Podsumowanie 7. kolejki La Liga: pokaz siły Valencii, Real poskromił Lwy z Bilbao
Siódma kolejka Primera Division była ostatnią przed dwutygodniową przerwą na mecze reprezentacji. To także okazja do pierwszych podsumowań początku rozgrywek. Kto najbliższe dwa tygodnie spędzi w spokojnej atmosferze, a gdzie będzie ona bardzo nerwowa i nieprzyjemna? Zapraszamy do podsumowania.
Mecze 7. kolejki La Liga
Getafe – Cordoba 1:1 (Baba 88’ – Ekeng 78’)
Siódma seria spotkań rozpoczęła się w piątek na przedmieściach Madrytu, gdzie do Getafe przyjechał beniaminek z Cordoby. Jak ktoś rozpoczął oglądanie tego meczu od drugiej połowy, to absolutnie nic nie stracił, bowiem oba zespoły zaliczyły w pierwszych 45 minutach totalny falstart, prezentując bardzo mizerny futbol. Po przerwie jednak to się zmieniło, głównie za sprawą Getafe, które starało się za wszelką cenę zdobyć trzy punkty na swoim stadionie. Tuż po godzinie gry piłkarze Cosmina Contry powinni prowadzić po dobrze rozegranym przez siebie rzucie rożnym i bramce głową Lafity, ale sędzia niesłusznie odgwizdał w tej sytuacji spalonego. Co więcej, głupia strata na własnej połowie Mehdiego Lacena sprawiła, że w 78. minucie ładną indywidualną akcją i precyzyjnym płaskim strzałem popisał się Patrick Ekeng, dzięki czemu to przyjezdni byli o krok od zwycięstwa. Tego jednak nie osiągnęli, bo ostateczny rozpaczliwy zryw Los Azulones przyniósł trafienie Baby Diawary, dzięki czemu, mimo kilku okazji gospodarzy jeszcze w doliczonym czasie gry, na Coliseum Alfonso Perez mieliśmy ostatecznie podział punktów.
Valencia – Atletico Madryt 3:1 (Miranda-sam. 6’, A. Gomes 7’, Otamendi 13’ – Mandzukić 29’)
Rozprawić się z Atletico Diego Simeone w 13 minut? To nie udało się dotąd chyba nikomu, a jednak w hitowym spotkaniu siódmej kolejki Primera Division zobaczyliśmy prawdziwy pokaz siły walczącej o powrót do ligowej czołówki Valencii. Nietoperze nie potrzebowali nawet kwadransa, aby praktycznie przesądzić o swoim triumfie nad aktualnym mistrzem Hiszpanii. Rozpoczęło się jednak od sporej pomocy ze strony Los Colchoneros, bowiem gospodarze wyszli na prowadzenie dzięki koszmarnej interwencji Joao Mirandy, który nie porozumiał się ze swoim bramkarzem i wpakował głową piłkę do siatki. Kilkadziesiąt sekund później Miranda znów pokazał się z kiepskiej strony i Andre Gomes z łatwością wpadł z piłką w pole karne i mocnym strzałem błyskawicznie podwoił prowadzenie drużyny Nuno Espirito Santo. Zespół Simeone jeszcze nie otrząsnął się po utracie dwóch goli, a błyskawicznie zrobiło się 3:0 po główce Nicolasa Otamendiego po dobrze rozegranym przez Nietoperze rzucie rożnym.
Atletico dopiero w tym momencie zdołało nieco opanować sytuację na murawie. W 29. Minucie odbite przez Diego Alvesa uderzenie z dystansu Tiago skutecznie dobił Mario Mandzukić, a tuż przed przerwą goście z Madrytu mogli wrócić do tego spotkania na dobre. W polu karnym ręką zagrał bowiem Jose Gaya, ale jedenastki nie wykorzystał Guilherme Siqueira, którego słaby strzał bardzo pewnie złapał Diego Alves. Druga część gry to już skuteczna defensywa Valencii i walenie głową w mur w wykonaniu Atletico. Dopiero w samej końcówce do siatki gospodarzy trafił Alessio Cerci, ale po chwili zawahania arbitra jego radość szybko się zakończyła, bowiem sędzia słusznie dopatrzył się zagrania ręką Włocha i zamiast gola kontaktowego Cerci obejrzał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Valencia pokonała pewnie na Estadio Mestalla Atletico 3:1 i potwierdziła, że będzie się liczyć w tym sezonie w walce o najwyższe cele.
