Piłkarz zdradza kulisy korupcji w GKS Bełchatów: Nie potrafiłem się sprzeciwić
Jednym z 29 niechlubnych bohaterów afery łapówkarskiej w klubie GKS Bełchatów jest Jano Frohlich, dyrektor sportowy i kapitan futbolowego zespołu I-ligowej Sandecji. Piłkarz Sandecji wyjawił "Gazecie Krakowskiej", na czym polegał jego udział w kupczeniu meczami.
fot. Jan Hubrich
- Przeszło miesiąc temu wezwany zostałem do prokuratury we Wrocławiu, gdzie złożyłem obszerne wyjaśnienia i dobrowolnie poddałem się karze - potwierdził we wtorek Frohlich. - Tak prawdę powiedziawszy, to tylko straciłem finansowo na tym procederze.
- Regularnie potrącano nam z premii za zwycięstwa. A to 300, a to 500 złotych - przyznał. - Początkowo byliśmy przekonani, że pieniądze te przeznaczone są na składki na leczenie kontuzji zawodników albo na jakieś prezenty. To była normalna w klubie procedura. Kiedy jednak potrącenia stały się codziennością, zbuntowaliśmy się. Poszliśmy do działaczy z pretensjami i usłyszeliśmy, że kasa idzie na załatwianie meczów i jeśli nam się to nie podoba, to fora ze dwora. Spuściliśmy głowy. Moja wina polega na tym, że nie potrafiłem się sprzeciwić.
Frohlich podkreśla, że w każdym meczu walczył ze wszystkich sił. Nie miał przecież świadomości, że wynik i tak jest już ustalony. - W którychś zawodach przytrafiła mi się bramka samobójcza. Nikt jakoś nie miał do mnie pretensji. To powinno mi dać do myślenia. Wówczas niczego nie wykapowałem i teraz ponoszę konsekwencje - stwierdził.
Zapowiedział, że jeśli ktoś zarzuci mu, że świadomie sprzedał jakikolwiek mecz, to pozwie do sądu. Pozytywną opinię o kapitanie Sandecji zachowuje jej trener Robert Moskal. - Przeszłość Jana mnie nie interesuje - zastrzegł. - Odkąd jestem w Sandecji, nigdy mnie nie zawiódł. Jest duchowym przywódcą drużyny i dopóki nie ma oficjalnego wyroku, nie widzę powodów, dla których miałbym go pomijać w składzie. Najprawdopodobniej wystąpi w środowym meczu z Kolejarzem Stróże.
Zarzuty wobec Frohlicha nie tworzą jednak dobrej atmosfery w Sandecji przed spotkaniem. - Trudno ukrywać, że przechodzimy obok tego obojętnie - przyznał najskuteczniejszy zawodnik Arkadiusz Aleksander. - Nie do mnie należy ocena postępowania Jana. Czekamy na oficjalne stanowisko sądu. W poniedziałek spotkaliśmy się z działaczami. Opowiedzieliśmy się po stronie Jana. Jest nam bardzo potrzebny. Poza tym to naprawdę dobry człowiek.
Prezes czeka na wyrok sądowy
- Za wcześnie, by poddawać moralnej ocenie postępowanie zawodnika - mówi Andrzej Danek, prezes Sandecji. - Kiedy sąd wyda wyrok, wtedy podejmiemy właściwe kroki. To prawda, że Jano jest twarzą naszego klubu i znaczącą postacią. Wiemy też, że dobrowolnie poddał się karze. Nie można go jednak wrzucać do jednego worka z ludźmi, którzy na kupowaniu meczów wzbogacili swoje konta. Nie chcę szukać tanich wytłumaczeń, pamiętajmy jednak, że kiedy Bełchatów kupczył punktami, Frohlich był w nim początkującym graczem i gdyby się sprzeciwił, to z hukiem wyleciałby z klubu. Jako Sandecja nie jesteśmy wplątani w aferę. Powtarzam więc: o przyszłości Jana zadecydujemy po prawomocnym wyroku.