Piłkarz Garbarni Kraków Jakub Wróbel: Pocieszał mnie bramkarz, któremu nie strzeliłem karnego [ZDJĘCIA]
Rozmowa. - W końcówce rundy pokazaliśmy, że potrafimy odmienić losy meczów. Broni nie składamy - mówi 25-letni Jakub Wróbel, najlepszy strzelec Garbarni Kraków w I lidze piłkarskiej.
- Ma Pan na koncie 14 meczów i 5 goli. Jest Pan usatysfakcjonowany swoimi występami?
- Jestem zadowolony głównie z mojej gry w końcówce sezonu, kiedy w dwóch meczach - z Wartą Poznań (2:1) i Bytovią Bytów (1:1) - strzeliłem łącznie trzy bramki. Cieszę się, że mogłem pomóc chłopakom w niektórych spotkaniach. Wcześniej w mojej przygodzie z piłką tylko raz zdobyłem dwa gole w jednym meczu - w drugiej lidze dla Unii Tarnów w 2012 roku w Puławach. Wiśle strzeliłem bramki w jednej i drugiej połowie. W Krakowie trafiłem do siatki w końcówce spotkania z Wartą w odstępie dwóch minut.
- W Bytowie mógł Pan też pokusić się o drugą bramkę, jednak nie wykorzystał rzutu karnego. Jak Pan wspomina tę sytuację?
- Do wykonywania „jedenastki” byłem wyznaczony ja i Arkadiusz Garzeł. Zdobyłem wcześniej gola, więc gdy sędzia podyktował karnego, wziąłem piłkę i powiedziałem Arkowi, że dobrze się czuję, mogę strzelać. Piłka trafiła jednak w zewnętrzną część słupka. Gdyby odbiła się od wewnętrznej strony, padłby gol. Po meczu siadłem na murawie podłamany, ale zaczął mnie pocieszać bramkarz Bytovii Andrzej Witan, z którym w 2015 roku grałem w Termalice Bruk-Becie i miałem zawsze dobry kontakt. Powiedział mi: „Głowa do góry, w dwóch meczach strzeliłeś trzy bramki, jest dobrze”. Podał mi rękę, życzył powodzenia.
- Pokonał Pan też bramkarzy Warty w Poznaniu (1:1) i Chojniczanki w Krakowie (1:2). Który z pięciu Pana goli był najbardziej spektakularny?
- Ten w meczu z Chojniczanką. To moja „życiówka”. Strzeliłem z 18 metrów wewnętrzną stroną buta. Nie przywiązuję wagi do urody goli, ale ten był naprawdę efektowny. To nie była „petarda”, jednak piłka leciała szybko i trafiła w boczną siatkę wewnątrz bramki.
- Jakim występem może się Pan jeszcze pochwalić?
- Dobrze zagrałem w spotkaniu z Rakowem Częstochowa (1:1). Gola straciliśmy po feralnym błędzie. Piłka odbiła się od sędziego i jeden z graczy gości trafił do siatki zza pola karnego. Najlepsze jest, to, że po tym meczu... usiadłem na ławie, ale nie kwestionuję decyzji trenera Mirosława Hajdo. Miał prawo widzieć inaczej mój występ niż ja.
- Wrócił Pan do składu dwa tygodnie później, ale na debiut u trenera Bogusława Pietrzaka musiał zaczekać. Dlaczego?
- Po meczu z Chrobrym Głogów (0:1) na treningu doznałem złamania kości łódeczkowatej prawej ręki. Pauzowałem przez prawie trzy tygodnie. Potem dostałem pozwolenie na grę, ale występowałem mając na ręce miękki stabilizator. Kość została skręcona śrubą. Jeszcze nie do końca się wyleczyłem. Teraz przechodzę rehabilitację, w styczniu będę miał tomografię.
- To była Pana pierwsza taka poważniejsza kontuzja?
- Druga. Wcześniej złamałem... lewą rękę. Było to podczas sparingu w Niecieczy. Nigdy nie miałem urazów mięśniowych, problemów z kolanami. Tylko z rękami. Dwa razy byłem na izbie przyjęć w Dąbrowie Tarnowskiej - tam się urodziłem - gdzie pytano mnie, czy jestem... bokserem, bo takie mam kontuzje.
- A propos... Interesuje się Pan innymi dyscyplinami sportu?
- Lubię uprawiać różne dyscypliny. Umiem dobrze grać w koszykówkę i siatkówkę, w tenisa. Nie uprawiam natomiast sportów zimowych, bo jest w nich większe ryzyko doznania urazu.