Rayo Vallecano – FC Barcelona 0:2 (Messi 35’, Neymar 36’)
Po triumfie Valencii nad Atletico, lider La Liga z Barcelony musiał zdobyć choćby jeden punkt na Estadio de Vallecas, aby utrzymać swoje prowadzenie w tabeli. I to się podopiecznym Luisa Enrique udało bez większego wysiłku, choć pierwsze 20 minut należało do ich bramkarza Claudio Bravo, który obronił jeden bardzo dobry strzał Alberto Bueno, by następnie pobić ligowy rekord bycia ‘niepokonanym’ od początku sezonu. Wraz z czystym kontem w sobotę nowy bramkarz Barcy nie stracił gola w lidze już od 630 minut. Barcelonie w pierwszych 30 minutach brakowało czy to zdecydowania, czy to skuteczności, czy też dobrych decyzji arbitra, który dwukrotnie niesłusznie zatrzymywał wychodzących na czystą pozycję Katalończyków. W końcu jednak wzięli sprawy w swoje ręce dwaj liderzy Barcelony. W 35. minucie po podaniu Pique skutecznością popisał się Leo Messi, 60 sekund później po asyście Munira wynik płaskim strzałem podwyższył Neymar i stało się jasne, że w Madrycie o niespodziankę będzie ciężko. Duma Katalonii w pełni kontrolowała przebieg spotkania, ale nieskuteczność jej piłkarzy nie pozwoliła odnieść w sobotę jeszcze bardziej okazałego zwycięstwo. Sam Leo Messi mógłby już w tym meczu stać się najlepszym strzelcem w historii La Liga, ale tego dnia nawet u niego szwankowała finalizacja akcji ofensywnych. Rayo z kolei stać było w tym meczu tylko na dwie czerwone kartki. Najpierw, po godzinie gry, za dwie żółte z boiska wyleciał Jorge Morcillo, a już w doliczonym czasie gry jego ‘wyczyn’ powielił Javier Aquino. Blaugrana przekonująco wygrała w Madrycie, wróciła na fotel lidera i nadal nie straciła w tym sezonie ligowym ani jednego gola. Czyżby na to trzeba było czekać do zbliżającego się wielkimi krokami El Clasico?
Eibar – Levante 3:3 (P.Lopez-sam. 46’, S. Berjon 70’, Piovaccari 90+3’ – Morales 2’, Camarasa 43’, Casadesus 79’)
Ci, którzy przed spotkaniem dwóch najbiedniejszych drużyn La Liga, Eibar i Levante, nie spodziewali się piłkarskich fajerwerków, bardzo pozytywnie zostali zaskoczeni przez piłkarzy obu drużyn, bo właśnie na maleńkim stadionie beniaminka miało miejsce najciekawsze spotkanie tego weekendu. Już w drugiej minucie gry bardzo ładnym technicznym strzałem sprzed szesnastki popisał się Jose Luis Morales i szybciutko goście znaleźli się na prowadzeniu, a gdy tuż przed przerwą Levante po akcji Moralesa dołożyło do tego drugiego gola autorstwa Victora Camarasy, wydawało się, że zespół z Walencji jest już bardzo blisko zwycięstwa. Tak jednak nie było, bo Eibar po przerwie rzuciło się do odrabiania strat i już w pierwszej minucie drugiej połowy gol samobójczy Pedro Lopeza sprawił, że wynik tego meczu znów był sprawą otwartą.
