Piotr Giza: Dąbrowski i Piątek mieliby szansę na transfer do Legii
Piotr Giza zagrał 150 meczów w polskiej ekstraklasie w barwach Cracovii i Legii. Przed sobotnim meczem obu zespołów wspomina dawne czasy.
fot. Bartek Syta
- Mija 13 lat od chwili, kiedy Cracovia ostatni raz wygrała z Legią. Grał Pan w tamtym meczu. Dlaczego „Pasy” tyle lat czekają na triumf z warszawianami?
- Potrafiliśmy z Legią wygrać, także remisować. Legia jest od lat silniejsza od Cracovii pod względem kadrowym, gra o inne cele, o mistrzostwo Polski. Inwestuje w kadrę, bo chce osiągnąć konkretny cel. Ma więc zawodników na wyższym poziomie niż „Pasy”. Widać jak to w ostatnich latach wyglądało, jeśli chodzi o miejsca w tabeli. Poza 4. lokatą dwa lata temu, gdy krakowianie zrobili świetny wynik, jest słabo. W tym sezonie też będą walczyli o utrzymanie.
- Wraca Pan czasem myślami do tego meczu? To pewnie jedno z lepszych spotkań ekipy trenera Wojciecha Stawowego?
- Wystąpiłem w tym spotkaniu tylko przed przerwą. Graliśmy na ciężkim terenie, to był jeden z pierwszych wiosennych meczów, murawa była ciężka, było więc sporo przypadku. Legia miała trochę pecha, bo nie wykorzystała rzutu karnego w ostatniej minucie. Potem był błąd wymuszony chyba stanem boiska, bo Artur Boruc wykopywał piłkę i noga mu trochę „ujechała”, zagrał po ziemi. Marcin Bojarski przejął piłkę i wykorzystał sytuację. To jest piękno sportu – trzeba grać do samego końca. Za czasów trenera Stawowego podchodziliśmy do każdego meczu nie patrząc na przeciwnika. Nikogo się nie baliśmy. Oczywiście szanowaliśmy każdego rywala, ale nie czuliśmy wielkiego respektu. Wyniki były różnie, ale nie było tak, że się „okopywaliśmy”, graliśmy otwarta piłkę. To się ludziom podobało. Nie było tak, że Legia nad nami dominowała. Zresztą jak przyjeżdżała do nas, to nie wygrała meczu, było zwycięstwo i remisy. Staraliśmy się podchodzić do silniejszych drużyn bez lęku. W tamtych czasach dominowała Wisła, ale z nią też zremisowaliśmy.
- Był Pan ostatnim piłkarzem Cracovii, który poszedł do Legii. Miał Pan obawy, że może sobie nie poradzić?
- Nie, nie myślałem w ten sposób. Czułem się mocny, wierzyłem w swoje umiejętności. Liczyłem się z tym, że konkurencja w Legii jest większa niż w Cracovii, jest trzech zawodników na każdą pozycję, nie można sobie odpuścić, walka o skład jest bardzo poważna.
- Przez długi czas udawało się Panu ją wygrywać.
- Przez pierwszy sezon byłem na wypożyczeniu, a pod koniec zerwałem mięsień przywodziciela, co wykluczyło mnie na miesiąc. A wtedy rozgrywała się kwestia wykupienia mnie z Cracovii. Grałem w sumie 3,5 roku. Był to ciężki kawałek chleba, trzeba było stale udowadniać swoją przydatność. Forma była różna. Na pewno mogłem dać więcej z siebie. Byłem nieskuteczny, noga mi drżała w kluczowych momentach. Zawodnicy nie takiego formatu sobie nie radzili, więc nie jestem jedyny.
- Z obecnej kadry Cracovii ktoś miałby szansę na transfer do Legii?
- Może Damian Dąbrowski sprzed kontuzji, w formie reprezentacyjnej. Miałby szansę być w szerokiej kadrze Legii, a czy by grał? Nie mam pojęcia. Mógłby próbować. A reszta? Może Krzysztof Piątek? Ma umiejętności, ale czy na Legię? Warszawianie mają podobnego zawodnika – Jarosława Niezgodę, to zawodnicy tego samego pokroju.
- To pokazuje, jaki jest poziom Legii i Cracovii. Każdy piłkarz Legii znalazłby dobie miejsce w „Pasach”, a jeśli chodzi o transfery w odwrotnym kierunku to jest problem. I to się nie zmienia od lat.
- Niestety, ale tak jest. Wiele zależy od koncepcji trenera, zarządu, ale takie są fakty. Nieraz rozmawiam z Tomkiem Kiełbowiczem, moim kolegą z czasów wspólnej gry w Legii. Jest skautem. Nie jest tak, że widzą kogoś raz i od razu kupują. Zawodnik jest obserwowany wiele razy przez skautów, potem przez dyrektora sportowego. Każdy transfer to przemyślana sprawa, efekt pracy wielu tygodni. W klubie pracuje też Tomasz Jarzębowski, też mój kolega z czasów gry.
- A czym Pan się teraz zajmuje?
- Jestem trenerem w Szkole Mistrzostwa Sportowego z ul. Szablowskiego, prowadzę dodatkowe zajęcia z chłopakami, z małymi grupkami. Takie pokazowe i indywidualne. Ćwiczymy różne elementy. Mam więc do czynienia z młodzieżą Cracovii. Zresztą Paweł Nowak występuje w podobnej roli. Mogę tylko pozazdrościć chłopakom, że mają trenera od przygotowania fizycznego, techniki. Ja w ich wieku mogłem o tym tylko pomarzyć.
- Był Pan drugim trenerem reprezentacji Małopolski, która rywalizowała o awans do Regions Cup. Co z tą kadrą?
- Zakończyliśmy współpracę z MZPN w momencie, w którym zajęliśmy 2. miejsce. Ma za sobą staże, m.in. w Zagłębiu Sosnowiec przy Jacku Magierze, mam licencję trenerską UEFA A. jestem otwarty na pracę z seniorami, która nie jest dla mnie obca.
- W sporcie nie można niczego przesądzać, ale szanse Cracovii na dobry wynik są chyba minimalne?
- Zawsze przed takimi meczami mówiłem, że Cracovia ma szansę na zwycięstwo, nie przegra, a ulegała Legii. Teraz nic nie powiem, niech wynik będzie sprawą otwartą.