menu

Podsumowanie 8. kolejki La Liga: Czekając na El Clasico

23 października 2014, 01:15 | Adam Wielgosiński, Jakub Seweryn

Ósma kolejka Primera Division była dla Barcelony i Realu Madryt prawdziwą rozgrzewką przed przyszłotygodniowym El Clasico. W tym samym czasie jednak dystansu do faworytów, z różnym skutkiem, starały się nie stracić trzy pozostałe zespoły z ligowej czołówki, Valencia, Sevilla i Atletico. Zapraszamy do podsumowania z tej serii spotkań.

Mecze 8. kolejki La Liga

Granada – Rayo Vallecano 0:1 (Manucho 90+3')

Ósma kolejka Primera Division rozpoczęła się w piątkowy wieczór w Granadzie, gdzie przyjechało Rayo Vallecano. Gospodarze przystępowali do tego spotkania po serii trzech porażek z rzędu, z kolei Rayo swój ostatni mecz na wyjeździe wygrało 27 września przeciwko Levante (2:0). Spotkanie zaczęło się od rajdu Leo Baptistao, zakończonego bardzo ładnym technicznym strzałem Liki. Skrzydłowy gości próbował pokonać Fernandeza strzałem w pod poprzeczkę, lecz golkiper ekipy Joaquina Caparrosa popisał się świetną interwencją. Na nieszczęście oglądających to spotkanie, była to jedyna dogodna okazja w pierwszej połowie. Kolejna zła wiadomość dla nich była taka, że w drugich czterdziestu pięciu minutach było jeszcze gorzej i spotkanie bardziej przypominało pojedynek naszej Ekstraklasy niż La Liga. Zmieniło się to dopiero w 84. minucie, gdy Manucho zmienił Leo Baptistao. Dlaczego to odnotowaliśmy? Dlatego że to właśnie Angolczyk okazał się kluczową postacią tego spotkania. Były gracz Realu Valladolid najpierw trafił do siatki po prostopadłym podaniu Trashorrasa, ale podanie Hiszpana jednak okazało się nie w tempo i arbiter boczny podniósł chorągiewkę, sygnalizując spalonego. Granada błyskawicznie wznowiła grę i bardzo dużo szczęścia miał obrońca Rayo, Insua, który sfaulował wychodzącego na czystą pozycję rywala i obejrzał tylko żółtą kartkę. W 93.minucie ponownie szczęście było przy zespole gości. Źle interweniujący obrońca Granady, Babin, zagrał piłkę do Kakuty, a podał idealnie w tempo do Manucho, który płaskim strzałem pokonał golkipera rywali i w ostatniej minucie meczu ustalił wynik tego starcia. Dzięki tej bramce, Rayo rzutem na taśmę wygrało to spotkanie 1:0 i trzy punkty pojechały do Madrytu.

Levante – Real Madryt 0:5 (C. Ronaldo 13'-k., 61', Chicharito 38', J. Rodriguez 66', Isco 82')