Beniaminek nie ustawał w atakach, a wyrównanie przyszło po kapitalnie rozegranym rzucie wolnym i cudownym uderzeniu z woleja Saula Berjona. Gdy wszystko wskazywało na to, że Eibar dostaje wiatru w żagle i jest na dobrej drodze do zwycięstwa (Piovaccari zdobył niesłusznie anulowaną bramkę) gola niespodziewanie strzeliło Levante. Na 11 minut przed końcem meczu piłkę przed polem karnym otrzymał Casadesus i posłał ją pod poprzeczkę bramki Irurety, jednak nawet to nie pozwoliło gościom wywieźć z Kraju Basków kompletu punktów, bo już w doliczonym czasie gry Piovaccari doprowadził już bez żadnych wątpliwości i kontrowersji do remisu. Fantastyczny mecz na Estadio Municipal de Ipurua i remis, który oba zespoły mogą przyjąć z pewnym niedosytem.
Malaga – Granada 2:1 (Santa Cruz 60’, Antunes 80’-k. – El Arabi 1’)
Jedne z wielu w całym sezonie derbów Andaluzji miały miejsce w sobotni późny wieczór, gdy na La Rosaleda w Maladze przyjechała drużyna Granady. Drużyna Joaquina Caparrosa po otrzymaniu lania na Camp Nou od Barcelony (0:6) zamierzała się zrehabilitować, wygrywając z zespołem, który jako jedyny dotąd w lidze był w stanie Blaugranę zatrzymać. Już w pierwszej minucie goście wyszli na prowadzenie za sprawą niepewnej interwencji w bramce Malagi Carlosa Kameniego, z której skrzętnie skorzystał Youssef El Arabi. Tak szybko stracony gol zaskoczył gospodarzy na tyle, że nie byli oni w stanie na niego zareagować jeszcze w pierwszej połowie, nie tworząc w jej trakcie praktycznie żadnych sytuacji bramkowych. To zmieniło się dopiero po przerwie. Ożywił się przede wszystkim Roque Santa Cruz, który wprawdzie w pierwszej swojej okazji nie potrafił pokonać Roberto, ale drugą już bez większego trudu wykorzystał, dzięki czemu po godzinie gry w Maladze był remis 1:1. Kilka minut później piłkarze Javiego Gracii sami sobie utrudnili zadanie, gdy Angeleri po własnym błędzie sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Successa i z czerwoną kartką musiał opuścić plac gry. Drużyna gospodarzy, która po wejściu młodego Samu Castillejo tuż przed bramką wyrównującą była zdecydowanie stroną aktywniejszą w tym spotkaniu, nawet w dziesiątkę potrafiła przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Wydatnie pomógł jej w tym jednak sędzia, który dopatrzył się w polu karnym zagrania piłki ręką przez Manuela Iturrę, a jedenastkę pewnym strzałem na gola zamienił reprezentant Portugalii, Vitorino Antunes. W samej końcówce Malagę przed utratą bramki na 2:2 uratował słupek, co tylko potwierdziło, że tego dnia szczęście było po stronie Blanquiazules, którzy wygrali to spotkanie 2:1.
Almeria – Elche 2:2 (Verza 37’-k., Hemed 84’ – Victor 6’, Jonathas 56’)
Sobotni bardzo emocjonujący zwieńczyło spotkanie na Estadio de los Juegos Mediterraneos, gdzie do Almerii przyjechało Elche z Przemysławem Tytoniem na ławce rezerwowych. Podobnie jak w kilku innych meczach tej kolejki, tak i tu wynik został otwarty bardzo szybko, bo już w szóstej minucie Victor Rodriguez wykorzystał głową dośrodkowanie Jonathasa i już w pierwszej akcji zapewnił gościom prowadzenie. Zespół Francisco Rodrigueza miał jednak tego dnia solidne wsparcie ze strony sędziego Carlosa del Cerro Grande, który tuż przed przerwą podyktował dla gospodarzy jedenastkę za faul na Wellingtonie Silvie, który miał miejsce przed polem karnym Elche. Z jedenastu metrów nie pomylił się Verza i po pierwszej połowie w Almerii był remis 1:1. Drugą część gry ponownie lepiej rozpoczęli goście, gdy przepięknym uderzeniem z powietrza w 56. minucie gry popisał się Jonathas i wydawało się, że Elche znowu jest bliżej wyjazdowego zwycięstwa. Wtedy jednak ponownie dał o sobie znać sędzia, który w bardzo surowy sposób pokazał brazylijskiemu napastnikowi gości drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę, a następnie uznał w kontrowersyjnych okolicznościach bramkę głową po rzucie rożnym Tomera Hemeda, który być może faulował w tej sytuacji bramkarza rywali, Manu Herrerę. Spotkanie Almerii z Elche zakończyło się remisem 2:2, ale po końcowym gwizdku pozostał na pewno spory niesmak.
