Łódzkiego Klubu Sportowego czwartoligowe przypadki wyjazdowe
Kibice Łódzkiego Klubu Sportowego w związku z meczami wyjazdowymi swojej drużyny na jesień sezonu 2013/2014 w IV lidze nie mieli łatwego życia. Bez problemów udało im się obejrzeć zaledwie... dwa.
Już w najbliższą sobotę podopieczni Wojciecha Robaszka rozegrają pierwsze wyjazdowe spotkanie w rundzie wiosennej. Pogoń Zduńska Wola, gospodarz meczu, zdecydowała się przeznaczyć 350 wejściówek dla kibiców gości, którzy chociaż pojechaliby nawet i bez nich, to przynajmniej będą mogli spokojnie i legalnie obejrzeć grę swoich piłkarzy. Jednak nie każdy klub miał tyle "odwagi", co działacze Pogoni i na jesień sympatycy ŁKS obejrzeli z trybun zaledwie dwa występy łódzkiej drużyny. Dlaczego odwagi napisałam w cudzysłowie? Bo za każdym razem udowodnili, że goszczące ich miejscowości nie maja się czego obawiać.
Odwołać...
Paranoja związana z przyjazdem licznej grupy kibiców z Miasta Włókniarzy wybuchła jeszcze przed startem IV ligi w sezonie 2013/2014, choć plotki na ten temat pojawiały się już wtedy, gdy nawet nie było wiadomo, gdzie tak naprawdę zagra ŁKS. Pierwszy poddał się KS Paradyż, z którym biało-czerwono-biali mieli rozegrać swój drugi mecz. Nie udało się, bo zarząd klubu postanowił zrezygnować z organizacji spotkania, co wiązało się z przyznaniem gościom walkowera. I tak, chociaż jeszcze podopieczni Wojciecha Robaszka nie zdążyli jeszcze wybiec na boisko, już mieli na swoim koncie trzy punkty. Do skutku nie doszedł także pojedynek inauguracyjny z Jutrzenką mający odbyć się w Warcie. W ślad za obawiającym się najazdu kibiców Paradyżem, jej włodarze, po konsultacjach z władzami miasta i policją, zdecydowali najpierw o przeniesieniu a potem o odwołaniu meczu,
- Nasi kibice skupiają się przede wszystkim na dopingowaniu swoich zawodników. Strach wyrażany przez inne kluby nie jest dla mnie zrozumiały - komentował wtedy napastnik Łódzkiego Klubu Sportowego Adam Patora, podkreślając, że dla niego świadczy to tylko o tym, że miejsce biało-czerwono-białych na pewno nie jest w IV lidze.
...przełożyć...
Pierwszy mecz wyjazdowy - też nie bez komplikacji - łodzianom udało się rozegrać dopiero w ramach czwartej kolejki, tyle, że... w Łodzi i w innym niż wstępnie zarządzono terminie. Problemy z organizacją spotkania zgłosił tym razem Start Brzeziny, apelując o zmianę dnia jego odbycia się w związku z poszukiwaniem obiektu, na którym mogłyby wystąpić obie drużyny. Beniaminek nie chciał, by stało się to na jego stadionie i ostatecznie porozumiał się ze Startem Łódź. Kibice jednak musieli obejść się smakiem, bo mecz zaplanowano bez udziału publiczności, której musiało wystarczyć dopingowanie biało-czerwono-białych zza bramy. Był to jednak o tyle postęp, że przynajmniej nie doczekaliśmy się trzeciego walkowera w IV lidze.
...a może wycofać się całkowicie?
Czas wkroczyć tylko w nasze domniemania, które, chociaż oczywiście niekoniecznie pokrywają się z prawdą, to stały się bardzo popularną wówczas teorią na temat kroków kolejnego z rywali Łódzkiego Klubu Sportowego. 3 września, na cztery dni przed meczem podopiecznych Wojciecha Robaszka z Mazovią Rawa Mazowiecka okazało się, że gospodarz ma na tyle znaczne problemy organizacyjne i ekonomiczne, że nie jest w stanie dłużej utrzymać zespołu i brać udziału w rozgrywkach.
Oczywiście tak może się zdarzyć każdemu, jednak rawianie uporali się z tym stanem dosyć szybko. Jak zapewniał prezes Marcin Kosela, zaledwie w jeden dzień sytuacja finansowa klubu uległa na tyle znacznej poprawie, że już dziewięć dni po jego wycofaniu się poproszono Łódzki Związek Piłki Nożnej o zgodę na powrót i dalsze występowanie w ramach IV ligi. Walkowerem zakończyły się więc tylko dwa spotkania, w tym jedno właśnie z ŁKS. Pojawiły się wówczas opinie, to że to właśnie ten jeden mecz był powodem problemów Mazovii - sponsor miał domagać się jego organizacji, na co miały nie zgadzać się zarząd, władze miasta i policja. Jak było w rzeczywistości już później się nie dowiedzieliśmy, ale co ludzie pomyśleli, to już zostało ich.
