Pogoń Szczecin - Śląsk Wrocław (ANALIZA)
W niedzielnym spotkaniu drugiej kolejki Ekstraklasy w Szczecinie Pogoń podejmowała Śląsk Wrocław. Mecz po niezłym widowisku zakończył się remisem 1:1. Co zdecydowało o takim rozstrzygnięciu? Jak padały bramki? Zapraszamy do analizy tego meczu.
Tadeusz Pawłowski po przegranym dwumeczu el. LE z IFK Goeteborg postanowił dać odpocząć kilku podstawowym zawodnikom. Na ławce mecz zaczęli m.in.: Paweł Zieliński oraz Dudu Paraiba, czyli dwaj boczni obrońcy. W ich miejscu mogliśmy oglądać Kamila Dankowskiego i Mariusza Pawelca. Dopiero w drugiej połowie na placu pojawił się także dotychczas podstawowy gracz Jacek Kiełb. Cała ta trójka miała duży wpływ na przebieg meczu i jego rezultat. Z kolei Czesław Michniewicz nie mógł skorzystać z kontuzjowanego Takafumiego Akahoshiego. Jego miejsca podobnie jak w Poznaniu zajął Patryk Małecki i z tej roli wywiązał się przyzwoicie.
Zgodnie z zapowiedziami piłkarze Pogoni od samego początku ruszyli do ataku. W pierwszych 15 minutach posiadali dużą przewagę raz po raz zagrażając bramce rywala. Większość akcji przeprowadzana była skrzydłami gdzie chciano wykorzystać niepewność nowych graczy Śląska na tych pozycjach. O ile dobrze radził sobie Pawelec, tak Kamil Dankowski miał wiele problemów z aktywnym Lewandowskim i schodzącym w tę strefę boiska Małeckim. Cała pierwsza połowa wygląda w podobny sposób - to Pogoń kreowała grę i stwarzała zagrożenie pod bramką Pawełka (świetne sytuacje zmarnowali Frączczak i Danielak), a wrocławianie zaledwie kilka razy próbowali się odgryźć wykorzystując grę z wiatrem oddali dwa groźne strzały z dystansu, z którymi poradził sobie Kudła.
Na drugą połowę goście wyszli bardziej skoncentrowani i nie popełniali już tak dużo błędów i strat, ale jeden z nich - gapiostwo przy rzucie z autu zakończył się bramką Zwolińskiego. Posiadanie piłki wyrównało się, a po zejściu z boiska Lewandowskiego i Małeckiego zespół Pogoni już tak płynnie nie przeprowadzał swoich akcji. Jedną ze strat "Portowców" została świetnie wykorzystana przez przyjezdnych co przyniosło wyrównującą bramkę. Po tym golu mecz się wyrównał i nie oglądaliśmy już sytuacji bramkowych. Pogoni brakowało jakości z przodu i impulsu z ławki, a gości ten remis zadowalał, więc skupili się na utrzymaniu wyniku.
KLUCZOWE STATYSTYKI
"Portowcy" dominowali w środkowej strefie. Największą robotę w tej części boiska robił Mateusz Matras, który zgarniał większość piłek w powietrzu oraz notował dużą ilość odbiorów. Zarówno Hołota jak i Hateley nie mogli sobie poradzić z rosłym pomocnikiem gospodarzy na co wskazuje liczba wygranych pojedynków w tej części boiska.
W grze Śląska mogła dziwić mała ilość akcji przeprowadzanych skrzydłami. Boki obrony Pogoni to najsłabszy punkt tego zespołu co zresztą pośrednio można zauważyć przy strzelonej bramce przez Śląsk. Słaby mecz rozgrywał Flavio Paixao, ale przy bramce to właśnie jego podanie okazało się kluczowe. Przy dobrej grze stoperów Pogoni oraz Murawskiego i Matrasa, aż prosiło się aby częściej posyłać piłki na skrzydła i tam szukać swoich szans. Na poniższym obrazku można zobaczyć jak mało prób dośrodkowań ze skrzydeł podjęli gracze Śląska (żadne z nich nie dotarło do celu).
JAK PADAŁY BRAMKI?
1:0 Łukasz Zwoliński
Bramka dająca prowadzenie Pogoni była efektem braku koncentracji gości i szybkiego rozegrania rzutu z autu przez Adama Frączczaka. Prawy obrońca "Portowców" jest znany z bardzo dalekich wrzutów i w takich sytuacjach gracze Śląska powinni umiejętnie się ustawić. Jak widać na powyższym obrazku zarówno Celeban jak i Kokoszka zostawili za swoimi plecami napastnika Pogoni, który mógł swobodnie opanować piłkę. Piotr Celeban jeszcze w ostatniej fazie tej akcji mógł powstrzymać Zwolińskiego, ale ten ograł go w świetny sposób i nie dał szans na skuteczną interwencję Pawełkowi. Warto jeszcze zwrócić uwagę do kogo pobiegł przybić "piątkę" po tej bramce Adam Frączczak....był to chłopiec do podawania piłek, który błyskawicznie rzucił piłkę do Frączczaka, a ten mógł od razu wznowić grę co przyniosło prowadzenie Pogoni.
1:1 Robert Pich
Strata Pogoni na połowie Śląska przyniosła szybką kontrę gości. Piłka trafiła do Jacka Kiełba, który ruszył odważnie do przodu zostawiając za plecami Ricardo Nunesa. Zarówno boczny obrońca jak i zbiegający go asekurować Mateusz Matras mogli i powinni przerwać tę akcję faulem jeszcze przy środkowej linii boiska. Na skutek zbiegnięcia Matrasa do skrzydła powstała luka w środku pola gdzie piłka trafiła do niepilnowanego Flavio Paixao, a ten natychmiastowych dokładnym podaniem uruchomił idealnie wbiegającego w tempo Roberta Picha. Słowak w sytuacja sam na sam nie dał żadnych szans bramkarzowi i stan meczu został wyrównany. Na powyższym obrazku widać jak "Portowcy" próbowali jeszcze złapać na spalonego Picha (po raz kolejny za daleko został Frączczak, ale nie tylko on), jednak w akcji tej wszystko było wykonane w idealnym tempie co było bardzo trudne do zatrzymania.