Sergio Batata przez pandemię nie może powrócić do Polski [ZDJĘCIA]
Sergio Batata z Pogonią Szczecin zdobył wicemistrzostwo Polski w 2001 r., a później był gwiazdą Portowców ery Antoniego Ptaka. Wciąż gra w piłkę.
Kiedy występował w juniorach brazylijskiej drużyny Atletico Mineiro, bardzo często zamawiał w lokalach frytki, po portugalsku “batata frita”. To stąd właśnie wzięła się jego ksywka. Koledzy zaczęli tak na niego wołać, co z początku nie podobało się młodemu Brazylijczykowi. Ale tak zostało i jako Sergio Batata przyjechał do Polski. Trafił do Łódzkiego Klubu Sportowego. Gdy Antoni Ptak przywiózł młodego, wówczas 17-letniego pomocnika wraz z innymi Brazylijczykami, Batata przeżył szok. Gdy wsiadał do samolotu, panowała temperatura blisko 30 stopni Celsjusza. W Polsce minus 15. Dobrze, że ludzie związani z klubem czekali na nich na lotnisku z grubymi kurtkami. Piłkarscy imigranci przez kilka tygodni pobytu w naszym kraju nie wystawili nosa spoza hotelu.
- Mało słyszałem o Polsce. Młody byłem i niezorientowany, co się dzieje za granicą. Słyszałem od mojego taty, że w reprezentacji grali Lato, Boniek, Tomaszewski. Gdy trafiłem do Polski, miałem prawie skończone 17 lat. Był listopad, była zima, nie mogę tego zapomnieć. Po wyjściu z samolotu od razu krzyczeliśmy, że bardzo zimno, że na pewno będzie ciężko. Chcieliśmy zrobić karierę, to musieliśmy przyzwyczaić się do tej sytuacji. Jestem zadowolony, że udało mi się wytrzymać - wspomina Sergio.
Z pierwszymi dniami pobytu Bataty i jego rodaków w Polsce wiąże się ciekawa anegdota. Gdy już wyszli poza hotel, pojawili się na ulicy w kalesonach, nie wiedząc, że ta część garderoby służy do zakładania pod spodnie. Napotkani ludzie patrzyli na nich jak na kosmitów.
W barwach ŁKS-u zadebiutował w ekstraklasie. Było to 11 maja 1997 roku przeciwko Polonii Warszawa. Później półtorej roku spędził na wypożyczeniach, zanim na dobre zadomowił się w jedenastce łódzkiej drużyny. Piłkarz chciał stabilizacji, a był co pół roku przerzucany z klubu do klubu.
Batata nie zadomowił się natomiast w samej Łodzi, wręcz bał się o swoje życie, bo grożono mu śmiercią. Gdy nieznani mu ludzie pukali do drzwi, nie otwierał. Dręczyciele więc wbijali nóż albo wymalowywali sprayem “White Power”. Batata z przejawami rasizmu sobie nie radził i drżał o swoje bezpieczeństwo. Prezes Antoni Ptak przydzielił mu ochroniarzy, którzy mieszkali z nim kilka dni, odwozili i przywozili z treningów. Po rozmowie Brazylijczyka z kibicami ŁKS-u sytuacja nagle się uspokoiła.
W Łodzi został do 2000 r. i zdołał pokazać się z na tyle dobrej strony, że zgłosiła się po niego Fortuna Dusseldorf. Niemcy chcieli również kupić Marka Saganowskiego. Za samego Batatę oferowali milion marek. Oferta z niemieckiego klubu była bardzo konkretna, Brazylijczyk miał zarabiać kilkanaście razy więcej niż w ŁKS. Jednak Antoni Ptak uparł się, że może zgodzić się tylko na wypożyczenie i transfer nie doszedł do skutku, mimo że Sergio przeszedł już testy medyczne. Zamiast wyjechać do Niemiec – na pół roku trafił do GKS Katowice. W styczniu 2001 r. dołączył do Pogoni, która szykowała się do walki o tytuł mistrzowski. Batata zagrał w sześciu meczach, w tym ze Stomilem Olsztyn, który zapewnił Portowcom srebrny medal. Ta przygoda w Szczecinie trwała pół roku.
Przez całą karierę ofert transferowych było multum, jednak Antoni Ptak, będący w posiadaniu karty zawodnika, mówił stanowcze nie. Brazylijczyk, grając nawet na zapleczu elity, przykuwał uwagę menedżerów innych klubów. Jednym z nich był Mistrz Świata z 1994 roku, Jorginho.