Sevilla – Deportivo La Coruna 4:1 (M’Bia 24’, 57’, Bacca 39’, Vitolo 63’ – Medunjanin 31’)
Po dwóch słabszych meczach z Atletico (0:4) i Rijeką (2:2), w niedzielne południe Sevilla otrzymała idealnego rywala na przełamanie, jakim jest bardzo słabe w tym sezonie Deportivo La Coruna. Unai Emery, który po ostatnich ciężkich meczach dał odpocząć choćby Grzegorzowi Krychowiakowi i posadził go na ławce rezerwowych, gdzie po stronie gości znalazł się także czekający na swój debiut w La Liga Cezary Wilk. Sevilla nie miała większych problemów z pokonaniem beniaminka. W 24. minucie gry, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Gerarda Deulofeu, wynik otworzył głową Stephane M’Bia. I choć kilka minut później pięknym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Haris Medunjanin, doprowadzając tym samym do remisu, to nie ulegało wątpliwości, że tak słabe Depor nie jest w stanie przywieźć z Andaluzji choćby punktu. Tuż przed przerwą kolejną bardzo ładną asystą popisał się Deulofeu, a z nieporozumienia w obronie gości skorzystał Carlos Bacca, zdobywając swojego piątego gola w sezonie.
Druga część gry nie zmieniła przebiegu tego widowiska, bowiem na własnym stadionie wciąż dominowała Sevilla. W 57. minucie gry akcję Bakki, idealnie niczym rasowym napastnik sfinalizował M’Bia, a kilka minut później wynik na 4:1 ustalił po pięknym podaniu Deulofeu Vitolo. Piłkarze Unaia Emery’ego mogli wygrać jeszcze wyżej, ale German Lux obronił rzut karny wykonywany przez Bakkę, który, co ciekawe, został podyktowany za jego faul na Kolumbijczyku. W drugiej połowie na placu gry pojawili się obaj Polacy, Krychowiak i Wilk, ale nie wpłynęli oni już na wynik tego spotkania. Sevilla sięgnęła po kolejny komplet punktów i wskoczyła na ligowe podium.
Celta Vigo – Villarreal 1:3 (Larrivey 44’ – M. Gomez 32’,33’, Mario 90’)
Przed tą kolejką Celta Vigo była jedną z czterech niepokonanych dotąd drużyn w Primera Division. Piłkarze Eduardo Berizzo podejmowali na własnym stadionie ekipę Villarreal, która po raz kolejny udowodniła, że jest absolutnie nieprzewidywalna. Po niemrawym początku z obu stron, po pół godziny gry, podobnie jak dzień wcześniej na Estadio de Vallecas, mieliśmy dwie minuty, które wstrząsnęły gospodarzami. Najpierw bardzo ładną akcję prawym skrzydłem Denisa Czeryszewa zamienił na gola płaskim strzałem Moi Gomez, a chwilę później ten sam piłkarz indywidualną szarżą i mocnym uderzeniem zza szesnastki podwyższył wynik na 2:0. Jeszcze przed przerwą Bruno Soriano był bliski dobicia swojego przeciwnika, a że to mu się nie udało, to gospodarze jeszcze zdołali wrócić do gry za sprawą fatalnego błędu Victora Ruiza, który na gola kontaktowego zamienił Joaquin Larrivey. Druga część gry to natarcia piłkarzy Celty, którzy byli bardzo blisko wyrównania, ale za każdym razem zespół gości był w stanie skutecznie, choć nieraz rozpaczliwie się wybronić. W samej końcówce gospodarze w dodatku musieli atakować w dziesiątkę, jako że drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Andreu Fontas, a zamiast gola na 2:2, już w doliczonym czasie gry Żółta Łódź Podwodna wyszła z zabójczą kontrą sfinalizowaną przez Mario Gaspara, który ustalił wynik spotkania na 1:3. Trzy punkty pojechały na El Madrigal, przez co w La Liga status niepokonanego mają już tylko zespoły Barcelony i Valencii.
