menu

Po meczu Lecha z Jagiellonią: Losy mistrzostwa w nogach „Kolejorza” [KOMENTARZ]

30 kwietnia 2013, 10:21 | Wojciech Maćczak

Nie był to porywający mecz w wykonaniu poznaniaków. Ciężko nawet stwierdzić, czy rzeczywiście byli lepsi od rywala i zasługiwali na trzy punkty. Jagiellonia postawiła przeciwnikowi wygórowane warunki i nie zamierzała poddać się bez walki. To jednak nie umniejsza zasługi poznaniaków, którzy odnieśli ważne zwycięstwo i uniezależnili się od wyników Legii Warszawa.

Gramy swoje

„Patrzymy na siebie”, „skupiamy się na swojej grze”, „musimy narzucić swoje warunki”. To ulubione sformułowania trenera Mariusza Rumaka, używane bardzo często na przedmeczowych konferencjach prasowych przy okazji pytań o zespół rywala. Szkoleniowiec poznaniaków o przeciwnikach rozmawiać nie lubi, podkreślając, że nie może oceniać zespołu, z którym nie przebywa na co dzień. I zaraz po tym dodaje, że niezależnie od jego postawy, Lech musi grać swoją piłkę, skupiać się na wykonywaniu założeń taktycznych i narzucić swoje warunki gry.

Teraz udało się to poznaniakom znakomicie. To znaczy w meczu z Jagiellonią nie do końca, bo przeciwnik nie zamierzał oddać trzech punktów za darmo. To była zaledwie jedna z trzydziestu bitew, których celem jest wygranie wojny. W tym wypadku celem nadrzędnym jest mistrzostwo Polski. I to właśnie w walce o tytuł mistrzowski Lech może patrzeć już tylko na siebie. A to dlatego, że dzięki wynikom 24. kolejki spotkań Ekstraklasy poznaniacy tracą do Legii Warszawa dwa punkty. A że czeka ich jeszcze bezpośrednie starcie, to „Kolejorz” ma szansę odrobić stratę w swoich spotkaniach i nie musi przejmować się innymi wynikami stołecznego klubu

Pomógł Trela, Norambuena i masa szczęścia

Sukces rodzi się w bólach i najczęściej ma wielu ojców. W tym wypadku również poznaniacy mogli liczyć na pomoc – nazwijmy to ogólnie – czynników zewnętrznych. Pierwszym był Piast Gliwice z Dariuszem Trelą na czele, który w sobotę zatrzymał warszawską Legię. O ile jednak podopieczni Marcina Brosza przyszli w sukurs „Kolejorzowi” nieco przy okazji, realizując swój własny cel, o tyle drugi pomocnik uczynił to wbrew sobie i swojej drużynie. To Alexis Norambuena, który najpierw nie pomyślał o doborze właściwych butów do panujących warunków, a następnie poślizgnął się i stracił piłkę na rzecz Gergo Lovrencsicsa, który chwilę później zdobył bramkę.

I w końcu ostatni, najważniejszy pomocnik poznaniaków – szczęście. Szczęście, którego brakowało jesienią, a które wiosną pojawia się w dwójnasób. To ono przyczyniło się do bezbramkowego remisu Piasta z Legią, ono również pojawiło się w spotkaniu z Jagiellonią. Białostoczanie stworzyli sobie wuchtę sytuacji i zdecydowanie zasłużyli przynajmniej na bramkę. Fart był jednak po stronie Lecha, dlatego w poniedziałek piłka nie wpadła do bramki, strzeżonej najpierw przez Jasmina Buricia, a później Krzysztofa Kotorowskiego.

Jagiellonia zasłużyła co najmniej na punkt

Spotkanie w Białymstoku było zdecydowanie najtrudniejszym zwycięstwem Lecha w rundzie wiosennej. Nijak nie można porównać go do spotkań z Lechią Gdańsk, Piastem Gliwice, czy Zagłębiem Lubin. Choć to ostatnie również nie było łatwe, bo poznaniacy musieli odrabiać jednobramkową stratę, ale poszło im to nad wyraz sprawnie i skutecznie. W przekroju całego sezonu przychodzi mi do głowy jedynie pojedynek z Zagłębiem z rundy jesiennej, zakończony zwycięstwem poznaniaków 1:0. Wtedy również rywal miał sporo okazji, by doprowadzić do wyrównania.

Jagiellonia nie przestraszyła się Lecha i postawiła swoje warunki. Z początku nie atakowała, zostawiła pole rywalowi, co poznaniakom nie było w smak – wszak lubują się w szybkich akcjach, natomiast nie do końca potrafią konstruować atak pozycyjny. Później jednak białostoczanie otworzyli się, co sprawiło, że oba zespoły zaczęły stwarzać sytuacje. O ile jednak Lech swoją wykorzystał, o tyle Jagiellonii to się nie udało.

Poznaniacy na gola zasłużyli, bo przez godzinę byli lepsi od rywala. Później jednak dali się kompletnie zepchnąć do defensywy i oddali pole rywalowi. Mniej więcej od 65. minuty Jagiellonia dominowała na boisku, ostrzeliwała bramkę Kotorowskiego i była zdecydowanie lepsza od Lecha. Okazje miał Maciej Gajos, bramkę mógł strzelić wprowadzony na boisko w końcówce Tomasz Kowalski. Dlatego bez wątpienia można stwierdzić, że białostoczanie zasłużyli na punkt.

Losy tytułu we własnych nogach

Byli jednak nieskuteczni i pozostali z niczym. Trzy punkty pojechały do Poznania, zasłużenie, czy nie – to już kompletnie nie ma znaczenia. Fakt, że zespół, walczący o mistrzostwo nie powinien dać tak łatwo zdominować się przeciwnikowi, jak uczynili to Wielkopolanie przez ostatnie 20-25 minut meczu w Białymstoku. Ale z drugiej strony tytuł zdobędzie zespół, który niezależnie od okoliczności straci najmniej punktów w starciach z niżej notowanymi rywalami. Lech zrobił swoje i zbliżył się do Legii na dwa punkty. Teraz losy tytułu mistrzowskiego poznaniacy mają w swoich własnych rękach (a raczej nogach).

Lech Poznań

LECH POZNAŃ - serwis specjalny Ekstraklasa.net


Polecamy