Piętnaście goli straconych i zaledwie pięć strzelonych - oto bilans bramkowy Levante, który przed meczem z Realem Madryt nie napawał optymizmem. Różnicę klas pomiędzy oboma zespołami było widać na murawie. Już w 12. minucie Juanfran sfaulował w polu karnym Javiera Hernandeza i arbiter spotkania wskazał na wapno, a jedenastkę wykorzystał oczywiście Cristiano Ronaldo, który wcześniej w dwóch sytuacjach nie potrafił się wstrzelić w bramkę rywala. Chwilę później mógł być remis, gdy efektownym wolejem Ikera Casillasa próbował pokonać Camarasa, ale w tej sytuacji piłkę z linii bramkowej wybił Luka Modrić. W 38. minucie po rzucie rożnym dla Realu piłka trafiła do Jamesa Rodrigueza, który zacentrował na piąty metr, wprost na głowę "Chicharito", który podwyższył wynik meczu na 2-0. Po przerwie dwukrotnie na bramkę Levante strzelał Isco. Pierwsze uderzenie zostało zablokowane, a drugie dobrze wybronił Marino, choć piłka nie należała do najwolniejszych i nieprzyjemnie kozłowała po murawie. Nieco ponad kwadrans minął od rozpoczęcia drugiej połowy, a Isco popisał się wspaniałym rajdem i zagrał piłkę do Cristiano. Portugalczyk minął dwóch obrońców Levante i mocnym strzałem pokonał bramkarza rywali. To był już piętnasty (!) gol napastnika Królewskich w ósmym ligowym pojedynku. W 66. minucie było już 4-0, gdy cudowną górną piłkę do Jamesa Rodrigueza posłał Toni Kroos. Kolumbijczyk przyjął futbolówkę na klatkę piersiową i wolejem nie dał Marino żadnych szans. Ataki "Królewskich" nie ustępowały. Bramkarza Levante dwukrotnie nie potrafił pokonać Modrić, który znalazł się w dobrej sytuacji po podaniu Ronaldo. W 82. minucie przecudownym golem Isco ustalił wynik spotkania. Młody Hiszpan fantastycznie uderzył zza pola karnego pod poprzeczkę bramki przeciwnika, a sobotni pojedynek zakończył się wysokim zwycięstwem Realu aż 5:0.

Athletic Bilbao – Celta Vigo 1:1 (Aduriz 5'-k. - Nolito 72')

To nie jest udany sezon dla Athletiku Bilbao. Miejsce w strefie spadkowej to lokata zdecydowanie poniżej oczekiwań, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że Baskowie grają w tym roku w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Nastroje przed meczem z Celtą w zespole Los Leones nie mogły być najlepsze, ponieważ ekipa z Galicji na wyjeździe jeszcze w tych rozgrywkach nie przegrała. Sobotnie spotkanie rozpoczęło się jednak dla Athletiku znakomicie. Po zagraniu ręką w polu karnym Sergiego Gomeza sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy, a z jedenastu metrów nie pomylił się Aritz Aduriz. Niedługo później ten sam piłkarz mógł strzelić drugiego gola, uderzając głową po wrzutce Susaety z rzutu rożnego, ale bardzo dobrym refleksem wykazał się Alvarez. W kolejnej sytuacji Aduriz był już skuteczniejszy, ale arbiter jednak gola nie uznał, bo centrując Oscar De Marcos "wygarniał" piłkę już spoza linii końcowej. Druga połowa zaczęła się od... wpakowania piłki do siatki przez Aduriza, już po raz trzeci. Tym razem napastnik Basków był na pozycji spalonej i decyzja sędziego ponownie okazała się trafna. W tym spotkaniu okazje bramkowe stwarzali głównie gospodarze, a gdy pierwszą groźną akcję skonstruowała Celta, to od razu zakończyła się ona golem. W 73. minucie gry dwójkowa akcja duetu Orellana-Nolito zakończyła się precyzyjnym strzałem byłego skrzydłowego Benfiki i Gorka Iraizoz musi wyciągać piłkę z bramki. Ta bramka dodała gościom wiatru w żagle i w końcówce spotkania Nolito miał szansę przechylić szalę zwycięstwa na korzyść przyjezdnych, ale w sytuacji 'oko w oko' z Iraizozem posłał futbolówkę ponad bramką. Spotkanie zakończyło się remisem: passa Celty bez wyjazdowej porażki wciąż trwa, a Baskowie wydostali się ze strefy spadkowej.

