Podsumowanie 4. kolejki La Liga: Wysokie zwycięstwa Barcelony, Realu i Valencii
Aż 42 gole padły w dziesięciu spotkaniach 4. kolejki hiszpańskiej La Liga. Faworyci raczej nie zawodzili, odnosząc niemal w komplecie bardzo pewne zwycięstwa nad niżej notowanymi rywalami. Wpadki zanotowały tylko Atletico oraz kluby baskijskie. Zarówno Athletic, jak i Real Sociedad, początku nowego sezonu nie mogą zaliczyć do udanych. Zapraszamy do podsumowania.
Mecze 4. kolejki La Liga
Elche – Eibar 0:2 (D. Garcia 3’, Albentosa 42’)
Czwarta seria spotkań na Półwyspie Iberyjskim rozpoczęła się w Elche. Choć faworytem meczu z beniaminkiem Eibar byli gospodarze, to Baskowie pokazali nam już w poprzednich kolejkach, że w piłkę grać potrafią i stawianie ich na przegranej pozycji mogło okazać się mylne. Już w 3. minucie meczu mieliśmy 1:0 dla beniaminka La Liga. Wybijający piłkę Mosquera posłał piłkę wprost pod nogi Daniego Garcii, który strzałem z dystansu pokonał Przemysława Tytonia. Choć piłka skozłowała przed polskim golkiperem, nasz rodak mógł zachować się lepiej w tej sytuacji. Chwilę później świetną okazję na wyrównanie zmarnował Coro. Grający na pozycji "mediapunta" zawodnik z sześciu metrów nie potrafił pokonać Irurety. Następnie byliśmy świadkami kontrowersyjnej decyzji arbitra. W polu karnym Albentosa faulował Jonathasa, lecz gwizdek sędziego milczał. Ataki Elche nie ustawały. Z dystansu bramkarza gości próbował zaskoczyć Fajr, ale jego strzał był niedokładny. W 42. minucie było już 2:0. Raul Albentosa wykorzystał nieporadność Tytonia, który wybiegając do wrzutki z rzutu rożnego, wpadł na swojego obrońcę, a obrońca Eibar skierował piłkę głową do siatki. W drugiej połowie sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. Jedną z lepszych miał Cristian Herrera, który przeszedł dwóch rywali, ale jego mocne uderzenie okazało się niecelne. Później szczęścia z daleka próbował Mosquera, lecz i jego próba była nieudana. Na koniec Fajr znowu uderzał z dalszej odległości, tym razem mocniej i celniej, a broniący Irureta musiał sporo się nagimnastykować, by obronić ten strzał, ale uczynił to skutecznie i wynik już nie uległ zmianie.
Deportivo La Coruna – Real Madryt 2:8 (Medunjanin 51’-k., Toche 84’ – C. Ronaldo 28’,41’,78’, J.Rodriguez 36’, Bale 66’, 74’, Chicharito 88’, 90+2’)
Po dwóch porażkach z rzędu podopieczni Carlo Ancelottiego musieli wygrać spotkanie z Deportivo, aby już na starcie sezonu zaprzepaścić swoich szans na mistrzostwo Hiszpanii. Madrytczycy nie bawili się w badanie przeciwnika i od początku ruszyli do ataku. Dobrego prostopadłego podania Benezmy nie wykorzystał Bale, który w dogodnej sytuacji trafił w bramkarza. W 29. minucie z głębi pola Cristiano Ronaldo wypuścił Arbeloę na prawym skrzydle, który bardzo dokładnie wrzucił futbolówkę w pole karne, a tam Portugalczyk piękną główką otworzył wynik spotkania. W 36. minucie prawdziwe golazo zdobył James Rodriguez, posyłając zza szesnastki piłkę w okienko bramki Luxa. Pięć minut później było już 3:0. Marcelo prostopadle podawał do Benzemy, do tego podania na przedpole wybiegł Lux, ale Francuz okazał się szybszy i zdołał podać do Ronaldo, który wpakował piłkę do pustej bramki. Na początku drugiej połowy sędzia odgwizdał rzut karny po zagraniu ręką w "szesnastce" Sergio Ramosa, a z jedenastu metrów nie pomylił się Medunjanin. W 66. minucie prowadzenie podwyższył Gareth Bale, który dostał świetną piłkę od Marcelo, a ledwie osiem minut później z bliźniaczo podobnej sytuacji ten sam piłkarz znowu wpisał się na listę strzelców i było 5:1 dla Realu. W 78. minucie Cristiano skompletował hat-tricka, strzelając w polu karnym swoją gorszą, lewą nogą. Mimo żałośnie słabego wyniku Deportivo stać było na strzelenie drugiego gola -T oche głową pokonał Casillasa i mieliśmy 2:6. W 88. minucie nowy nabytek Realu, Javier Hernandez, pozazdrościł trafienia Jamesowi i cudownym uderzeniem z powietrza pokonał Luxa, a już w doliczonym czasie gry popularny "Chicharito" swoim drugim golem w tym meczu ustalił jego wynik na 2:8.