Espanyol Barcelona – Real Sociedad 2:0 (Lucas Vazquez 7’, Stuani 90+2’)
Trwający obecnie sezon La Liga na pewno nie jest sezonem dwóch klubów z Kraju Basków, Athletiku i Realu Sociedad. Txuri-Urdin w celu przerwania swojej złej passy wybrali się do Barcelony, aby zmierzyć się ze słabszą z ekip z tego miasta, Espanyolem. Nie minęło jednak siedem minut, a swoje plany podopieczni Jagoby Arrasate musieli weryfikować. Po świetnej akcji lewą stroną Sergio Garcii do ich siatki trafił bowiem Lucas Vazquez i Real Sociedad raz jeszcze w tym sezonie był ‘na debecie’. W pierwszej połowie Baskowie grali katastrofalnie, nie tworząc sobie ani jednej okazji do zdobycia gola, a po przerwie było tylko niewiele lepiej. To Espanyol przez pełne dziewięćdziesiąt minut był zespołem groźniejszym i zespół Sergio Gonzaleza potwierdził to w doliczonym czasie gry, gdy cudowną asystę Paco Montaniesa na gola zamienił Christian Stuani i zdobywając swoją czwartą bramkę w sezonie przesądził o zwycięstwie popularnych ‘Papużek’. Real Sociedad, zamiast piąć się w górę tabeli, jest coraz bliżej strefy spadkowej, a pozycja w klubie trenera Jagoby Arrasate z każdym dniem jest coraz słabsza.
Real Madryt – Athletic Bilbao 5:0 (C.Ronaldo 2’, 55’, 88’, Benzema 41’, 69’)
Na koniec weekendu mieliśmy mieć drugi prawdziwy szlagier tej kolejki, jako że na Santiago Bernabeu mierzyły się trzecia i czwarta drużyna poprzedniego sezonu. Szlagieru jednak nie było, bo znajdujący się w słabiutkiej formie Athletic Bilbao w żadnym momencie nie był w stanie się przeciwstawić rozpędzonemu Realowi. Już w drugiej minucie, gdy Gareth Bale idealnym dośrodkowaniem obsłużył Cristiano Ronaldo, można było przypuszczać, że Basków w stolicy czeka niezwykle ciężki wieczór. Królewscy z kolei ani myśleli im odpuścić – jeszcze przed przerwą po centrze z rzutu rożnego Toniego Kroosa, głową do siatki trafił Karim Benzema, który tego dnia na przemian z Ronaldo doprowadzał do rozpaczy Gorkę Iraizoza.
Dziesięć minut po wznowieniu gry kolejna doskonała kontra Realu Madryt przyniosła kolejną asystę Bale’a i kolejne trafienie Ronaldo. W 69. minucie to Portugalczyk po jeszcze jednym szybkim ataku wyłożył piłkę Benzemie tak, że ten nie mógł spudłować, by następnie tuż przed końcem spotkania skompletować swojego trzeciego w czterech ostatnich meczach ligowych hattricka… przypadkowym zagraniem łokciem. Real rozbił u siebie Athletic Bilbao 5:0 i wskoczył do czołowej czwórki La Liga. Wszystko wskazuje na to, że w El Clasico za trzy tygodnie Królewscy będą podejmować Barcelonę ze stratą do niej czterech punktów, bo w kolejce po zgrupowaniach reprezentacji trudno spodziewać się jakichkolwiek niespodzianek.