FC Barcelona – Eibar 3:0 (Xavi 60', Neymar 72', Messi 74')

To był mecz dwóch drużyn, które bardzo przyzwoicie rozpoczęły nowy sezon. W czterech ostatnich meczach Eibar nie zaznał goryczy porażki, podczas gdy Barca we wszystkich siedmiu ligowych spotkaniach nie straciła nawet gola. Pierwsze minuty stały pod znakiem zmarnowanych okazji Messiego. Argentyńczyk próbował strzelać, próbował dogrywać, ale to był jeden z tych dni, kiedy do szczęścia brakuje Ci centymetrów. Eibar stać było na żałosny strzał Capy, który po minięciu Claudio Bravo miał pustą bramkę, do której ostatecznie nie trafił. Po tym krótkim epizodzie pod polem karnym Barcy wróciliśmy pod "szesnastkę" Eibaru. Strzelali groźne zarówno Xavi, jak i Messi, ale w naprawdę dobrej dyspozycji był Irureta. W końcu Baskowie także skontrowali, ale w sytuacji sam na sam z Bravo nie popisał się Berjon. Napastnik beniaminka trafił wprost w chilijskiego bramkarza i do przerwy na Camp Nou był bezbramkowy reis. Pierwszy kwadrans drugiej połowy nie zwiastował zmiany rezultatu, ale w końcu w 61. minucie Messi doskonale prostopadle podał do Xaviego, a ten podcinką otworzył wynik meczu. W 72. minucie było już 2:0, gdy Dani Alves celnie dośrodkował w pole karne wprost na nogę Neymara, a atakujący Blaugrany strzałem z powietrza podwyższył wynik spotkania i jednocześnie rozwiał marzenia piłkarzy, trenera i kibiców Eibaru na wywiezienie korzystnego rezultatu z Camp Nou. Dwie minuty później duet "LioNey" rozklepał linię obrony i pomocy drużyny Garitano i mieliśmy już 3-0 dla Katalończyków. Tym uderzeniem Leo Messi zbliżył się na odległość zaledwie jednego gola do legendarnego Telmo Zarry, najlepszego strzelca La Ligi w historii. Kolejne zwycięstwo Barcelony stało się faktem i w sobotę na Estadio Santiago Bernabeu drużyna Luisa Enrique pojedzie jako jedyny niepokonany zespół w lidze.

Cordoba – Malaga 1:2 (Ghilas 90+4' – Samuel 21', Amrabat 30'-k.)

Cordoba, choć ma barwy biało-zielone, jest czerwoną latarnią ligi, dlatego wskazanie faworyta w tym meczu nie było czymś trudnym. Faworyt swój status potwierdził na boisku, będąc na Estadio Nuevo Arcangel stroną zdecydowanie lepszą. Mecz Malagi z beniaminkiem rozpoczął się od znakomitego rajdu Juanmiego, który prawie wszystko zrobił doskonale, ale ostatecznie nie zdołał trafić do siatki. Gra obronna gospodarzy była chaotyczna, co w 22. minucie wykorzystał Samuel Garcia. Napastnik Andaluzyjczyków wykończył bardzo dobre górne podanie od Ignacio Camacho i było 0:1. Osiem minut później po podaniu Nordina Amrabata Juanmi był nieprzepisowo zatrzymywany w polu karnym przez Juana Carlosa, bramkarza Cordoby, a z jedenastu metrów nie pomylił się podający Amrabat i po pół godzinie gry ekipa z Costa del Sol prowadziła już różnicą dwóch goli. Jeszcze w pierwszej połowie Samuel Garcia próbował zaskoczyć Carlosa podkręconym strzałem w kierunku okienka jego bramki, ale portero gospodarzy był na posterunku. W drugiej połowie podopieczni Javiego Gracii jeszcze bardziej zdominowali ten mecz. W jednej z okazji Horta trafił do siatki, ale gol nie został uznany, bo Portugalczyk był na spalonym. Cordobę stać było tego dnia tylko na honorowego gola Nabila Ghilasa już w doliczonym czasie gry, a kolejna porażka tego zespołu kosztowała utratę posady dotychczasowego szkoleniowca, Alberta Ferrera, którego na tym stanowisku zastąpił Lucas Alcaraz.