Athletic Bilbao – Granada 0:1 (Cordoba 40’)
Początek sezonu w wykonaniu Athletiku Bilbao przypomina jedną wielką sinusoidę. Po efektownym awansie do Ligi Mistrzów kosztem włoskiego Napoli Baskowie nie są w stanie zupełnie ustabilizować swojej formy w lidze, gdzie w sobotę doznali drugiej z rzędu i trzeciej w czterech kolejkach porażki. Tym razem podopieczni Ernesto Valverde znaleźli swojego pogromcę w Granadzie, prowadzonej przez byłego szkoleniowca Los Leones, Joaquina Caparrosa. Tego dnia zespół z Andaluzji można było spokojnie nazwać drużyną bardziej dojrzałą i zdyscyplinowaną, co pozwoliło wywieźć mu komplet punktów z bardzo trudnego terenu, jakim jest San Mames. Szczelna, grająca pewnie na ‘zero z tyłu’ defensywa pozwoliła gościom na szukanie błędu w szeregach obronnych rywala, a takowy trafił się Athletikowi na pięć minut przed przerwą, gdy będący w roli ostatniego obrońcy Ander Iturraspe w juniorski sposób stracił piłkę na rzecz Jhona Cordoby, a Kolumbijczyk z prezentu skrzętnie skorzystał, pokonując Iraizoza. Co więcej, po przerwie bliżej było drugiego gola dla przyjezdnych, aniżeli wyrównującego trafienia gospodarzy, ale idealnej okazji do podwyższenia wyniku po kontrataku nie potrafił wykorzystać Foulquier. To jednak w ostatecznym rozrachunku większego znaczenia nie miało i to Granada mogła cieszyć się ze zwycięstwa, które plasuje ją obecnie w czołowej piątce ligi. Athletic z kolei znacznie bliżej niż pucharów jest obecnie strefy spadkowej. Przed Ernesto Valverde i jego drużyną naprawdę ciężki i wymagający okres.
Atletico Madryt – Celta Vigo 2:2 (Miranda 31’, Godin 41’ – Pablo Hernandez 19’, Nolito 53’-k.)
Ostatnie dni nie są najlepsze również dla obrońców tytułu mistrza Hiszpanii, Atletico Madryt. Po ważnym zwycięstwie w derbach Madrytu nad Realem na Santiago Bernabeu, ekipa Diego Simeone wyraźnie obniżyła loty i po porażce w środku tygodnia w Pireusie z Olympiakosem (2:3) w Lidze Mistrzów, teraz potknęła się również na krajowym podwórku, mając za rywala Celtę Vigo. Choć pierwszą dobrą okazję do otwarcia wyniku zmarnował Tiago, to jednak od pierwszych minut to goście osiągnęli sporą przewagę w posiadaniu piłki i za sprawą przepięknego sytuacyjnego uderzenia piętą Pablo Hernandeza już w 19. minucie wyszli na prowadzenie.