Pierwszy odważny - Pilica Przedbórz
Ósma kolejka i zarazem piąte (według terminarza oczywiście) spotkanie wyjazdowe łodzian wreszcie przyniosło przyjemną odmianę. Zarząd Pilicy Przedbórz jako pierwszy oparł się histerii, jakiej uległy inne kluby, i zdecydował się na zorganizowanie meczu na własnym obiekcie, na który zaprosił również kibiców drużyny gości, którzy... ani nikogo nie pobili, nikogo nie zabili, ani nie zdemolowali miasta. Jedyne co można było im zarzucić, to odpalenie dużej ilości pirotechniki, która jednak prezesowi gospodarzy musiała przypaść do gustu, bo po ostatnim gwizdku nie ukrywał, że gdyby raz jeszcze - po wizycie łódzkich fanatyków - stanął przed decyzją, czy i gdzie miałby się odbyć pojedynek z ŁKS-em, byłaby ona taka sama.
Swoje próbowała za to zrobić policja, która starała się chyba za wszelką cenę doprowadzić do choćby małego spięcia - na szczęście nieskutecznie. Zgromadzone wyjątkowo licznie służby mundurowe już po meczu jak tylko mogły utrudniały i spowalniały opuszczenie obiektu przez sympatyków gości, którzy jednak zachowali zimną krew i skończyło się na zatrzymaniu może czterech czy pięciu osób.
Ok, gramy, ale bez kibiców
Odmiana nie potrwała długo. Łódzki Związek Piłki Nożnej, chcąc uniknąć na przyszłość sytuacji podobnych jak w przypadku Paradyża czy Jutrzenki, wydał decyzję, która pozwoliła klubom organizować mecze z podopiecznymi Wojciecha Robaszka bez udziału kibiców gości. I chociaż policja zachęcała, by łodzian u siebie przyjmować, oraz deklarowała pełne zabezpieczenie podczas spotkań, zgoda udzielona przez ŁZPN była dla sympatyków ŁKS-u jak wyrok i "zakaz wyjazdowy".
Kolejne kluby korzystały z przysługującej im możliwości i chociaż liczne grupy fanatyków biało-czerwono-białych nadal podążały za ukochana drużyną, nie mogły obejrzeć jej starć nawet zza płotów, skutecznie odpychani i izolowani przez policję. Nie pomagało także zgłaszanie zgromadzeń, bo władze miast odwoływały się od wniosków i nie było już czasu na reakcję ze strony gości. I tak z Działoszyna, Białej Pajęczańskiej (tam rozgrywają swoje spotkania Czarni Rząśnia) i Mierzyna łodzianie wrócili już po kilku minutach obecności, nie chcąc wchodzić w starcia ze służbami mundurowymi.
Kolejni odważni - oby nie ostatni
Nie wszyscy jednak poszli w tę stronę. W Moszczenicy postanowiono wziąć przykład z Pilicy Przedbórz, czym po raz kolejny dano kibicom biało-czerwono-białych okazję do obalenia tworzonych wkoło nich mitów. Raz jeszcze bardzo liczna grupa fanatyków nie spowodowała żadnych szkód, a jedynie swoim głośnym dopingiem dopełniła widowiska, pokazując, że postępowanie zarządzających innymi czwartoligowymi klubami nie miało w rzeczywistości żadnych podstaw. Ba, jakby przeliczyć, Pilica i Włókniarz musieli bardzo dobrze wyjść na takiej wizycie ŁKS, bo wpływy z wykupowanych przez gości wejściówek z pewnością pokrywały koszta organizacji spotkań, o ile jeszcze nie przynosiły minimalnych, bo minimalnych, ale zysków.
Do podobnego wniosku na wiosnę musiała dojść Pogoń, która nawet nie próbowała się wymigać i od razu zdecydowała się na przeznaczenie części biletów dla kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego i dzięki temu w najbliższą sobotę całkowicie legalnie będą mogli oni obejrzeć występ podopiecznych Wojciecha Robaszka. No, może nie wszyscy, ponieważ tak jak w przypadku poprzednich meczów jest pewne, że do Zduńskiej Woli wybiera się dużo liczniejsza grupa fanatyków niż mogłoby to wynikać z liczby przeznaczonych dla nich wejściówek, a władze miasta odwołały się od wniosku o zgromadzenie pod stadionem klubu. Jest jednak nadzieja, że Pogoń wyjdzie zaistniałej sytuacji na przeciw i pozwoli łodzianom już na miejscu nabyć kolejne bilety.
Wspomniane sobotnie spotkanie, pierwsze na wyjeździe dla biało-czerwono-białych w rundzie wiosennej, w ramach którego zmierzą się z Pogonią Zduńska Wola, rozpocznie się o godzinie 13:00.