Dla Górali nie ma rzeczy niemożliwych. Ograli Termalikę i wskoczyli do ósemki!
W 30. kolejce Ekstraklasy Podbeskidzie Bielsko-Biała wygrało z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza 2:0 po golach Adama Mójty i Mateusza Możdżenia. Bielszczanie niespodziewanie awansowali do czołowej ósemki.
fot. Łukasz Łabędzki
Do awansu do grupy mistrzowskiej Podbeskidzie potrzebowało korzystnych wyników w Krakowie i Gdańsku. Podstawowym warunkiem było jednak zwycięstwo z Termaliką – dlatego trener Robert Podoliński ustawił swój zespół ofensywnie. Posłał w bój dwóch kreatywnych środkowych pomocników, Antona Slobodę i Samuela Stefanika, a na ławce zostawił Mateusza Możdżenia. To Podbeskidzie miało przejąć inicjatywę i tak też się stało.
Bielszczanie zwłaszcza na początku meczu częściej zagrażało bramce Sebastiana Nowaka i niewiele zabrakło, by objęło prowadzenie – po podaniu Damiana Chmiela do piłki na trzecim metrze doszedł Mateusz Szczepaniak, ale pod naporem obrońcy napastnik skiksował i przeniósł ją nad poprzeczką. Z czasem coraz częściej do głosu dochodziła Termalica, która zmuszała bielszczan do strat wysokim pressingiem. Najgroźniej było po uderzeniach Dawida Plizgi i Tomasza Foszmańczyka, ale tego pierwszego zatrzymał Emilijus Zubas, a drugiego rykoszet od jednego z obrońców.
Drugą połowę lepiej rozpoczęła Termalica, ale to Podbeskidzie objęło prowadzenie. Ciężar zdobywania bramek wziął na siebie najskuteczniejszy obrońca Ekstraklasy, Adam Mójta. Lewy obrońca dobił własny, wcześniej zablokowany strzał i mocnym uderzeniem lewą nogą pokonał Sebastiana Nowaka.
I od tego momentu sytuacja zaczęła się zmieniać jak na górskiej kolejce. Chwilę później w Krakowie Zagłębie strzeliło wyrównującą bramkę w meczu z Wisłą, a drugą żółtą kartką został ukarany Oleg Veretilo. Podbeskidzie w dziesięciu na jedenastu musiało więc podwyższyć swoje prowadzenie, by mieć lepszy bilans bezpośredni z chorzowskim Ruchem. Długo się na to nie zanosiło, bo to Termalica zepchnęła „Górali” do obrony i była bliska zdobycia bramki. Gospodarze dziesięć minut przed końcem wyprowadzili jednak szybki kontratak, Damian Chmiel wyłożył piłkę rezerwowemu Mateuszowi Możdżeniowi, a ten wpakował ją do pustej bramki.
Podbeskidzie dowiozło do końca korzystny rezultat, a po meczu nastąpiła… konsternacja. Wciąż nie było wiadomo, czy gospodarze są w grupie mistrzowskiej, bo o decydowała o tym klasyfikacja Fair Play i decyzja Trybunału Arbitrażowego w sprawie odjętego punktu Lechii. Piłkarze „Górali” cieszyli się ze zwycięstwa, ale nie ukrywali rozgoryczenia całym zamieszaniem.