menu

Podbeskidzie zwycięstwem w Łodzi zapewniło sobie utrzymanie!

2 czerwca 2013, 18:29 | Daniel Kawczyński

Wszytsko już jasne. Podbeskidzie Bielsko-Biała zapewniło sobie utrzymanie, nie oglądając się na wynik meczu Piasta z GKS Bełchatów. Dzięki zwycięstwu nad Widzewem 2:1 w przyszłym sezonie Górale nadal będą biegać po boiskach ekstraklasy.

Początek spotkania w Łodzi był dzisiaj dość wyrównany. Goście potrzebowali czasu na rozgrzanie i nabranie właściwego rytmu. Inna sprawa, że Widzew, zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami nie zamierzał oddawać spotkania za darmo i całkiem śmiało przechodził do ofensywy. Po jednej z przebitek autorstwa Sebastiana Dudka, sam na sam z bramkarzem wychodził Hachem Abbes. Richarda Zajaca od opałów uratował Paweł Raczkowski, słusznie odgwizdując pozycję spaloną.

"Górale" otrzymali sygnał ostrzegawczy. Zrozumieli, że muszą się wziąć do pracy, bo Widzew nie zamierza dawać im taryfy ulgowej. Szczególnego stracha starali się napędzić gospodarzom na skrzydłach. Wysokim pressingiem udawało im się wymusić straty i dojść do sytuacji. Wymierny efekt przyszedł w 11. minucie. Z lewej strony pola karnego mocno dośrodkował Marcin Wodecki, na piątym metrze stoperom umknął Damian Chmiel i pewnym, czystym strzałem głową pozbawił Macieja Mielcarza jakichkolwiek szans na obronę.

W tym momencie i w tej sytuacji, Podbeskidzie było już pewne utrzymania, jednak do końca pozostawało jeszcze dużo czasu, a łodzianie nie zamierzali ułatwiać rywalom zadania. Choć dokładność poczynań w każdym z elementów pozostawiała naprawdę sporo do życzenia i przyprawiała o irytację, czasem nawet o szyderę, to kilka razy udało się dojść Widzewowi do okazji. Po centrze Sebastiana Dudka, główka Mariusza Rybickiego poszybowała nad poprzeczką, po chwili z dystansu minimalnie chybił Jakub Bartkowski. Podobać mogło się też wykonanie dwójkowej akcji Rybickiego i Bartłomieja Pawłowskiego, ale wykończenie tego drugiego, już niekoniecznie.

Na natarcia widzewiaków, "Górale" nie stali wryci w ziemię, tylko natychmiastowo próbowali się ogryźć. Przy piłce bywali rzadziej, ale prezentowali się bardziej okazale. Mielcarz nie mógł narzekać na brak pracy, lecz czujności nie tracił ani na moment, co zresztą pokazał świetnie zatrzymując groźne strzały z dystansu Fabiana Paweli i Roberta Demjana (znakomicie sparował piłkę do boku).

Pomimo wielkich chęci Widzewa, to Podbeskidzie częściej przedostawało się w pole karne i prawdę mówiąc kolejna bramka mu się należała. A już na bank jedenastka w 41. minucie, kiedy Robert Demjan padł w polu karnym, ewidentnie podcięty przez Krystiana Nowaka. Na nic zdały się protesty. Sędzia Raczkowski zagapił się i nie podjął jedynej słusznej w tej sytuacji decyzji.

W premierowych fragmentach drugiej połowy lepiej patrzyło się na głośno prowadzący doping sektor dziecięcy widzewiaków niż wszędobylski chaos i marazm na murawie. Na szczęście moment nudy nie trwał długo. Obie ekipy zafundowały kibicom niemało emocji wysokiego rzędu. W przypadku gości waleczność i zażartość nie mogła dziwić, wszak walczyli o wszystko. Gospodarze mimo, że ligowy byt uciułali sobie remisem z Koroną Kielce, chcieli w najlepszy możliwy sposób pożegnać się z kibicami i przy okazji zamachnąć się na dziewiąte miejsce, skutkujące większymi wpływami z tytułu praw telewizyjnych. Wiadomo, że w przypadku klubu borykającego się z problemami finansowymi każda złotówka się liczyła.

W 55. minucie debiutujący w Widzewie, Emerson Carvalho przeciął wrzutkę w pole karne Bartłomieja Pawłowskiego i omal nie doprowadził do remisu. Drugiego gola wbili za to rywale. 60 sekund później, w zamieszaniu w polu karnym, Jakub Bartkowski sfaulował Fabiana Pawelę. Tym razem Raczkowski już się nie pomylił i wskazał na wapno. Do piłki podszedł Robert Demjan, zmylił Mielcarza i oddał płaski strzał w prawy róg.

Wydawało się, że przyjezdni załatwili tym sprawę, tymczasem rozprężyli się zdecydowanie za bardzo i za szybko, co poskutkowało równie prędko. W 60. minucie płaskie zagranie Alexa Bruno, przepuścił Pawłowski, po czym Rybicki stanął twarzą w twarz z wychodzącym Zajacem i strzelił tuż obok niego, przełamując się po serii fatalnych występów.

Po bramce, tempo gry spadło, a walka przeniosła się do środka boiska, jednak emocje nie ustępowały ani na moment, aż do ostatnich chwil. Zmęczone Podbeskidzie ostatkami sił próbowało coś zdziałać. I w 86. minucie w idealnej sytuacji w polu karnym znalazł się Pawela. Miał dużo wolnej przestrzeni i przestrzelił! Ten błąd mógł kosztować "Górali" wiele! Za moment Pawłowski przebojowym wejściem ograł za plecami Dariusza Pietrasiaka i gdyby nie przytomne wyjście Zajaca, na Alei Piłsudskiego napisałby się scenariusz niezłej tragedii. Ostatecznie Podbeskidzie utrzymało prowadzenie i zapewniło sobie ekstraklasowy byt.


Polecamy