Wojciech Robaszek po meczu z Pilicą: Remis przed własną publicznością to za mało
Po zwycięskim spotkaniu z Pilicą Przedbórz szkoleniowiec Łódzkiego Klubu Sportowego ma znów nad czym myśleć. Tym razem jego zespół naciął się na Pilicę Przebórz, która choć nie zaprezentowała się rewelacyjnie, potrafiła sprawiać problemy nie będącym w formie gospodarzom i ostatecznie dzięki bezbramkowemu remisowy wywiozła z Miasta Włokniarzy jeden punkt, zaś ŁKS spadł na drugą pozycję w tabeli.
fot. Pilot 08
- Na pewno zależało nam dzisiaj na trzech punktach i zarówno w pierwszej jak i drugiej połowie spotkania dążyliśmy do nich jak tylko potrafiliśmy. Początek meczu uważam za dobry w wykonaniu szkoleniowiec.
Trener gospodarzy nie ukrywał, że w spotkaniu z Pilicą zawiódł także naszego zespołu. Mieliśmy dogodne sytuacje strzeleckie, chociaż nie było ich wiele, między innymi Radka Jurkowskiego, których nie zamieniliśmy na bramkę - podkreśla Wojciech Robaszek. - Po przerwie nasza gra była już nieco słabsza, ale i tak Dawid Sarafiński miał idealną okazję i przestrzelił. Skuteczność jest chyba największym problemem, jaki się dziś pojawił. Do tego graliśmy bez napastnika, bo Michał Zaleśny nic na boisku nie wniósł, Adam Patora podobnie. Wynik mnie nie satysfakcjonuje, to zdecydowanie za mało w meczu przed własną publicznością - stwierdza łódzki jeszcze jeden element, a mianowicie stałe fragmenty gry. - Do tej pory przy ich wykonywaniu prezentowaliśmy się dobrze i robiliśmy wszystko tak samo. Dzisiaj na kilkanaście może jeden był uderzony tak, jak to ćwiczyliśmy. Tylko jeden, a było ich sporo i tu się nie sprawdziliśmy, a dzięki nim mogliśmy wygrać ten mecz. Dyspozycja Adriana nie była taka jak zawsze, a nic nie zapowiadało, że nie będą nam one wychodziły. Sądziłem że zawodnicy między sobą zmienią rozgrywającego te fragmenty, ale się nie udało i w pewnym momencie krzyknąłem do jednego z chłopaków, żeby to przejął. Tyle że zaraz potem mamy kolejne dośrodkowanie, które i tak było nieskuteczne - zauważył.
Po zdiagnozowaniu problemów Wojciech Robaszek odniósł się także do kilku swoich decyzji, między innymi zmiany w samej końcówce meczu, która zabrała łodzianom kilka cennych sekund w walce o zdobycie jedynego a dającego komplet punktów gola. - Olaf Okoński doznał urazu i poprosił o zmianę. Tylko dlatego ją przeprowadziłem. Szukaliśmy rozwiązania, by grać w komplecie, a nie w dziesiątkę, skoro ktoś zgłasza kontuzję - uświadomił jednego z dziennikarzy szkoleniowiec. - Nasz napastnik jest kontuzjogenny. Nie widziałem tam groźnej sytuacji, a okazało się, że jedną nogę podleczył, to poszła druga i jak schodził z boiska była mocno opuchnięta - dodał. Wyjaśnił także decyzję o wprowadzeniu wspomnianego Okońskiego w miejsce Pawła Hajduczka. - Była to zmiana stylu gry ofensywnej. Paweł łapie piłkę pod stopę i decyduje się na rozegrania bokiem lub jej podniesienie, zaś Olaf bierze ją na siebie, zaczyna wchodzić w pojedynki tworząc przewagę poprzez ich wygrywanie. Zmusza tym także rywala do wyjścia i łamie jego ustawienie. Wtedy już może odegrać do będącego na lepszej pozycji kolegi - podkreślił.
Trener Łódzkiego Klubu Sportowego zapewnia jednak, że nie ma pretensji do swoich zawodników. - Starali się, walczyli, chcieli wygrać ten mecz, ale się nie udało - podsumowuje, wyrażając chęć jak najszybszego odwrócenia sytuacji i powrotu na pozycję lidera.
Czytaj także: ŁKS traci pozycję lidera. Bezbramkowy remis z Pilicą Przedbórz