menu

Piorunujący finisz Lecha. Douglas i Kędziora zapewnili Kolejorzowi zwycięstwo z Jagiellonią

6 marca 2015, 22:30 | Wojciech Maćczak

Nie był to mecz na miarę hitu Ekstraklasy. Spotkanie Lecha z Jagiellonią rozczarowało ilością błędów, nieudanych zagrań i głupich strat. Gdy wydawało się, że mizerny pojedynek zakończy się bezbramkowym remisem, Lech rozpoczął piorunujący finisz. W ciągu czterech minut strzelił dwa gole i zdobył ważne trzy punkty.

Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 2:0
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 2:0
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 2:0
fot. Grzegorz Dembiński
Lech Poznań - Jagiellonia Białystok 2:0
fot. Grzegorz Dembiński
1 / 17

Starcie drugiej oraz trzeciej drużyny T-Mobile Ekstraklasy zapowiadało się jako ciekawe widowisko piłkarskie, tymczasem pierwsza połowa z grą w piłkę nie miała zbyt wiele wspólnego. Na boisku dominowała ostra, momentami brutalna walka, przez co sędzia Tomasz Musiał co chwilę przerywał grę i wzywał ekipę medyczną do zwijającego się z bólu zawodnika. Najboleśniej skutki takiego przebiegu gry odczuł Gergo Lovrencsics, który już po dwudziestu minutach gry musiał opuścić boisko. Skrzydłowy Lecha zderzył się głowami z Karolem Mackiewiczem i został zniesiony na noszach, a w jego miejsce wszedł Dariusz Formella. Rywal natomiast z bandażem na głowie wrócił do gry.

Liczne faule, a co za tym idzie przerwy, bardzo negatywnie wpłynęły na jakość widowiska. Mecz był bardzo rwany, chaotyczny, ciężko było o przemyślane akcje. W zasadzie oglądaliśmy tylko jedną stuprocentową, gdy po zgraniu głową od Kaspera Hamalainena z pięciu metrów prosto w Krzysztofa Barana uderzył Zaur Sadajew. Czeczen nie mógł zrobić w tej akcji więcej, gdyż golkiper Jagiellonii w porę wyszedł do przodu i po prostu nie było z czego uderzyć. Poza tym godne odnotowania są jeszcze dwa strzały z dystansu w wykonaniu Karola Linettego. Pierwszy na tyle słaby, że Baran spokojnie złapał piłkę, natomiast przy drugim musiał się już trochę bardziej wysilić, odbijając ją na róg.

Częste przestoje w grze, a także przerwa na samym początku, gdy służby porządkowe musiały uporać się ze sporą ilością rzuconych na boisko serpentyn sprawiły, że Musiał doliczył do pierwszej połowy aż siedem minut. Przyniosły one jeszcze jedną składną akcję poznaniaków, zakończoną dobrym zgraniem Linettego do Sadajewa i zbyt słabym strzałem Czeczena, który w zasadzie podał piłkę w ręce Barana. Oba zespoły schodziły więc do szatni bez goli, a Jagiellonia w dodatku bez strzału na bramkę rywala. Nie tak powinien wyglądać hit Ekstraklasy.

Po przerwie liczba sytuacji podbramkowych wzrosła, przede wszystkim za sprawą lechitów. W 53. minucie Szymon Pawłowski przebojowo próbował wedrzeć się w pole karne rywala i tuż przed linią szesnastego metra został sfaulowany przez Michała Pazdana. Na wykonanie rzutu wolnego zdecydował się Sadajew, jednak trafił w mur. Gospodarze mieli po tej akcji jeszcze rzut rożny, który przyniósł większe zagrożenie pod bramką Barana. Stały fragment krótko rozegrali Kasper Hamalainen i Dariusz Formella, ten drugi dośrodkował do Marcina Kamińskiego, było sporo zamieszania pod bramką gości, jednak obrońcy z Białegostoku zdołali zażegnać niebezpieczeństwo. W odpowiedzi cztery minuty później Jagiellonia przeprowadziła niezłą kontrę, zakończoną fatalnym strzałem wprowadzonego chwilę wcześniej Mateusza Piątkowskiego.

W 63. minucie wyśmienitą okazję na otwarcie worka z bramkami miał Maciej Gajos. Po rozegraniu wrzutu z autu jeden z graczy Jagiellonii wrzucił piłkę idealnie na głowę rozgrywającego, ten uderzył z pięciu metrów, ale w bramce Lecha kapitalnie zachował się Gostomski. Była to pierwsza znacząca interwencja golkipera gospodarzy w tym meczu. Niecały kwadrans później z kolei po dograniu Barry’ego Douglasa z rzutu wolnego groźne uderzenie głową oddał Paulus Arajuuri. Piłka powędrowała tuż obok słupka bramki, strzeżonej przez Barana.

W 78 minucie Jagiellonia nie wykorzystała serii błędów w defensywie Lecha. Najpierw Arajuuri źle zagrał do Gostomskiego, później bramkarz Lecha zbyt krótko podawał do Kamińskiego, a piłki omal nie przejął Piątkowski. Tyle że uczynił to Tuszyński, wykorzystując pomyłkę środkowego obrońcy Lecha, jednak gospodarze zdołali w porę się ogarnąć i uratować sytuację. Po chwili Muhamed Keita świetnie wyłożył piłkę Formelli, jednak ten zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału, a jak już się na niego zdecydował, to został zablokowany przez obrońców Jagiellonii.

Jak widać, w końcu na boisku zrobiło się ciekawie, jednak poziom gry nadal odbiegał od oczekiwanego. Kolejne sytuacje wynikały raczej z błędów rywali niż błyskotliwych zagrań stron atakujących. Zresztą spora cześć akcji kończyła się nieporozumieniami w ataku, złymi podaniami, lub po prostu głupimi stratami.

Gdy zanosiło się już na bezbramkowy remis, poznaniacy w końcu dopięli swego i zdobyli decydującą bramkę. Pawłowski dobrze wypatrzył Douglasa, ten huknął z dystansu w długi słupek i kompletnie zaskoczył Barana. Chwilę później mogło być 2:0, gdy Dawid Kownacki sprytnie minął Igorsa Tarasovsa, jednak przegrał pojedynek sam na sam z golkiperem gości.

Co się odwlecze, to nie uciecze. W 89 minucie Łukasz Tymiński sfaulował we własnym polu karnym Pawłowskiego, a jedenastkę pewnie wykorzystał Tomasz Kędziora. Lech zatem w ciągu kilku minut odmienił losy mizernego meczu i zapewnił sobie trzy punkty.

Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy. Poznaniacy udowodnili, że walczą do ostatniego gwizdka sędziego i nawet w niezbyt dobrym meczu potrafią przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Trzy punkty zdobyte w starciu z bezpośrednim rywalem w walce o mistrzowski tytuł mogą okazać się bezcenne. Ważny jest również wykorzystany rzut karny, bowiem ostatnio poznaniacy mieli spore problemy ze strzelaniem jedenastek.


Polecamy