Atletico Madryt – Espanyol Barcelona 2:0 (Tiago 42', M. Suarez 70')

Vicente Calderon jest prawdziwą twierdzą Atletico Madryt. I choć w tym sezonie forma nie jest tak wysoka jak w zeszłorocznych rozgrywkach, to ekipa Diego Simeone była faworytem do zgarnięcia trzech punktów w starciu z Espanyolem Barcelony. Już na początku meczu w polu karnym Casilli mieliśmy niemały kocioł czarownic, w którym gola próbował strzelić Mario Mandzukić, ale Chorwat z bliska nie potrafił trafić do siatki rywala. Odpowiedź "Papużek" była błyskawiczna, jednak po dośrodkowaniu Sergio Garcii, Lucas Vazquez nie zdołał pokonać Miguela Moyi. Atletico, jak to Atletico, wrzucało bez końca i w końcówce pierwszej połowy przyniosło to zamierzony efekt. Mimo że najpierw Raul Garcia był bardzo blisko przepięknej bramki nożycami, ale w końcu w 43. minucie Gabi dośrodkował tak, że piłka spadła idealnie na głowę Tiago i było 1-0 dla "Rojiblancos". Jeszcze w pierwszej połowie Caicedo chciał zrewanżować się własnym trafieniem, ale posłał piłkę wysoko w trybuny. Po przerwie w Madrycie działo się niewiele, ale w 72. minucie ponownie mieliśmy festiwal gry górą, który Mario wykończył strzałem na 2-0, ustalając wynik tego starcia i pieczętując zwycięstwo Atletico.

Deportivo La Coruna – Valencia 3:0 (Gaya-sam. 36', Lucas Perez 42', Toche 79')

Po pokonaniu Atletico w poprzedniej kolejce "Nietoperze" z Walencji przyjeżdżały na El Riazor w roli zdecydowanego faworyta. Tego dnia jednak zdecydowanie lepszy dzień mieli gospodarze, którzy stłamsili swojego przeciwnika. Na groźne sytuacje trzeba było jednak do końcówki pierwszej połowy, gdy po uderzeniu z rzutu wolnego Medunjanina piłka odbiła się od poprzeczki i od pleców Yoela, po czym wyleciała za linię końcową. Z tego zdarzenia wyniknął rzut rożny, a centra z kornera zakończyła się bramką samobójczą Jose Luisa Gayi. W 43. minucie było już 2-0 dla Deportivo, gdy Lucas Perez z praktycznie zerowego konta wpakował piłkę do siatki i kibice zgromadzeni w La Coruni znowu mogli świętować. Po tym trafieniu w drugiej połowie Valencia nieco się przebudziła, ale nie stworzyła wielu ciekawych okazji, a to głównie za sprawą bardzo dobrej gry naszego rodaka, Cezarego Wilka, który po tym meczu zebrał w Hiszpanii same pochlebne recenzje. W 79. minucie było już po meczu. Rezerwowy Toche wykorzystał znakomite prostopadłe podanie rezerwowego Jose Rodrigueza (wszedł na murawę dosłownie kilkanaście sekund przed tą akcją) i wbił ostatni gwóźdź do trumny Valencii. Drużyna z Mestalla w ten bolesny sposób przegrała po raz pierwszy w tym sezonie, z kolei Depor efektownie przerwało passę czterech porażek z rzędu.