- Wracamy do futbolu. Garbarnia po 21 kolejkach spotkań zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Gdzie może szukać optymizmu?
- Przed sezonem nikt nie stawiał nam zadania, że musimy walczyć o miejsce w górze tabeli. Widzieliśmy, że sezon będzie dla nas zagadką. Twardo stąpaliśmy po ziemi. Głównym celem jest uniknięcie spadku. W końcówce rundy pokazaliśmy, że potrafimy odmienić losy meczów. Broni nie składamy. Mamy więcej wiary w swe umiejętności, w to, że drużyna ma potencjał. W rundzie wiosennej od pierwszego meczu będziemy chcieli pokazać, że mylą się ci, którzy myślą, iż z garbarzami będą zdobywać po trzy punkty.
- Pan praktycznie dopiero teraz poznał smak gry w I lidze, gdyż wcześniej - konkretnie 16 listopada 2014 roku - zaliczył w niej zaledwie 3-minutowy występ w barwach Termaliki Bruk-Betu w meczu z Zagłębiem Lubin (1:1).
- Tak, teraz miałem większą styczność z tą ligą. Jestem wdzięczny trenerowi Hajdo, że dał mi szansę gry. Mam też na koncie 12 występów w ekstraklasie w Termalice Bruk-Becie, ale mój dorobek nie powala na nogi. Rozegrałem bowiem łącznie tylko ponad 200 minut, nie strzeliłem żadnej bramki.
- Do Garbarni przyszedł Pan z drugoligowego Radomiaka, w którym rozegrał 13 meczów, zdobył 2 gole. Do kiedy Pan ma podpisany kontrakt z klubem?
- Do Garbarni trafiłem na półroczne wypożyczenie. Zobaczymy, co będzie dalej. Liczę, że oba kluby się porozumieją w mojej sprawie. Myślę, że nie powinno być z tym problemów. Radomiak jest liderem tabeli drugiej ligi, ma mocną kadrę, ale nie ukrywam, że wolałbym nadal występować w pierwszej lidze.
- W barwach Garbarni?
- Jeśli tylko trener Bogusław Pietrzak będzie widział moją przydatność do drużyny i kluby się dogadają... Na razie nie rozmawiałem o tym, czego ode mnie będzie oczekiwać. Teraz mamy czas na odpoczynek, potem wrócimy do indywidualnych zajęć, a 7 stycznia mamy się spotkać na wspólnych treningach.
- Dotychczas kluby zmieniał Pan często: Unia Tarnów, Polan Żabno, znów Unia, Termalica Bruk-Bet, Siarka Tarnobrzeg, ponownie Termalica, znowu Siarka, jeszcze raz Termalica, Radomiak i w końcu Garbarnia...
- W Unii, której jestem wychowankiem, najwięcej się nauczyłem, awansowałem z nią z trzeciej do drugiej ligi. W Polanie prezesem był mój tata Tomasz, który kiedyś grał w Igloopolu. Z klubu z Niecieczy byłem dwukrotnie wypożyczany do Siarki - jako młodzieżowiec i senior.
- Poza tatą ktoś jeszcze z Pana rodziny był lub jest piłkarzem?
- Dwaj moi bracia: o rok starszy Kamil i o rok młodszy Konrad. Zabrakło im jednak wytrwałości, samozaparcia. Przez pewien czas graliśmy razem w Polanie. Kamil przyszedł po mnie do Unii, teraz występuje w polonijnym klubie PFC Victoria Londyn. Moja mama Barbara grała w szkolnych czasach w piłkę ręczną. Tylko siostra Joanna nie ma nic wspólnego ze sportem.
- Założył już Pan rodzinę?
- Tak. Mam żonę Klaudię i córeczkę Laurę, która ma rok i dwa miesiące. Oboje są moimi najwierniejszymi kibicami. Były na meczach w Krakowie, także tym ostatnim, z Podbeskidziem Bielsko-Biała, gdy było bardzo zimno. Z Klaudią jesteśmy dwa i pół roku po ślubie, a znamy się od ośmiu lat. Mieszkamy w Woli Radłowskiej koło Tarnowa. Żona wróciła do pracy i chce się spełniać zawodowo. Przejąłem część obowiązków domowych. Mam teraz więcej czasu dla Laury. A przebywanie z nią to dla mnie najpiękniejsze chwile.
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Wisła Kraków uratowana? Wszystko na to wskazuje!
Włodarski potwierdza: zdecydowałem się pomóc Wiśle
Wisła-Jagiellonia. Zobacz jak bawili się kibice ZDJĘCIA
Seksowne show polskich cheerleaderek ZDJĘCIA