiągnięcie wyniku na Euro 2012 - wyjaśnia nam Michał Globisz, znany w Polsce trener drużyn młodzieżowych. - Aczkolwiek na chwilę obecną nie wiadomo, czy kandydatura Manuela wchodzi w grę.
Podobnego zdania jest Bogusław Kaczmarek. - Dla mnie temat Arboledy w ogóle nie istnieje. Jego związek z Polską jest znikomy, taki jak Emmanuela Olisadebe. Co prawda rozegrał kilka bardzo dobrych meczów w eliminacjach do mundialu, jak choćby kapitalny występ z Ukrainą, ale on nigdy się nie czuł naszym rodakiem. Zresztą nigdy Polakiem nie był i nie będzie. O ile Olisadebe prezentował wysoki poziom gry, o tyle Arboleda prezentuje się obecnie słabo. Poza tym jego wiek. Jest już blisko 34-letnim piłkarzem.
Globisz przeciwny
- Jestem absolutnie przeciwny naturalizowaniu na siłę zawodników, którzy nie mają nic wspólnego z Polską, poza grą w ekstraklasie i zarabianiem tu pieniędzy - uważa Michał Globisz. - Jeśli jednak dany zawodnik jest w jakiś sposób związany z naszym krajem, to dlaczego nie dać mu szansy.
W tym miejscu trener Globisz przywołuje Ivo Pękalskiego, Polaka urodzonego w Szwecji. - Inaczej ma się sprawa w przypadku takich piłkarzy jak Pękalski, którego notabene znam. Znam także jego ojca. Jest to młody, bardzo utalentowany zawodnik, znakomicie mówiący po polsku. Rodzina blisko związana z Polską. Warto po niego sięgnąć - tłumaczy polski szkoleniowiec.
O Pękalskim było ostatnimi czasy głośno w polskich mediach. Zainteresowanie nim wyraził sam Franciszek Smuda, którego sztab obserwuje piłkarza, a sam selekcjoner chętnie widziałby go w swojej drużynie.
Stoper potrzebny
Globisz przyznaje, że o ile pomysł z naturalizowaniem Arboledy nie jest dobry, o tyle już inaczej się zapatruje na Damiena Perquisa. - Patrząc na grę naszych stoperów, jestem przekonany, że Perquis pomógłby kadrze Franciszka Smudy - stwierdza nasz ekspert. - Stoperzy grający w Polsce nie prezentują odpowiedniego, wysokiego poziomu. Piłkarze pokroju Jodłowca, Głowackiego czy Żewłakowa, w moim odczuciu, nie gwarantują solidności w starciu z silnymi rywalami. A przecież tylko z takimi podczas Euro przyjdzie nam się zmierzyć. Przyjście Perquisa rozwiązałoby ten problem.
Zdaniem polskich trenerów, sytuacja z naturalizowaniem piłkarzy to znak czasu. - Obecnie na świecie zapanował ogólny trend naturalizowania zawodników - mówi trener Globisz - ale pamiętajmy o umiarze. Nie przesadźmy z proporcjami. Nie chcemy, aby w kadrze Polski grało więcej zawodników naturalizowanych niż rodowitych Polaków. Powiedzmy - dwóch takich piłkarzy w składzie reprezentacji nie zaszkodzi, byle nie za wielu.
Bez Podolskiego
- Osobiście jestem za tym, aby w naszej reprezentacji grał Lukas Podolski - nie kryje z kolei popularny "Bobo". - W jego zachowaniu widać pobudki patriotyczne. Gdy na mistrzostwach Europy strzelił nam bramkę, to się nie cieszył z tego powodu. Widać było nawet na jego twarzy smutek. Innym typem zawodnika jest Miroslav Klose, który śpiewa hymn niemiecki i Polskę ma gdzieś. Kwestii naturalizowania zawodników nie stawiałbym na ostrzu noża.
Podejdźmy do tego spokojnie. Jeśli ktoś czuje się Polakiem, wyraża chęć gry u nas, to warto dać mu szansę.
Bardziej radykalny w swoich osądach jest Jan Tomaszewski, były bramkarz reprezentacji Polski. Zawodników, którzy raptem wskakują do kadry Franciszka Smudy, nazywa farbowanymi Polakami. Jego zdaniem, jeśli w biało-czerwonej koszulce ma grać Eugen Polanski, to dla niego jest to profanacja barw. - Mam obiekcje co do Polanskiego. Najpierw chciał grać w kadrze Niemiec, a gdy zobaczył, że na jego pozycji jest w tym kraju duża konkurencja, to zapałał miłością do Polski - przyznaje Bogusław Kaczmarek. - Taki zawodnik w reprezentacji średnio mi się widzi. Bardziej jest to zabieg marketingowy w perspektywie Euro 2012 i własna autopromocja nazwiska.
Polakiem się jest
Według Kaczmarka, "Polakiem się jest, a nie bywa". - Niektórzy piłkarze raz są Polakami, a innym razem Niemcami. Nie mam nic przeciwko Matuszczykowi. Chłopak już dawno zgłaszał chęć gry w biało-czerwonej koszulce - mówi Kaczmarek.
Kibice polskiej reprezentacji nie chcą się identyfikować z drużyną, w której brak Polaków. Czy u nas może się powtórzyć to co w Niemczech, gdzie o sile kadry Joachima Loewa stanowią zawodnicy pochodzenia tureckiego czy polskiego? - W Niemczech jest trochę inna sytuacja. Patrząc na nazwiska, wydaje się, że mało który to Niemiec - zauważa Globisz. - Tymczasem są to gracze, którzy się urodzili za naszą zachodnią granicą. Są oni szkoleni przed niemiecki system i niemieckich trenerów. To samo dotyczy Szwajcarów. Gdy przejrzymy ich skład, zobaczymy obco brzmiące nazwiska. My z kolei mówimy o piłkarzach, którzy się urodzili w Polsce, spędzili tu zaledwie rok i wyjechali do Niemiec. Nie porównywałbym więc tego do sytuacji niemieckiej drużyny narodowej.
W klubach jest tak samo
Kaczmarek dodaje: - Takie uwarunkowania coraz częściej widzimy w polskiej lidze. Pierwszy z brzegu przykład to Wisła Kraków, gdzie w pierwszym składzie gra trzech, a czasem dwóch Polaków. Potem się to przekłada na polską drużynę narodową. Myślę, że może dojść do takiej sytuacji.
Jeśli już mamy szukać potencjalnych kadrowiczów, to może warto się rozejrzeć po kontynencie południowoamerykańskim, gdzie mieszka wielu naszych rodaków. - Przywołam tu temat wczesnej emigracji z lat 30., kiedy wielu Polaków wyjechało do Ameryki Południowej. Ja bym poszedł tym tropem i szukał tam kandydatów do gry w reprezentacji. Nie każdy zawodnik grający w lidze francuskiej, niemieckiej może się nadawać do kadry - puentuje Bogusław Kaczmarek.