Atletico w tym spotkaniu grało dobrze tylko wtedy, gdy wynik zaczynał się wymykać gospodarzom z rąk. Tak miało miejsce także w pierwszej połowie, gdy za sprawą najsilniejszej broni Los Colchoneros, stałych fragmentów gry szybko z 0:1 zrobiło się 2:1. Najpierw, po rzucie wolnym bitym przez Koke do siatki trafił Joao Miranda, a jeszcze przed przerwą po dośrodkowaniu Gabiego z rzutu rożnego skutecznie główkował Diego Godin, dzięki czemu po 45 minutach kibice gospodarzy mogli być w dobrych nastrojach. Problem Atletico polegał jednak na tym, że ta drużyna bardzo szybko przy korzystnym wyniku spuszczała z tonu. Nie inaczej było tuż po wznowieniu gry, a zupełne wycofanie się mistrzów Hiszpanii błyskawicznie wykorzystała Celta. W 53. Minucie gry Planas w efektowny sposób zmusił Mirandę do błędu i faulu w polu karnym, a do remisu z jedenastu metrów doprowadził rezerwowy w tym meczu lider ekipy z Galicji, Nolito. Gospodarze, w obliczu straty kolejnych cennych punktów, rzucili się do ataku, ale opatrzność tego dnia nie była po ich stronie. To wspaniale bronił golkiper Celty, Sergio Alvarez, to sędzia niewzruszony obserwował padających w polu karnym Los Colchoneros, a także anulował ich dwa gole (autorstwa Jimeneza i Raula Garcii) strzelone ze spalonego. Szczególnie bolesna mogła być ta druga sytuacja, która miała miejsce w ostatnich sekundach spotkania i sprowadziła na ziemię będących w euforii sympatyków Atletico. Dzięki temu, ostatecznie Celta wywiozła z Vicente Calderon jeden punkt.
Espanyol Barcelona – Malaga 2:2 (Caicedo 16’, Stuani 88’ – Camacho 52’, Duda 90+3’)
Espanyol w tym sezonie jeszcze nie wygrał i starcie z Malagą miało być pierwszym, po którym "Papużki" będą mogły dopisać sobie trzy "oczka" w tabeli. Na początku meczu świetną szarżą popisał się Victor Sanchez, ale jego strzał padł łupem Carlosa Kameniego, niegdyś golkipera Espanyolu, broniącego obecnie bramki Malagi. W 16. minucie widzieliśmy przecudowną, koronkową akcję gospodarzy. Piłka wędrowała jak po sznurku między zawodnikami Espanyolu, aż finalnie trafiła do Felipe Caicedo, który minął Kameniego i strzelił umieścił piłkę w pustej bramce rywala. Po tym trafieniu atakowali i jedni, i drudzy. Dobrej szansy nie wykorzystał Garcia, którego strzał głową minął nie znalazł drogi do siatki. W 53. minucie po stałym fragmencie gry najwyżej wyskoczył spośród innych graczy w polu karnym Ignacio Camacho i uderzając głową wyrównał na 1:1. Chwilę później niemały "kocioł" mieliśmy w polu karnym Malagi i o mały włos piłki do własnej siatki nie skierował jeden z obrońców ekipy z Andaluzji. Na jego szczęście piłka odbiła się od poprzeczki i choć później trafiła ona wprost na głowę Garcii, to napastnik Papużek nie był w stanie skierować jej do siatki. Gracze Espanyolu kilkakrotnie próbowali szczęścia ze stałych fragmentów, aż w końcu Christian Stuani w 88. minucie strzelił gola po rzucie rożnym na 2:1. Kiedy wydawało się, że w końcu piłkarze z Katalonii będą mogli szczycić się pierwszą wygraną w tegorocznej kampanii, w 93. minucie Duda cudownie przymierzył z rzutu wolnego i ustalił wynik meczu na 2:2.
Real Sociedad – Almeria 1:2 (C. Castro 82’ – De la Bella-sam 32’, Mauro 51’)
Po zeszłotygodniowym remisie z Celtą Vigo, w niedzielne południe obowiązkiem Realu Sociedad było zdobycie trzech punktów na Anoeta z Almerią. Na początku meczu to właśnie podopieczni Jagoby Arrasate ruszyli do ataku - Carlos Vela bardzo dobrze uderzył lewą nogą z nie największego kąta i z nie najmniejszej odległości, ale piłka trafiła tylko w poprzeczkę. Oprócz Meksykanina, sporo szumu w przodzie robił także Agirretxe, ale obaj nie byli w stanie pokonać Rubena Martineza. W kolejnej akcji Agirretxe zabawił się z obrońcami i kładł ich na ziemię jeden po drugim, ale koniec końców i tak trafił wprost w bramkarza. W 30. Minucie doszło do niecodziennej sytuacji, bowiem interweniujący Zubikarai trafił piłką w De la Bellę, a futbolówka po rykoszecie wleciała do bramki Sociedad. Po samobójczym trafieniu obrońcy Basków Almeria prowadziła 1:0, a w kolejnych minutach to, co robili atakujący Realu, wołało o pomstę do nieba. Świetnych okazji nie byli w stanie wykorzystać i Vela, i Agirretxe. Co nie udało się im, w 51. minucie udało się Mauro dos Santosowi, który głową podwyższył na 2:0. Goście dwubramkowej przewagi musieli bronić w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Dubarbiera, ale Txuri-Urdin stać już było tylko na honorowe trafienie. Po obijaniu słupków i poprzeczki, w 85. minucie spokój w polu karnym zachował Chory Castro i to było wszystko, na co tego dnia stać było Basków, przez co trzy punkty pojechały do Almerii.
