menu

Puchar Ligi Angielskiej. Everton bliżej finału. The Toffees ograli City [RELACJA, ZDJĘCIA, SKRÓT]

6 stycznia 2016, 22:55 | Tomasz J. Górski

Everton zrobił krok w stronę finału Pucharu Ligi Angielskiej. Piłkarze Roberto Martineza w pierwszym meczu 1/2 finału na Goodison Park pokonali Manchester City 2:1. Rewanżowe spotkanie odbędzie się 27 stycznia.

O tym spotkaniu mówi się nie tylko w Anglii, ale przede wszystkim w Liverpoolu. Bliskie gry w finale na Wembley są obie drużyny z miasta Beatlesów – wczoraj „The Reds” wygrali w Stoke, dzisiaj Everton pokonał przed kompletem widzów Manchester City. Co ciekawe, Roberto Martinez – trener gospodarzy – jeszcze nigdy nie przegrał pucharowego meczu na Goodison Park. Ta seria została przedłużona, a jej ofiarą padli tym razem „Obywatele”.

Pierwsze trzy kwadranse były z lekkim wskazaniem na gospodarzy, którzy nie imponowali w ilości strzałów, ale postawili na jakość – trzykrotnie udało się pokonać Wilfrieda Caballero, ale dopiero ostatnia próba, w doliczonym czasie gry, była zgodna z przepisami. Wcześniej Ramiro Funes Mori i Romelu Lukaku strzelali bramki ze spalonych, co słusznie nie uznał Robert Madley. Dopiero w doliczonym czasie gry pierwszej odsłony Mori zdobył (prawidłową) bramkę, dobijając strzał Rossa Barkleya po nieudanej interwencji Caballero. Goście nie mogąc zbliżyć się w pobliże pola karnego Evertonu decydowali się na strzały z dystansu, które w znacznej odległości mijały bramkę. Evertonu. Było za to groźnie pod bramką Joela Roblesa, ale zarówno Nicolas Otamendi jak i Sergio Agüero mieli rozregulowane celowniki.

Po zmianie stron jeszcze śmielej zaatakowali piłkarze Roberto Martineza. Bainesowi niewiele brakowało by po mocnym strzale z narożnika pola karnego trafił do siatki. Chwilę później... znalazł się w niej Lukaku, który nie wjechał do niej na wślizgu chcąc zamknąć akcję rezerwowego Leona Osmana. W tym momencie wydawało się, Manchester w ogóle nie wyszedł z szatni na murawę. Ross Barkley z premedytacją mijał rywali jak tyczki i po profesorsku pracował w defensywie raz po raz powstrzymując Yayę Toure. Jednak młody Anglik nie mógł wstrzelić się w bramkę. Deulofeu również wprowadzał zamieszanie w szeregach obronnych rywala swoimi rajdami. Jedną z jego prób szczęśliwie sparował Caballero, który o mały włos nie został przelobowany przez Hiszpana. Goście dążyli do strzelenia bramki i niewiele brakowało Agüero i De Bruyne – z ich strzałami radzili sobie obrońcy lub świetnie spisujący się między słupkami Joel Robles. Na największe emocje trzeba było czekać do ostatniego kwadransa spotkania. Kevin Mirallas stracił piłkę w polu karnym Manchesteru i stamtąd obrońca wybił ją przez połowę boiska do Sergio Agüero. Ten ograł Seamona Colemana, po czym zagrał w pole karne do Jesusa Navasa. Hiszpan jedynie odpowiednio ustawił stopę, a piłka wpadła do siatki przy prawym słupku, obok interweniującego bramkarza gospodarzy. Na odpowiedź The Toffees trzeba było czekać... dwie minuty. Gareth Barry (kilka lat temu grał w barwach MC) ostro dośrodkował z lewego skrzydła w pole karne. Tam z piłką minął się Nicolas Otamendi, a zza jego pleców wyskoczył Romelu Lukaku, który strzałem głową z kilku metrów wpisał się na listę strzelców. „Obywatele” nie mieli koncepcji jak doprowadzić do remisu. Nie pomogły w tym nawet urazy skrajnych obrońców – Colemana i Bainesa. Everton przez moment grający w „dziewiątkę” (ostatecznie Baines dograł mecz, Coleman opuścił murawę) zdołał dowieźć jednobramkowe prowadzenie do końca meczu.

Skrót meczu Everton - Manchester City