Polacy w Lidze Mistrzów, czyli nie dla psa kiełbasa
Piłkarscy fani na całym świecie żyli dziś losowaniem fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jedni cieszą się łatwymi rywalami Manchesteru United czy FC Barcelony, inni ostrzą sobie zęby na szlagierowo zapowiadające się konfrontacje w grupie D. My proponujemy zapoznać się z drużynami, które na przestrzeni lat dostały się do piłkarskiego raju. Połowę z nich uznaje się u nas za słabeuszy...
Polscy fani są wielkimi optymistami, jeśli wziąć pod uwagę opinie o wylosowywanych co roku drużynach. Gramy z Rosenborgiem? Dawać ich, toporni i wolni! Mecz ze Spartą Praga? Jesteśmy lepsi! Trzeba zagrać z Dynamo Tbilisi? Golimy ich rezerwowym składem! I nic ci fani nie robią sobie z tego, że w rankingu UEFA zajmujemy niewysokie 18. miejsce, za Austrią, Danią, Szwajcarią czy Izraelem. Po wylosowaniu jakiejkolwiek drużyny z któregokolwiek z wymienionych państw, kibice rozlaliby w internecie morze optymizmu wypisując dyrdymały, jak to my tych słabych Austriaków/Duńczyków/Szwajcarów/Izraelczyków strasznie zbijemy, jak damy im lekcję gry w piłkę. My, profesorowie.
Do Ligi Mistrzów, licząc od jej powstania w 1992 roku, awansowały drużyny z 31 państw. Najwyżej sklasyfikowanym krajem, który nigdy nie wprowadził swojego klubu do piłkarskiego raju, jest Gruzja. Za nią Bośnia i Hercegowina, Azerbejdżan, Mołdawia... Do Ligi Mistrzów dostępu nie mają tylko najmniej poważne piłkarsko nacje. Absolutni słabeusze, totalni outsajderzy. Regularnie zaczynają grać w tych rozgrywkach Cypryjczycy, Białorusini czy Chorwaci. Czesi, Rumuni czy Szwajcarzy pokazują się w nich od lat. Wszyscy wykorzystują "reformę Platiniego" i walą do bram raju drzwiami i oknami. Prawie wszyscy, bo Polacy w tym wyścigu nie uczestniczą...
Zaczął się szesnasty kolejny sezon Ligi Mistrzów bez polskiej drużyny. Przeglądając listę drużyn, które miały przyjemność zagrać wśród najlepszych, można znaleźć kilka teamów, o których powiedzielibyśmy "kto ich tam wpuścił, amatorzy." Austriacy wprowadzili do Ligi Mistrzów trzy zespoły, które łącznie zagrały w sześciu edycjach rozgrywek. Sturm Graz czy Rapid Wiedeń są jednak przez kibiców nad Wisłą mało poważane. Belgia to pięć drużyn i aż siedemnaście występów w LM, w porównaniu z naszym dorobkiem - przepaść. Ale gdy przychodzi do losowania rywali w europejskich pucharach, chcemy grać z Club Brugge czy Standardem Liege. Po wszystkim dumnie przewidujemy szanse: "jesteśmy pewniakami", "spokojnie, to nie Real czy Barca, możemy ich pokonać". Tylko na jakiej podstawie ten optymizm?
Odkąd Liga Mistrzów jest dla nas nieosiągalna, grały w niej takie firmy jak: Rapid Wiedeń, Sturm Graz, Club Brugge, Lierse SK, RC Genk, Standard Liege, BATE Borysów, Levski Sofia, Dinamo Zagrzeb, Sparta Praga, Slavia Praga, Viktoria Pilzno, Anorthosis Famagusta Larnaka, APOEL Nikozja, AaB Aalborg, Broendby, FC Kopenhaga, Nordsjaelland, HJK Helsinki, AEK Ateny, Willem II Tilburg, SC Heerenven, Maccabi Hajfa, Hapoel Tel-Awiw, Maccabi Tel-Awiw, Rosenborg Trondheim, Molde, Boavista Porto, Sporting Braga, CFR Cluj, Unirea Urziceni, Otelul Galati, 1.FC Koszyce, Artmedia Petrzalka, MKS Zylina, Maribor Branik, FC Thun, FC Zurych, IFK Goteborg, AIK Sztokholm, Helsingborg, Bursaspor, VSC Debreczyn... Kogokolwiek byśmy nie wylosowali w którejkolwiek rundzie europejskich pucharów, uważalibyśmy się za faworytów... Takie klubu wchodzą do Ligi Mistrzów, a my nadal nie potrafimy... Łącznie, od początku rozgrywek, zagrało w nich 128 zespołów.
Piłkarskie potęgi wprowadzają zespoły do Ligi Mistrzów wręcz hurtowo. Na przestrzeni lat tego zaszczytu dostąpiło: trzynaście drużyn hiszpańskich, jedenaście niemieckich, dziesięć francuskich, dziewięć angielskich i włoskich, siedem holenderskich, po pięć belgijskich, portugalskich, rosyjskich i tureckich.
W tym momencie nie gonimy klubów niemieckich czy angielskich, bo to jest przepaść. Nie gonimy też drużyn belgijskich czy tureckich, bo to jednak całkiem inny poziom. Nikogo nie gonimy, bo uciekają nam teamy cypryjskie, białoruskie, chorwackie czy rumuńskie.
Morał? Reprezentacja nie wygrywa w ciągu trzech lat żadnego meczu z dwunastu rozegranych z finalistami Euro 2012. Przegrywamy z Estonią. Ale media i część kibiców kreują pozytywną atmosferę szerząc hasła "mamy gotową drużynę na mistrzostwa w Brazylii". Polskie drużyny dostają potężne lanie od drużyn szwedzkich (1:6 i 1:3 w dwumeczach), czeskich (0:7), niemieckich (4:10). Mniejsze od norweskich (2:3). Ale wszyscy są zadowoleni. Kasa się zgadza, nie jest mała, więc po co pchać się do fazy grupowej? By za zarobione pieniądze zamienić piłkarzyków na prawdziwych piłkarzy? Komu się to opłaca? Na pewno nie zawodnikom, którzy zarabiają w miesiąc tyle, co dwuletnia pensja liczona wedle średniej krajowej.
Cyrk jedzie dalej, karuzela się kręci, tylko na tym smutnym pastwisku zostaliśmy sami. Inni, lepsi i mądrzejsi, nie chcą się już z nami bawić. A może chcą (patrz:reformy rozgrywek), tylko my nie potrafimy...