Villarreal – Rayo Vallecano 4:2 (Espinosa 32’, Musacchio 62’, Vietto 74’, 87’ – Kakuta 21’, Bueno 28’)
W konkursie na ‘remontadę’ czwartej kolejki La Liga bezkonkurencyjna będzie ekipa Villarreal. Popularna Żółta Łódź Podwodna podejmowała na własnym stadionie radosne Rayo Vallecano i początku tego spotkania na pewno nie zaliczy do udanych. Podopieczni Marcelino Garcii w pierwszych 30 minutach zaliczyli prawdziwy falstart, przez co później musieli odrabiać aż dwubramkową stratę. Nadzieję na pierwsze w tym sezonie zwycięstwo dla gości dali po składnych akcjach ekipy Paco Jemeza Gael Kakuta i niezawodny w tym sezonie Alberto Bueno, ale od tego momentu na murawie istniał już tylko jeden zespół – zespół gospodarzy. Jeszcze przed przerwą po zespołowym ataku Villarreal kontaktowego gola strzelił Javier Espinosa, a po godzinie gry był już remis za sprawą bardzo dobrze rozegranego rzutu rożnego i celnej główki Mateo Musacchio. O zwycięstwie Żółtej Łodzi Podwodnej zadecydowali jednak przede wszystkim rezerwowi, Jonathan dos Santos oraz Luciano Vietto. Co ciekawe gole autorstwa Villarreal w końcówce na wagę końcowego triumfu. Wspomniany Dos Santos dwukrotnie uruchomił na lewym skrzydle Denisa Czeryszewa, a ten w obu przypadkach idealnie dogrywał przed bramkę Vietto. Argentyńczyk dwukrotnie tylko dopełnił formalności, ale to on stał się bohaterem tego spotkania, które gospodarze wygrali ostatecznie 4:2.
Cordoba – Sevilla 1:3 (Borja Garcia 82’ – Bacca 8’, 88’-k., M’Bia 73’)
W obecnym sezonie La Liga rywalizuje aż pięć drużyn ze słonecznej Andaluzji, ale chyba nie ma wątpliwości co do tego, która z nich jest najsilniejsza. Aby to potwierdzić, Sevilla pojechała na niedaleki wyjazd do beniaminka Cordoby, gdzie bez większego trudu sięgnęła po kolejne trzy punkty. Podopieczni Unaia Emery’ego już od pierwszych minut zaatakowali mniej renomowanego przeciwnika i to przyniosło skutek już w ósmej minucie gry, gdy na listę strzelców po szybkiej kontrze wpisał się Carlos Bacca. Sevilla kontrolowała to spotkanie praktycznie do samego końca, ale na kolejne bramki trzeba było czekać do drugiej połowy. Tuż po przerwie bardzo bliski przepięknego gola z dystansu był rozgrywający kolejne dobre zawody Grzegorz Krychowiak, ale piłka po jego uderzeniu nieznacznie minęła bramkę gospodarzy. Co nie udało się Polakowi, udało się jego koledze ze środka pola, Stephane’owi M’bii, który w 73. minucie gry głową podwyższył prowadzenie triumfatora ostatniej edycji Ligi Europy. Cordobę tego dnia było stać na niewiele w ofensywie, co sprowadza się głównie do faktu, iż od początku sezonu o ofensywie beniaminka stanowi niemal w pojedynkę Argentyńczyk Fede Cartabia. To właśnie on rozpoczął akcję, po której na osiem minut przed końcem meczu nadzieje do serc kibiców gospodarzy wlał Borja Garcia. Sevilla jednak szybko oszczędziła sobie nerwowej końcówki. Winowajca przy pierwszej bramce dla gości, Aleksandar Pantić, tym razem ‘popisał się’ faulem w polu karnym na Vitolo, a wynik spotkania na 1:3 ustalił z jedenastu metrów niezawodny Bacca. Dzięki temu zwycięstwu ekipa Emery’ego zameldowała się na ligowym podium.
