Podbeskidzie wygrywa z Wisłą po najszybszym golu w historii Ekstraklasy (ZDJĘCIA)
Bardzo ciekawy mecz obejrzeli kibice na stadionie przy ulicy Reymonta w Krakowie, gdzie Wisła Kraków przegrała z Podbeskidziem Bielsko-Biała 0:1. Jedyną bramkę już w jedenastej sekundzie meczu strzelił Damian Chmiel. Dla "Górali" to już trzecie zwycięstwo w czterech spotkaniach rozegranych na stadionie "Białej Gwiazdy".
Przed meczem z Podbeskidziem kibice Białej Gwiazdy mieli przynajmniej kilka powodów do niepokoju. Wiosną drużyna Franciszka Smudy wygrała tylko jedno spotkanie, a teraz musiała mierzyć się z rywalem, z którym prawie zawsze szło jej jak po grudzie. Bielszczanie są bowiem jedyną drużyną w Ekstraklasie bez porażki w spotkaniach rozegranych na stadionie przy Reymonta, w których nie stracili nawet jednego gola.
Na potwierdzenie tych obaw gospodarze nie musieli długo czekać. Tuż po wznowieniu gry od środka piłkę zgarnął Damian Chmiel i z odległości około 25 metrów huknął jak z armaty. Futbolówka odbiła się od poprzeczki i... trafiła w plecy próbującego interweniować Michała Miśkiewicza, po czym wturlała się do siatki. Żaden z piłkarzy Wisły nie zdążył jeszcze dotknąć piłki, a Podbeskidzie już cieszyło się z prowadzenia. Była to dopiero jedenasta sekunda meczu, co oznacza, że Chmiel został autorem najszybszego trafienia w historii Ekstraklasy.
Rozwścieczeni wiślacy chcieli szybko odpowiedzieć, ale w pierwszych dziesięciu minutach to goście mieli przewagę i swobodnie rozgrywali piłkę na połowie rywala. Dopiero po kwadransie sygnał do ataku jako pierwszy dał Arkadiusz Głowacki, ale jego mocny strzał z dystansu zdołał odbić Richard Zajac. Słowacki bramkarz Podbeskidzia dał jeszcze większy popis kilka minut później, wygrywając pojedynek sam na sam z Michałem Chrapkiem. Bliscy szczęścia gospodarze byli także po strzale Dariusza Dudki, który minimalnie minął poprzeczkę bramki gości.
Bielszczanie nie mieli jednak zamiaru cofać się pod własne pole karne. Podbeskidzie grało bardzo agresywnie w środku pola, dzięki czemu tworzyło sobie kolejne okazje. Stuprocentową szansę zmarnował wprowadzony na boisko Krzysztof Chrapek, który w stojąc oko w oko z Miśkiewiczem trafił wprost w bramkarza Wisły.
Po zmianie stron w grze obu zespołów nadal było sporo ostrych zagrań. Sędzia Jarosław Przybył pokazał aż 10 żółtych kartek, a z powodu kontuzji boisko jeszcze w pierwszej połowie opuścili Blażek, Pietrasiak i Uryga, a w drugiej Głowacki. W takim futbolu lepiej czuli się bielszczanie, podczas gdy Wisła nie potrafiła złapać odpowiedniego rytmu gry. Z pomocą przyszedł krakowianom arbiter, który podyktował wątpliwy rzut karny po starciu Sokołowskiego z Burligą. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Łukasz Garguła i... strzelił obok słupka!
W ostatnim kwadransie napór Białej Gwiazdy był coraz silniejszy. Przez moment gospodarze wręcz bombardowali bramkę Richarda Zajaca, ale słowacki bramkarz musiał interweniować tylko raz, gdy groźnie strzelał Michał Szewczyk. Wisła zupełnie nie miała koncepcji na rozegranie pod polem karnym Podbeskidzie, a co więcej, kilka razy mogła się nadziać na kontrataki. Kilku doskonałych okazji na podwyższenie prowadzenia nie wykorzystali jednak Sokołowski i Chrapek. W doliczonym czasie gry czarę goryczy dla Wisły przelał Dudka, który opuścił boisko po obejrzeniu drugiej żółtej kartki.
Z przebiegu meczu Podbeskidzie było zespołem lepszym i można się jedynie dziwić, że nie strzeliło krakowianom co najmniej jednego gola więcej. Wisła zaliczyła kolejny fatalny występ, a kibice pożegnali jej piłkarzy głośnymi gwizdami.