Piotr Malarczyk zagrał na Old Trafford przeciwko Rooney'owi
Nowy piłkarz Cracovii Piotr Malarczyk będzie miał znów szansę gry w polskiej ekstraklasie. Wystąpił w niej w 125 meczach w Koronie Kielce. Wraca z Ipswich Town. Wysp Brytyjskich nie zawojował. Nawet drugi poziom rozgrywkowy okazał się dla niego zbyt mocny.
Piłkarz nie żałuje jednak decyzji, jaką podjął rok temu, o przenosinach do Anglii.
- Można to rozkładać na czynniki pierwsze - mówi. - Jeśli chodzi o główny aspekt, czyli liczbę rozegranych meczów, to nie mogę być zadowolony, było ich mało. To była pierwsza zmiana klubu w mojej karierze. Miałem możliwość na własnej skórze przekonać się, jak to wszystko wygląda, jak na to zareaguję. Dało mi pogląd, nad czym muszę pracować.
Rzeczywiście, meczów było mało - ledwie trzy spotkania w I lidze, dwa w drugiej (Southend, gdzie został wiosną wypożyczony) i trzy pucharowe.
Jeden jednak zapamięta do końca życia. - Graliśmy z Manchesterem United na Old Trafford w Pucharze Anglii, ulegliśmy mu 0:3 - opowiada zawodnik. - To był silny Manchester, grający w najmocniejszym składzie. Wayne Rooney to chyba najlepszy piłkarz, przeciwko któremu zagrałem, zresztą strzelił nam bramkę.
W lidze nie miał okazji się pokazać. - Jeden 45-minutowy występ, dwa kolejne po kilka minut - kwituje zawodnik. - W Pucharze Ligi zagraliśmy z Portsmouth. Zawiniłem karnego, dostałem czerwoną kartkę, która potem liczyła się w lidze, więc wypadłem z „18”. Przyplątały się kłopoty zdrowotne i straciłem kolejny miesiąc. Miałem ambicje, by więcej grać, może nadgorliwość mnie zgubiła? Jak człowiek za bardzo chce, to nie zawsze wychodzi.
Zobacz także: Piotr Malarczyk w Cracovii na trzy lata
- Dwa sezony pracowaliśmy razem w Koronie - opowiada trener Leszek Ojrzyński, były szkoleniowiec kielczan. - Zapamiętałem Piotrka jako młodego, bardzo perspektywicznego zawodnika. Grał w reprezentacji młodzieżowej. Nabrał doświadczenia. W Anglii dostał twardą szkołę życia, tam mu się nie powiodło, bo myślał, że będzie grał, a wylądował jeszcze stopień niżej.
Malarczyk nie miał kłopotów z aklimatyzacją. W Ipswich spotkał Bartłomieja Białkowskiego, polskiego bramkarza, który pomógł mu odnaleźć się w nowym środowisku. - Miałem podstawy języka angielskiego - mówi Malarczyk. - Pierwszy miesiąc był trudny, bo co innego lekcje indywidualne, a co innego życie codzienne. W szatni zawodnicy nie mówią pełnymi formami, używają różnych akcentów.
Zawodnik nie twierdzi, że sobie nie poradził, bo pochodził z zagranicy. - Przecież trener stawiał wysokie wymagania wszystkim zawodnikom - mówi obrońca.
Jest wychowankiem Korony, trener Tomasz Wilman chciał go sprowadzić z powrotem do tego klubu. Dlaczego więc Cracovia?
- Bo to w tym momencie najlepsze rozwiązanie dla mnie - twierdzi Malarczyk. - Klub z dużym potencjałem, możliwościami, bardzo dobra drużyna. Spodobało mi się, jak Cracovia gra. Osiągnęła bardzo dobry wynik w zeszłym sezonie, ma ambicje na dalszą walkę i rozwój. Było kilka różnych propozycji, ale wolałem Cracovię.
- Będzie miał w „Pasach” sporą konkurencję na środku obrony - przekonuje trener Ojrzyński. - To chłopak, który może dojść bardzo daleko. Grał u mnie na środku obrony i na prawej stronie. Wyróżnia się dobrymi warunkami fizycznymi, dobrze gra głową, potrafi przerzucić piłkę i uderzyć z daleka.