- Dotarła do mnie fama o dobrej grze Bataty - przyznał w 2003 roku legendarny obrońca reprezentacji Brazylii. - Tylko na podstawie tego co zobaczyłem dziś na treningu widać, że ten zawodnik ma ogromne możliwości. Sądzę, że każdy podzieli mój pogląd, iż Batata marnuje się w polskiej II lidze. Z pewnością piłkarz o takich umiejętnościach mógłby grać w Bundeslidze albo gdzieś w Brazylii.
Jorginho przyleciał do Szczecina, bo Batata był gwiazdą Pogoni, która w sezonie 2003/04 walczyła o awans do elity. Zagrał w 30 meczach, zdobył 10 bramek, drugie tyle wypracował.
W znakomitej formie brazylijski piłkarz był po Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii. Grając w barwach Widzewa strzelił pięć goli, asystował przy ośmiu. Pojawiły się głosy, aby Batatę, niemającego jeszcze wtedy polskiego paszportu, powołać do kadry. Kontaktował się z nim ówczesny selekcjoner Paweł Janas, który widział dla niego miejsce na boisku w roli ofensywnego pomocnika. Zamiast gry z orzełkiem na piersi, Ptak wypożyczał go do różnych klubów. Batata w ciągu trzech sezonów zwiedził aż sześć klubów i zdecydowanie brakowało mu stabilizacji. Z tego okresu wyciągnął jedną, ale bardzo ważną lekcję - że nie warto rozpakowywać walizek. I gdy Ptak zainwestował w Szczecinie – to Batata dłużej był zawodnikiem jednego klubu. Po awansie do ekstraklasy reprezentował Pogoń 2,5 roku. Tyle, że był po kontuzji i nie prezentował się już tak dobrze. W sumie zagrał 29 spotkań w elicie, strzelił 2 bramki.
Polski paszport dostał dopiero w listopadzie 2006 roku, tym samym zrzekając się obywatelstwa brazylijskiego. Obecnie w kraju, w którym się urodził, jest traktowany jak turysta i nie może przebywać tam dłużej niż 3 miesiące. Gdyby ówczesny piłkarz Pogoni nie zmagał się z poważnymi kontuzjami i wcześniej otrzymał obywatelstwo, to pewnie wystąpiłby na Mistrzostwach Świata w Niemczech jako pierwszy naturalizowany Brazylijczyk. W 2008 roku polski paszport otrzymał Roger Guerreiro, a w 2014 Thiago Cionek.
W 2005 roku doznał kontuzji i wrócił do treningów po pół roku okazało się, że zabieg usunięcia łąkotki został źle przeprowadzony i w kolanie wciąż znajdował się kawałek niepotrzebnej kości. Na domiar złego rok później przydarzyła się kontuzja drugiego kolana. Był to początek końca wspaniałego Brazylijczyka na polskich boiskach. Wrócił jeszcze na chwilę do Brazylii, potem rozegrał kilka spotkań w barwach Groclinu, triumfując w Pucharze Ligi. To właśnie w Grodzisku pożegnał się ze sportowym trybem życia. Wcześniej nie lubił alkoholu, ale wtedy uległ pokusie. Do tego zaczął wydawać ogromne sumy pieniędzy. Reszta funduszy była bezpieczna na lokatach w kraju kawy.
I tak zaczęła się tułaczka po niższych ligach - Warta Poznań, Stal Niewiadów, Zawisza Bydgoszcz, Kotwica Kołobrzeg, Motor Lublin, Chełmianka Chełm i Polonia Piotrków Trybunalski. Od sezonu 2018/19 biega po boiskach piotrkowskiej A klasy w barwach Luciążanki Przygłów. Jest to 21 klub w którym gra zawodnik pochodzący z Brazylii. 17. z Polskę.
- Szukałem klubów w niższych ligach, dla zabawy i dociągnięcia do końca kariery. Ekstraklasa i I liga mnie nie interesowały. Odbierałem dużo telefonów, ale za wszystko dziękowałem. W sumie to tylko moja wina. Moja i mojego lenia. Gdyby mi się chciało, to mógłbym dłużej pograć na wysokim poziomie. Jestem zadowolony ze swojej kariery. Dopóki zdrowie dopisuje, dopóki mogę pomagać chłopakom na boisku, to jeszcze będę grał. A gdy poczuję, że już nogi są ciężkie, zaczyna zawodzić moja kondycja, to powiem stop, kończę karierę – mówił w jednym z wywiadów.
W ostatni weekend Luciążanka wróciła do gry, ale bez Sergio Bataty w składzie.
- Cały czas rozmawiamy, Sergio znów chce przylecieć do nas, ale nie wie, kiedy będzie to możliwe. Pandemiczna sytuacja w Brazylii jest trudna i nie wiadomo, kiedy dostanie zgodę na wylot – mówi Robert Dytrych, prezes Luciążąnki.
(współpraca JL)