menu

Piotr Samiec-Talar nową "dwójką" w ataku Śląska Wrocław? Rezerwowi rwą się do gry

5 listopada 2019, 15:47 | Piotr Janas

Atmosfera po poniedziałkowej wygranej z Wisłą Płock (3:1) w ekipie Śląska Wrocław jest wręcz wzorowa. Zmiennicy walczą jak lwy i sprawiają, że trener Vítězslav Lavička ma coraz większy, pozytywny ból głowy.

Piotr Samiec-Talar
Piotr Samiec-Talar
fot. FOT. WKS Śląsk Wrocław S.A./Krystyna Pączkowska

Poniedziałkowy mecz 14. kolejki PKO Ekstraklasy pomiędzy Śląskiem Wrocław a Wisłą Płock ułożył się dla gospodarzy wyśmienicie. Wygrali z liderem i do prowadzącej obecnie Legii Warszawa tracą już tylko dwa oczka. Druga wygrana z rzędu przełożyła się na atmosferę w zespole. Na wtorkowym treningu zawodnicy byli w doskonałych nastrojach, tryskali energią, a młodzi, jak chociażby Piotr Samiec-Talar, dawali z siebie nawet więcej niż 100 proc.

Ten ostatni w poniedziałek dostał około 10 minut. Kilka dni wcześniej skończył 18 lat, więc można było domniemywać, że to prezent od sztabu szkoleniowego, zwłaszcza, że wszedł przy wyniku 3:1. Nic bardziej mylnego.

- Piotrek dostał szansę, bo na nią zapracował. Przez cały tydzień poprzedzający starcie z Wisłą wyglądał imponująco i uznaliśmy wraz ze sztabem, że to dobry moment, by dać mu trochę minut w ekstraklasie. On cały czas idzie do góry zarówno pod względem sportowym jak i mentalnym. Liczymy na to, że ten występ da mu dodatkową motywację - tłumaczył Lavička.

Wygląda na to, że Samiec-Talar wyprzedził obecnie w hierarchii napastników Daniela Szczepana, choć otwarcie przyznać tego nie chce ani czeski szkoleniowiec, ani sam zainteresowany.

- Ciężko mi o tym mówić, bo nie wiem jak trener to widzi. Tym razem szansę dostałem ja, ale za tydzień może ją dostać Daniel. To nie był występ, w którym mógłbym pokazać się od strony piłkarskiej. Bardziej chodziło o to, żeby wejść, pokazać charakter i zostawić serce na boisku - powiedział nam Samiec-Talar.

O swoje minuty walczą też inni zmiennicy, jak Damian Gąska, Lubambo Musonda, Mateusz Cholewiak czy Diego Živulić. Ten ostatni w meczu z Rakowem Częstochowa doznał skomplikowanego złamania nosa, dlatego obecnie trenuje ze specjalną maską na twarzy. Chorwat twierdzi, że w niczym mu ona nie przeszkadza i wręcz nie do końca rozumie, dlaczego wypadł poza kadrę meczową. Gołym okiem widać, że każdy chce grać.

Przed Śląskiem krótki mikrocykl treningowy, ponieważ już w piątek wrocławianie zagrają z ŁKS-em Łódź na wyjeździe.


Polecamy