Podbeskidzie wypunktowało Lechię i ciągle ma kontakt z Pogonią
Do 64. minuty trawę na PGE Arenie mocniej gryzły gołębie niż piłkarze. Dopiero wtedy, ci drudzy wzięli się do roboty i stworzyli widowisko. Podbeskidzie Bielsko-Biała okazało się skuteczniejsze od Lechii Gdańsk i wygrało 2:1.
Podbeskidzie dostało dwa mocne ciosy, zanim jeszcze wyszło na murawę. Zwycięstwa odnieśli bowiem dwaj kontrkandydaci w walce o ligowy byt. Wczoraj trzy punkty dopisała sobie Pogoń Szczecin, a dzisiaj ostatni w tabeli GKS Bełchatów.
Pierwsza połowa toczyła się w usypiającym tempie. Obie drużyny stworzyły sobie po dwie okazje, których jednak nie wypada klasyfikować w kategorii tych stuprocentowych. Strzały Pawła Buzały i Piotra Wiśniewskiego oddane zostały zza szesnastki. Były czytelne, dlatego Richard Zajac nie miał problemów z ich obroną.
Z kolei groźne pod bramką Lechii było jedynie wtedy, gdy rywale wykonywali stałe fragmenty gry. Po jednym z nich, obok prawego słupka, niecelnie uderzał Bartłomiej Konieczny. Wcześniej, w 30 minucie, z okolicy 10 metra kopnął Robert Demjan, którego to próbę na bok sparował Michał Buchalik, zastępujący dziś kontuzjowanego Bartosza Kanieckiego.
Podbeskidzie po przerwie nie skorygowało taktyki; dziesięcioma zawodnikami broniło się na własnej połowie, a gdy nadarzała się sposobność rozgrywania rzutów wolnych i rożnych, to pod szesnastkę Lechii wędrowała nawet siedmiu graczy, przyodziewających czerwone koszulki. I właśnie za sprawą stałego fragmentu „Górale” wyszli na prowadzenie. W 64 minucie, po kornerze, do siatki trafił lewy obrońca, Tomasz Górkiewicz. Dziesięć minut później na 2:0 zgrabną kontrę wykończył Damian Chmiel.
Dopiero strata dwóch bramek podziałała mobilizująco na gospodarzy. W 74 minucie straty zminimalizował 18-letni Przemysław Frankowski, który głową pokonał Zajaca. Lechia do końca atakowała, ale brakowało jej szczęścia i pomysłu. Nie pomógł też sędzia Szymon Marciniak, który nie podyktował jedenastki po faulu na Ricardinho.