Statystyki kolejki:
Strzelono 37 goli
Pokazano 58 żółtych i 6 czerwonych kartek
Na trybunach zasiadło 252 tys. widzów (25,2 tys. na mecz)
Jedenastka kolejki: Bravo (Barcelona) – Otamendi (Valencia), Pique (Barcelona), Ramos (Real M.) - Deulofeu (Sevilla), M. Gomez (Villarreal), M’Bia (Sevilla), J. Fuego (Valencia), S. Castillejo (Malaga) –C. Ronaldo (Real M.), Benzema (Real M.)
Ławka rezerwowych: D. Alves (Valencia), Escudero (Getafe), Ekeng (Cordoba), Morales (Levante), Vazquez (Espanyol), Bale (Real M.), Bacca (Sevilla).
Piłkarz kolejki: Cristiano Ronaldo (Real M.)
On po prostu nie może przestać strzelać! Będący w świetnej formie Portugalczyk bezlitośnie korzysta ze słabości kolejnych rywali Realu. Przeciwko mizernemu Athletikowi zanotował kolejnego hattricka i ma już 13 goli na swoim koncie w tym sezonie ligowym. Do tego dołożył asystę przy bramce Benzemy. Czego chcieć więcej?
Cienias kolejki: Joao Miranda (Atletico)
Nie minęło 10 minut meczu z Valencią, a Brazylijczyk zdołał zawalić swojej drużynie mecz. Najpierw popisał się koszmarnym samobójem, a potem dołożył trzy grosze do drugiego gola autorstwa Andre Gomesa. Dodając do tego słabe tym razem ustawianie się przy stałych fragmentów gry dla Atletico, mamy bardzo słaby występ jednego z lepszych stoperów La Liga.
Bramka kolejki: Gol Saula Berjona (Eibar) w starciu z Levante
Piłkarze Eibar w tej sytuacji doskonale rozegrali rzut wolny. Javi Lara z boku boiska idealnie ‘zawiesił’ piłkę na skraju pola karnego Berjonowi, a ten cudownym wolejem pokonał Diego Marino. Jest to na pewno jedna z kandydatek do bramki sezonu.
Pozytywne wyróżnienie kolejki: Claudio Bravo (Barcelona)
Bramkarz Barcelony pozostaje niepokonany od początku sezonu, czym ustanowił nowy rekord rozgrywek. To już siedem pełnych spotkań, czyli 630 minut bez puszczenia gola.
Tabela La Liga po 7. kolejce [pełna tabela] :
1. Barcelona 19 punktów, bramki: 19:0
2. Valencia 17, 17:4
3. Sevilla 16, 13:8
4. Real M. 15, 25:9
5. Atletico 14, 11:4
(…)
16. Elche 5, 7:16
17. Levante 5, 4:15
18. Athletic 4, 4:11
19. Cordoba 4, 4:11
20. Deportivo 4, 8:19
Terminarz 8. kolejki La Liga (17-20.10) [pełen terminarz] :
Granada – Rayo (piątek, godzina 21)
Levante – Real M. (sobota, 16)
Athletic – Celta (sb, 18)
Barcelona – Eibar (sb, 20)
Cordoba – Malaga (sb, 22)
Atletico – Espanyol (niedziela, 12)
Deportivo – Valencia (nd, 17)
Elche – Sevilla (nd, 19)
Villarreal – Almeria (nd, 21)
R. Sociedad – Getafe (poniedziałek, 20:45)
Klasyfikacja strzelców:
C.Ronaldo (Real M.) – 13
Neymar (Barcelona) – 7
Messi (Barcelona) – 6
Bacca (Sevilla) - 5
Bueno (Rayo), Bale (Real M.), Alcacer (Valencia), Baptistao (Rayo), Nolito (Celta), Larrivey (Celta), Stuani (Espanyol)– 4
Skróty 7. kolejki La Liga:
Śledź autorów na Twitterze - Kuba Seweryn i Adam Wielgosiński