Podbeskidzie z pomocą Jagiellonii wygrało w Białymstoku
Na zakończenie 29. kolejki Ekstraklasy Podbeskidzie pokonało na wyjeździe Jagiellonię Białystok 3:0. Bielszczanie trzy punkty zdobyli dzięki samobójczym trafieniom Marka Wasiluka i Gutiego oraz bramce Adama Mójty z rzutu karnego.
fot. Gabriel Górecki
Mecz zapowiadał się niezwykle ciekawie, szczególnie jeśli zwróciło się uwagę na to, że obie ekipy w tym sezonie najczęściej tracą gole. Można się było spodziewać zatem gradu bramek, szczególnie jeśli spojrzałoby się na defensywę gospodarzy, której środek był całkowicie eksperymentalny. Niespodzianką było również zestawienie środka pola, gdzie nie znalazło się miejsce w pierwszym składzie ani dla Jacka Góralskiego, ani Konstantina Vassiljeva.
Pierwsza ciekawa akcja miała miejsce w 7. minucie, kiedy to znakomicie przy piłce utrzymał się Karol Mackiewicz, po czym wycofał futbolówkę do Przemysława Frankowskiego. Strzał skrzydłowego Jagiellonii Emilijus Zubas wybił jednak na rzut rożny. Po chwili golkiper gości bez trudu obronił również uderzenie Marka Wasiluka po rzucie rożnym.
Golkiper nie zdołał jednak obronić kolejnego strzału Wasiluka. Problem w tym, że pokonanym bramkarzem był Bartłomiej Drągowski. Wszystko zaczęło się od znakomicie wykonanego rzutu wolnego przez Adama Mójtę, a w polu karnym Jagi Wasiluk tak niefortunnie walczył z Markiem Sokołowskim, że pokonał strzałem głową swojego bramkarza.
Od tej pory Jagiellonia próbowała zabrać piłkę Podbeskidziu, ale to Górale kontrolowali tempo gry. Choć nie kwapili się do oddawania strzałów na bramkę gospodarzy, skutecznie też odcinali ofensywnych graczy białostoczan od podań. W 28. minucie goście się jednak zagapili, co wykorzystał Mackiewicz i przedarł się pod bramkę gości. Jego strzał zdołał jednak nogami wybić Zubas. Chwilę później szarżującego Piotra Tomasika faulował przed polem karnym Kohei Kato. Z wolnego świetnie uderzał Frankowski, ale Zubas sparował kolejny strzał skrzydłowego gospodarzy na rzut rożny.
Z drugiej strony z kolei wyróżnił się najpierw Chmiel, który niecelnie, ale odważnie uderzał widząc wysuniętego Drągowskiego. Bramkarz Jagi wyszedł też do piłki w kolejnej akcji, ale tym razem mu się nie upiekło, a wszystko za sprawą Gutiego. Brazylijski stoper walczył o piłkę z Damianem Chmielem tak nieskutecznie, że przelobował własnego bramkarza i tym samym podwyższył wynik na korzyść Podbeskidzia.
Jaga odgryzła się niecelnym uderzeniem z dystansu Tarasa Romanchuka. Z kolei Podbeskidzie mogło prowadzić nawet 3:0, ale świetną kontrę trzech na trzech zmarnował absurdalnie kiepskim podaniem Mateusz Możdżeń. Choć może to nie brak umiejętności przez niego przemawiał, a zwyczajna ludzka litość. O tym, że Jagi nie stać na nic ciekawego w ataku przekonał wszystkich tuż przed przerwą Fedor Cernych, który podał piłkę Zubasowi.
W drugiej połowie w pierwszej akcji Jaga powinna mieć rzut karny, ale sędzia nie dostrzegł zagrania ręką Pawła Baranowskiego. W kolejnej sytuacji Baranowski ponownie dotknął piłki ręką, ale tym razem karny się nie należał. W odpowiedzi Podbeskidzie poszło z kontrą zakończoną strzałem wprost w Drągowskiego. Sekundy później Cernych uderzył obok bramki. Później wprowadzony w drugiej połowie Vassiljev dograł znakomicie do znajdującego się na środku pola karnego Tomasika, a ten uderzył bardzo słabo głową. Kilka sekund później boczny obrońca Jagi znów miał okazję, znów po podaniu Estończyka i po raz kolejny nie udaje mu się pokonać Zubasa. Tym razem powstrzymują go defensorzy gości. Dwie kolejne akcje z kolei należały do Fedora Cernycha. Jego pierwszy strzał, oddany po rzucie rożnym, został jednak wybity na rzut kolejny rożny, a drugi wylądował w dłoniach Zubasa.
Festiwal nieudanych akcji Jagi został przerwany udaną akcją Podbeskidzia. Po faulu na Damianie Chmielu popełnionym przez Rafała Grzyba sędzia podyktował bowiem rzut karny, który na gola zamienił Adam Mójta. Tym samym po wielu próbach Jagi z drugiej połowy to goście zdobyli kolejną bramkę i zyskali pewność zrównania się punktami z dzisiejszym rywalem.
O ile w pierwszej połowie aktywnością wyróżniał się Mackiewicz, o tyle w drugiej prym wiedli Vassiljev i Tomasik. Nic z tego jednak nie wynikało, co skutkowało nie zanotowaniem choćby jednego trafienia po stronie gospodarzy. Trenerowi Probierzowi po takim meczu wypada tylko współczuć. Z kolei trenerowi Podolińskiemu trzeba gratulować – jego zespół idealnie wykorzystał fatalną dyspozycję rywali i wywiózł z Białegostoku zasłużone zwycięstwo.