Elche – Sevilla 0:2 (Bacca 59', Gameiro 73')

Po porażce Valencii Sevilla w przypadku pokonania Elche mogła wskoczyć na drugie miejsce w tabeli. Ostatnie trzy mecze Elche u siebie to remis i dwie porażki, co nie napawało optymizmem przed starciem z drużyną z Ramon Sanchez Pizjuan. Już pierwsza akcja nastawionej na kontrataki Sevilli powinna zakończyć się golem. Pędzący Vidal podawał do Bakki, który miał przed sobą tylko pustą bramkę, ale w ostatnim momencie Gimenez przerwał to podanie. Kolejna groźna okazja to trójkowa akcja Denisa Suareza z Bakką i Vidalem, lecz tym razen to skrzydłowy Sevilli nie był w stanie pokonać Herrery. Teraz nadszedł czas na złą wiadomość: to jedyne dwie akcje godne opisania z pierwszej połowy tego meczu, bo emocje i bramki przyszły dopiero po przerwie. W 60. minucie piłkę z rzutu wolnego wstrzeliwał w pole karne - lub strzelał, ciężko w tym wypadku domyślić się zamiaru - Gerard Deulofeu, a po jego mocnym uderzeniu futbolówkę przed siebie "wypluł" Herrera i Carlos Bacca z najbliższej odległości wpakował ją do siatki. W 73. minucie meczu wynik na 0:2 ustalił wracający po długiej kontuzji Kevin Gameiro, który wykończył głową wrzutkę Denisa Suareza po kontrataku drużyny Emery'ego. Elche próbowało odrabiać straty, strzelając z dystansu, ale nie miało to najmniejszego sensu. Zwycięstwo Sevilli mogło być jeszcze bardziej okazałe, ale w końcówce meczu akcji 'dwóch na dwóch' nie wykończył Gameiro, strzelając w banalnie prostej sytuacji prosto w bramkarza gospodarzy. Sevilla i tak wygrała to spotkanie bardzo pewnie 2-0 i zameldowała się na pozycji wicelidera.

Villarreal – Almeria 2:0 (Uche 23', 59')

W niedzielny wieczór na El Madrigal przyjechała Almeria. Obie drużyny już w pierwszej połowie pokazały, że nie zadowolą się remisem. Najpierw dos Santos na spółkę z trzema kolegami z ofensywy byli bliscy pokonania Rubena, ale w dobrych nie potrafili dokładnie uderzyć z dziesiątego metra, a jeśli chodzi o Almerię, to z blisko trzydziestu metrów prawdziwą bombę z dystansu posłał Navarro i Sergio Asenjo musiał popisać się nie lada refleksem, by to uderzenie wybronić. W 23. minucie Ikechukwu Uche zapewnił gospodarzom prowadzenie, pakując piłkę głową do siatki z najbliższej odległości. Nieuważna gra w obronie Almerii poskutkowała już po przerwie asystą Moi Gomeza i golem (ze spalonego) na 2-0 autorstwa Uche i na El Madrigal było już pozamiatane. Po tej bramce na murawie nie działo się już praktycznie nic, może poza żółtą kartką dla Czeryszewa za naprawdę godną podziwu symulkę. Rosjanin zrobił efektownego fikołka, ale tak świetna akrobacja nie zrobiła wrażenia na arbitrze. "Żółta Łódź Podwodna" pewnie wygrała to spotkanie i dzięki zdobyciu trzech punktów awansowała na szóste miejsce w tabeli.

Real Sociedad – Getafe 1:2 (Hervias 82' – Yoda 90',90+2')

Ósmą kolejkę zamykało na starcie Sociedad z Getafe, czyli drużyny, która, poza pokonaniem Realu Madryt, w tym sezonie nie pokazała absolutnie nic oraz typowego średniaka, który kiedy dowiaduje się, że jest pewny utrzymania, nagle przegrywa wszystkie mecze. Coś jak Termalica, która orientuje się, że musi wszystko przegrać, bo inaczej awansuje do Ekstraklasy. Wracając do Hiszpanii, to spotkanie zaczęło się od ataków madrytczyków. Po jednym ze strzałów Sarabii piłka odbiła się od słupka i tylko własna bramka Zubikaraia uchroniła go od wyciągania futbolówki z siatki. W pierwszej połowie nie było zbyt wiele ciekawych okazji. Drugie czterdzieści pięć minut zaczęło się od większej ilości celnych strzałów, ale w parze z celnością nie szła siła. Całą drugą połowę to Getafe atakowało, ale jak na ironię to Real Sociedad, a dokładniej Pablo Hervias strzelił gola na 1-0. Kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że trzy punkty zostaną w Baskonii, Karim Yoda strzelił w 90. i w 92. minucie dwa gole i pozbawił Sociedad kompletu punktów, a być może także i zabierając pracę Jagobie Arrasate.