Levante – FC Barcelona 0:5 (Neymar 34’, Rakitić 44’, Sandro 57’, Pedro 64’, Messi 72’)
W niedzielny wieczór na Estadio Ciutat de Valencia lider rozgrywek z kompletem punktów i bez straconego gola, Barcelona, mierzył się ze swoim przeciwieństwem, pozostającym bez zwycięstwa i strzelonej bramki w tych rozgrywkach Levante. Nic więc dziwnego, że faworyt tego meczu mógł być tylko jeden i to rzeczywiście było widać na boisku, choć do pierwszego gola w wykonaniu Blaugrany trzeba było czekać aż do 34. minuty spotkania. Wtedy to jednak Leo Messi idealną piłką obsłużył Brazylijczyka Neymara, a ten po minięciu bramkarza Jesusa bez trudu wpakował ją do pustej bramki. Dla gospodarzy to spotkanie skończyło się jeszcze przed przerwą, gdy za faul w polu karnym na Messim z boiska został wyrzucony Vyntra i choć sam poszkodowany jedenastki nie wykorzystał, to jeszcze przed końcem pierwszej połowy potężnym uderzeniem z dystansu popisał się Ivan Rakitić i Barca mogła cieszyć się z dwubramkowej przewagi.
Po wznowieniu gry worek z bramkami rozwiązał się na dobre. Z powodu drobnej kontuzji kostki Neymara zastąpił Sandro i już w 57. minucie wykorzystał znakomitą asystę Messiego, podwyższając wynik na 3:0. Dzieła zniszczenia dopełnili Pedro (po podaniu Jordi Alby) i wreszcie sam Messi, który wykorzystał koszmarny błąd w stylu Janusza Jojki bramkarza Levante, Jesusa, i subtelnym lobem ustalił rezultat tego meczu na 5:0. Pomimo sporych obaw przed rozgrywkami Barcelona notuje znakomity start nowego sezonu i aż strach pomyśleć, co będzie, gdy do tej drużyny jeszcze dołączy wciąż zawieszony Luis Suarez.
Getafe – Valencia 0:3 (Alcacer 7’, Andre Gomes 20’, Rodrigo 72’-k.)
Czwartą serię gier kończyło poniedziałkowe starcie madryckiego Getafe z Valencią. Jego zdecydowanym faworytem byli goście, którzy bardzo szybko potwierdzili przedmeczowe typowania. Już w 7. minucie Valencia okazała się bezwzględna, wykorzystując błąd pomocnika gospodarzy, Sammira. Przejętą w środku pola piłkę "Nietoperze" rozegrali wzorowo i Paco Alcacer strzelił pierwszego gola w tym spotkaniu, a swojego trzeciego w tym sezonie. Chwilę później, odpowiedzieć z dystansu próbował Lafita, ale na posterunku był Diego Alves. W 20. minucie widzieliśmy kwintesencję piłki nożnej. Piłkarze Nuno Espirito Santo cudownie rozklepali obronę Getafe i Andre Gomes bez najmniejszego trudu zdobył bramkę na 2:0. Valencia w tym spotkaniu nie miała większych problemów, a po przerwie przypieczętowała swoje zwycięstwo. W 71. minucie Naldo, zdaniem arbitra, faulował w polu karnym Feghouliego. Do "jedenastki" podszedł Rodrigo Moreno, który ustalił wynik meczu na 3:0. Ten sam piłkarz kilkadziesiąt sekund później musiał opuścić boisko po zupełnie niepotrzebnym faulu, którego się dopuścił w środku pola, za co obejrzał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Valencia musiała to spotkanie kończyć w osłabieniu, ale i tak zanotowała trzecie zwycięstwo z rzędu, dzięki czemu jest już na drugim miejscu w tabeli, tuż za Barceloną.
