Po niemal roku padła twierdza Gdynia! Hebert po raz kolejny bohaterem Piasta
W sobotnim meczu 11. kolejki Lotto Ekstraklasy Arka Gdynia przegrała u siebie z Piastem Gliwice (1:2). Dla zespołu beniaminka była to pierwsza porażka przed własną publicznością od... 23 października 2015 roku. Bohaterem wicemistrzów Polski w drugim kolejnym spotkaniu został obrońca Hebert.
[galeria]Spotkanie w Gdyni miało tylko jednego faworyta – przed pierwszym gwizdkiem wszyscy na zwycięzców wskazywali gospodarzy. Arka nie tylko znajdowała się wyżej w tabeli, ale w ostatnim czasie mogła pochwalić się nieco wyższą formą. Do tego dobra passa na własnym stadionie. Za podopiecznymi Radoslava Latala przemawiało nieco mniej. Zwłaszcza, że w ich szeregach zabrakło Martina Bukaty. Pomocnik w ostatnich meczach radził sobie naprawdę nieźle, natomiast tym razem musiał pauzować z powodu kontuzji. W osiemnastce zamiast niego pojawił się natomiast nowy napastnik gliwiczan, Sandro Gotal.
W wyjściowej jedenastce niebiesko-czerwonych dwie zmiany – od pierwszego gwizdka zagrali Uros Korun oraz dawno nie widziany od początku Paweł Moskwik. Po stronie Arki od poprzedniej kolejki tylko jedna zmiana – na szpicy zamiast Pawła Abbotta zagrał Dariusz Zjawiński. Mecz od początku mógł się podobać. Żaden z zespołów nie czekał z atakami, każdy chciał dzisiaj zwyciężyć. Konrad Jałocha oraz Jakub Szkatuła nie mogli nawet na moment tracić uwagi. Kolejne akcje nie przynosiły jednak efektu – fajnie wyglądały obie linie defensywy. W ostatnich meczach ani obrońcy Arki ani Piasta nie tracili wielu goli z gry i nic nie wskazywało na to, jakoby miało się to zmienić.
I nie zmieniło. Pierwsze trafienie niebiesko-czerwonych – rzut wolny. Książkowe wykonanie przez Gerarda Badię. Hiszpan posłał piłkę między stojącymi w murze zawodnikami, czym zaskoczył golkipera Arki. Jałocha bez szans. Futbolówka spoczęła w siatce, a gliwiczanie po raz pierwszy od kilku kolejek mogli cieszyć się z prowadzenia. Łatwo nie chcieli więc go oddać. Końcówka pierwszej części gry to sporo wymiany podań w środku pola. Defensorzy ani jednej ani drugiej strony nie pozwalali na wiele, a napastnicy jakoś nie błyszczeli.
Przerwa przyniosła roszady w obu zespołach. Na murawie pojawili się Bartosz Szeliga oraz Paweł Abbott. Wpuszczenie drugiego z nich okazało się strzałem w dziesiątkę. Napastnik zastąpił anemicznego Dariusza Zjawińskiego i od razu popędził z natarciami. Na dobrą sprawę przed zdobyciem gola brakowało mu jedynie szczęścia. Bez większego kłopotów sprytnie oszukiwał gliwiczan, by wdzierać się pod ich bramkę. Nie zdołał jednak dać swemu zespołowi wyrównania. Wypracował jednak coś równie cennego – jedenastkę. Do piłki podszedł Marcus da Silva i pewnie zamienił rzut karny na gola.
Długie prowadzenie Piasta zakończone. Gliwiczanie już przed tygodniem udowodnili jednak że walczą do końca. Tak było i tym razem. Stracona bramka tylko dodatkowo podbudowała ich ambicje. Ruszyli do przodu jeszcze mocniej – zgromadzeni na trybunach kibice mogli być naprawdę zadowoleni. Oglądali konsekwentne akcje z obu stron. Z gry w Gdyni nie padł jednak dzisiaj gol. Zwycięskie trafienie przyniósł niebiesko-czerwonym rzut rożny. Świetne dośrodkowanie w wykonaniu wprowadzonego na murawę Michała Masłowskiego i jeszcze lepsza główka Heberta. To drugi gol Brazylijskiego stopera w drugim meczu z rzędu. Powoli wyrasta on na jednego z lepszych strzelców gliwiczan. Radość ogromna. Cieszyli się kibice, sztab szkoleniowy, zawodnicy na ławce, murawie i przed telewizorami. Tak oto pogrążony nieco w marazmie Piast odniósł swoje drugie zwycięstwo w tym sezonie. I to nie byle gdzie, bo na bardzo trudnym terenie w Gdyni. Lepszego wejścia w reprezentacyjną pauzę nie można było sobie chyba wyobrazić.
Warty podkreślenia jest tez debiut Sandro Gotala. Przyjście napastnika do Gliwic wzbudzało ambiwalentne uczucia ze strony kibiców. Zawodnik z tak zwanego wolnego transferu długo poszukiwał pracodawcy zanim trafił do Piasta. Przeciwko Arce rozegrał ponad dwadzieścia minut i trzeba przyznać, że był to bardzo efektownie oraz efektywnie spędzony czas na murawie. Co chwilę pędził z akcją prawą stroną boiska, sporo walczył pod bramką Konrada Jałochy. Tym razem nie zdołał bezpośrednio wpłynąć na końcowy rezultat, ale jak na pierwszy raz rozegrał niezłe spotkanie.