Statystyki kolejki:
Strzelono 26 goli
Pokazano 54 żółte i żadnej czerwonej kartki
Na trybunach zasiadło 321 tys. widzów (32,1 tys. na mecz)

Jedenastka kolejki: Asenjo (Villarreal) - Gimenez (Atletico), Godin (Atletico), Insua (Rayo) – Yoda (Getafe), Lucas Perez (Deportivo), Xavi (Barcelona), J. Rodriguez (Real M.) - Messi (Barcelona), Uche (Villarreal), C. Ronaldo (Real M.)

Ławka rezerwowych: Casilla (Espanyol) – Alves (Barcelona), Krychowiak (Sevilla), Wilk (Deportivo), Isco (Real M.), Neymar (Barcelona), Amrabat (Malaga).

Piłkarz kolejki: Karim Yoda (Getafe)
W poniedziałek Moc była z Getafe! Yoda w samej końcówce strzelił dwa gole, które odwróciły losy spotkania na Estadio Anoeta i dały trzy punkty popularnym Los Azulones.

Bramka kolejki: Gol Isco w meczu z Levante
W tej kolejce zdecydowanie zwycięża wspaniały strzał Isco zza pola karnego, który przypieczętował zwycięstwo Realu na Estadio Ciudad de Valencia

Pozytywne wyróżnienie kolejki: Deportivo
Absolutnie nikt nie spodziewał się, że beniaminek wpakuje trzy gole popularnym "Nietoperzom". Takie niespodzianki lubimy najbardziej, a jeśli Polak jest kluczową postacią kolejki, to już naprawdę nie mamy na co narzekać.

Negatywne wyróżnienie kolejki: Real Sociedad
Dawno nikt w tak głupi sposób nie przegrał meczu. Los uśmiechnął się do Realu, gdyż piłkarze Jagoby Arrasate strzelili gola po 80. minucie, na którego nie zasługiwali. Mimo fury szczęścia, przez swój brak umiejętności, nie byli w stanie dowieźć korzystnego rezultatu do końca meczu.

Tabela La Liga po 8. kolejce [pełna tabela] :

1. Barcelona 22 punkty, bramki: 22:0
2. Sevilla 19, 15:8
3. Real M. 18, 30:9
4. Valencia 17, 17:7
5. Atletico 17, 13:4
(…)
16. R. Sociedad 5, 9:13
17. Athletic 5, 5:12
18. Elche 5, 7:18
19. Levante 5, 4:20
20. Cordoba 4, 5:13

Terminarz 9. kolejki La Liga (24-27.10) [pełen terminarz] :

Celta - Levante (piątek, godzina 21)
Almeria – Athletic (sobota, 16)
Real Madryt - Barcelona (sb, 18)
Valencia - Elche (sb, 20)
Cordoba – R. Sociedad (sb, 22)
Eibar – Granada (sb, 22)
Malaga – Rayo (niedziela, 12)
Espanyol - Deportivo (nd, 17)
Sevilla - Villarreal (nd, 19)
Getafe - Atletico (nd, 21)

Klasyfikacja strzelców:

C.Ronaldo (Real M.) – 15
Neymar (Barcelona) – 8
Messi (Barcelona) – 7
Bacca (Sevilla) - 6
Nolito (Celta) - 5

Skróty 8. kolejki La Liga:

Śledź autorów na Twitterze - Kuba Seweryn i Adam Wielgosiński


Polecamy