Podbeskidzie ograło Legię. Korzym i Sloboda dali "Góralom" komplet punktów
Skończyła się znakomita passa Legii Warszawa. Mistrzowie Polski, którzy pod wodzą Henninga Berga nie doznali wcześniej ani jednej wyjazdowej porażki, przegrali 1:2 z Podbeskidziem Bielsko-Biała, dla którego bramki strzelali Anton Sloboda oraz były gracz stołecznej drużyny, Maciej Korzym. Dla "Górali" to już drugie z rzędu domowe zwycięstwo nad Legią.
W ostatnim sezonie Legia Warszawa tylko przez cztery kolejki nie zajmowała pierwszego miejsca w tabeli Ekstraklasy. Przeciętny początek obecnych rozgrywek spowodował, że już po pierwszych dwóch spotkaniach Legioniści musieli odrabiać straty. Na pierwsze miejsce w tabeli podopieczni Henninga Berga mogli wrócić dopiero po siedmiu spotkaniach, a warunkiem było zwycięstwo w Bielsku-Białej. „Górale” zapowiadali, że w meczu z mistrzem Polski powalczą o zwycięstwo, ale statystyki „Wojskowych” pod wodzą norweskiego trenera musiały robić na nich wrażenie. Od czasu walkowera w dwumeczu z Celtikiem Glasgow Legia rozegrała sześć meczów – wszystkie wygrała, nie tracąc ani jednego gola.
Podbeskidzie wyszło jednak na boisko bez przesadnego respektu wobec Legii. Ofensywnie ustawieni „Górale”, z Sylwestrem Patejukiem na skrzydle i Damianem Chmielem w roli rozgrywającego, od początku starało się przerywać akcje rywali w okolicach środka boiska i jednym - dwoma podaniami przedostawać się pod bramkę Dusana Kuciaka. W taki sposób gospodarze objęli prowadzenie. W 8. minucie po podaniu Macieja Korzyma z lewej strony boiska Damian Chmiel dograł przed pole karne do Antona Slobody, którego bez opieki pozostawili defensywni pomocnicy Legii. Słowak zdecydował się na silny strzał i „przełamał” nim ręce swojego rodaka, Dusana Kuciaka. Mistrzowie Polski stracili tym samym pierwszą bramkę od 619 minut (mecz 2. kolejki z Górnikiem Zabrze), a będący w znakomitej formie Chmiel zaliczył trzecią asystę w tym sezonie.
Henning Berg wystawił w Bielsku-Białej skład zbliżony do tego, jaki desygnował do gry w starciach z Celtikiem i Aktobe. Dał jednak odpocząć Ondrejowi Dudzie, który pozostał w Warszawie, a Miroslav Radović i Michał Żyro rozpoczęli spotkanie na ławce rezerwowych. Po raz kolejny potwierdziło się, że bez swoich najlepszych zawodników Legia nie gra tak efektownie i skutecznie, jak w najsilniejszym zestawieniu. Słabo wyglądała gra na skrzydłach Jakuba Koseckiego, a w szczególności debiutanta Mateusza Szwocha, który przegrywał pojedynki z przesuniętym na lewą stronę defensywy Tomaszem Górkiewiczem. W środku pola brakowało z kolei łączności między napastnikami a Jodłowcem i Vrdoljakiem.
W pierwszej połowie Legia miała kłopoty ze stwarzaniem sobie bramkowych okazji z akcji, ale niemal każdy wykonywany przez nią stały fragment gry siał popłoch w szesnastce Michala Peskovicia. Kilka razy obrońcom Podbeskidzia się upiekło, bo albo w bramce świetnie spisywał się Słowak, albo sędzia odgwizdywał spalonego. W 25. minucie po kolejnym dokładnym dośrodkowaniu Tomasza Brzyskiego nie było już jednak żadnych nieprawidłowości. Najwyżej do piłki wyskoczył w polu karnym Orlando Sa, który głową umieścił ją w siatce.
Mimo wyrównania obraz gry nadal nie ulegał zmianie. Podbeskidzie znacznie rzadziej było przy piłce, ale po przechwycie potrafiło błyskawicznie rozegrać piłkę na połowie Legii. Zadanie dodatkowo ułatwiała im defensywa gości, która w 38. minucie podarowała „Góralom” kolejny prezent. Fatalnie we własnym polu karnym zachowali się Bartosz Bereszyński i Jakub Rzeźniczak. Obrońcy „Wojskowych” nie potrafili wybić piłki, pozwolili dojść do niej Korzymowi, a ten z powietrza uderzył mocno w kierunku Kuciaka. Uznawany za najlepszego bramkarza w Ekstraklasie Słowak popełnił kolejną gafę, przepuszczając pod brzuchem strzał byłego napastnika Legii. Był to dopiero drugi w tym meczu celny strzał w wykonaniu Podbeskidzia, które poprzednio taką wzorową skuteczność prezentowało przed tygodniem w spotkaniu z Cracovią.
W przerwie Henning Berg musiał zareagować. Na boisku pojawili się Radović i Żyro, zmieniając Szwocha i Saganowskiego, któremu nie układała się współpraca z Orlando Sa. Legia wciąż jednak nie potrafiła złapać odpowiedniego rytmu. Proste straty w środku pola, w których przodowali Vrdoljak i Jodłowiec, była jak woda na młyn na „Górali”. Bielszczanie długą piłką starali się kontrować gości, a o mało nie wykorzystał tego Chmiel. Pomocnik Podbeskidzia efektownie „nawinął” w polu karnym Rzeźniczaka, ale w sytuacji sam na sam przegrał pojedynek z tym razem dobrze interweniującym Kuciakiem.
Legia w końcowych minutach przeważała, ale jej gra była zbyt niedokładna i szarpana, by zaskoczyć dobrze zorganizowanych, uważnych w defensywie bielszczan. Kibice na stadionie częściej niż interwencje w bramce Peskovicia oglądali spalone pozycje Dossy Juniora, który w tym meczu po stałych fragmentach gry aż czterokrotnie wychodził przed linię obrony. Z lepszym skutkiem do główek przy rzutach rożnych dochodził Orlando Sa. Portugalczyk w 83. minucie był bliski powtórzenia wyczynu z pierwszej połowy, ale po jego strzale piłka minimalnie minęła słupek. Coraz bardziej sfrustrowanych gości powinien był pogrążyć Krzysztof Chrapek. Rezerwowy napastnik Podbeskidzia w sytuacji sam na sam źle jednak uderzył, a Kuciak odbił piłkę nogą.
Z małym wyjątkiem sytuacji z doliczonego czasu gry, gdy po rzucie rożnym główka Vrdoljaka przeleciała nieznacznie nad poprzeczką, w końcowych minutach Podbeskidzie doskonale trzymało grę z dala od własnego pola karnego. Dowiozło do końca zwycięstwo, które daje bielszczanom najwyższe w historii, czwarte miejsce w tabeli Ekstraklasy. Z kolei Legia poniosła w Bielsku-Białej swoją pierwszą wyjazdową porażkę pod wodzą Henninga Berga i nie wróciła na fotel lidera. Przez następne dwa tygodnie pozostanie nim krakowska Wisła.