Statystyki kolejki:
Strzelono 42 gole
Pokazano 51 żółtych i 3 czerwone kartki
Na trybunach zasiadło 229 tys. widzów (22,9 tys. na mecz)
Jedenastka kolejki: S. Alvarez (Celta) - Albentosa (Eibar), Murillo (Granada), Planas (Celta) - Czeryszew (Villarreal), Rakitić (Barcelona), J. Rodriguez (Real M.), Vietto (Villarreal) – Bale (Real M.), Messi (Barcelona), C. Ronaldo (Real M.)
Ławka rezerwowych: Ruben (Almeria), Nyom (Granada), D. Garcia (Eibar), Krychowiak (Sevilla), J. dos Santos (Villarreal), Andre Gomes (Valencia), Bacca (Sevilla).
Piłkarz kolejki: Cristiano Ronaldo (Real M.)
Portugalski gwiazdor Realu Madryt poprowadził swój zespół do historycznego triumfu nad Deportivo aż 8:2. CR7 zanotował w tym spotkaniu hattricka, otwierając między innymi wynik spotkania, a Real po raz pierwszy w swojej historii strzelił w meczu wyjazdowym aż osiem bramek.
Cienias kolejki: Sidnei (Deportivo)
W tej rubryce nie mogliśmy nie ‘wyróżnić’ zawodnika z obrony Deportivo. Osiem goli nie traci się często, a to właśnie udało się drużynie z Galicji. Najgorszym zawodnikiem w defensywie beniaminka był Sidnei, zupełnie zagubiony w tym spotkaniu stoper Deportivo, który tego dnia nie zatrzymałby chyba nawet lecącego w jego stronę komara.
Bramka kolejki: Gol Pablo Hernandeza (Celta) w meczu z Atletico
W tej kolejce mieliśmy wspaniałą główkę Ronaldo, cudowne uderzenia z dystansu Chicharito, Jamesa czy Rakiticia, ale naszym zdaniem na największą uwagę zasługuje wspaniałe sytuacyjne uderzenie piętą Chilijczyka Pablo Hernandeza. Nie mamy pewności, czy skrzydłowy Celty rzeczywiście chciał tak uderzyć, ale trzeba mu przyznać, że wyszło to kapitalnie.
Pozytywne wyróżnienie kolejki: Almeria
W meczu z Sociedad piłkarze Francisco Rodrigueza mieli sporo szczęścia, ale to nie zmienia faktu, że byli w stanie pokonać ekipę teoretycznie mocniejszą, która dwa tygodnie temu strzeliła cztery gole Realowi Madryt.
Negatywne wyróżnienie kolejki: Przemysław Tytoń (Elche CF)
Mecz-nieporozumienie w wykonaniu Polaka. Niepewny w swoich interwencjach, brakowało mu refleksu, chociażby przy pierwszym golu, nie wspominając o braku komunikacji z kolegami z obrony, co poskutkowało kuriozalnym golem na 0-2.
Tabela La Liga po 5. kolejce (pełna tabela):
1. Barcelona 12 punktów, bramki 11:0
2. Valencia 10, 10:2
3. Sevilla 10, 8:3
4. Atletico 8, 6:4
5. Granada 8, 4:2
(…)
16. Getafe 3, 2:8
17. Rayo 2, 6:9
18. Espanyol 2, 5:8
19. Cordoba 2, 3:7
20. Levante 1, 0:10
Terminarz 5. kolejki La Liga (23-25.09):
Real M. – Elche (wtorek, godzina 20)
Celta – Deportivo (wt, 20)
Almeria – Atletico (środa, 20)
Eibar – Villarreal (śr, 20)
Rayo – Athletic (śr, 20)
Sevilla – R. Sociedad (śr, 22)
Granada – Levante (śr, 22)
Malaga – Barcelona (śr, 22)
Espanyol – Getafe (czwartek, 20)
Valencia – Cordoba (czw, 22)
Klasyfikacja strzelców:
C.Ronaldo (Real M.) – 5
Bueno (Rayo), Bacca (Sevilla) – 4
Messi (Barcelona), Neymar (Barcelona), Orellana (Celta), Bale (Real M.), Alcacer (Valencia) - 3
Skróty 4. kolejki La Liga:
Śledź autorów na Twitterze - Kuba Seweryn i Adam Wielgosiński