Piesio zerwał się z łańcucha i zagryzł Lechię. Górnik Łęczna w końcu wygrał [RELACJA]
Passę sześciu meczów bez zwycięstwa przerwał Górnik Łęczna. U siebie pokonał Lechię Gdańsk 3:1 (2:1). Skutecznością popisał się Grzegorz Piesio. Zdobył dwie bramki.
fot. Karolina Misztal / Polska Press
To był wystrzałowy pojedynek. Fajerwerki jako pierwsi odpalili gospodarze i to krótko po rozpoczęciu gry. Już w 2 minucie wyszli na prowadzenie. Z obrońcami Lechii zabawił się wtedy Grzegorz Piesio. Kiwnął jednego, drugiego, po czym zagrał do Przemysława Pitrego w nadziei na podanie zwrotne. To nastąpiło i na dodatek w idealnym dla akcji tempie, bo Piesio wyszedł sam na sam z bramkarzem. Kopnął obok niego, do bramki.
Górnik rzetelnie pracował na drugiego gola. Nim do tego doszło, to dał Lechii doprowadzić do wyrównania. Zaraz po wejściu Grzegorza Kuświka, a było to w 17 minucie, goście z rzutu wolnego trafili bowiem na 1:1. Gol wyszedł dość przypadkowo. Interweniujący w powietrzu Sergiusz Prusak został przyblokowany, piłkę nogą sięgnął Paweł Stolarski, po czym wystawił ją instynktownie Rafałowi Janickiemu. Stoper Lechii lekkim za to celnym uderzeniem zrehabilitował się za grzechy z 2 minuty.
Lechia wyrównała stan meczu, ale jakoś nie przekonywała swoją grą. Owszem, Maciej Makuszewski uderzył groźnie, ale przecież i Piesio lada moment odpowiedział równie niebezpieczną próbą. Generalnie wszystko wskazywało na to, że jeszcze przed zejściem do szatni padnie przynajmniej jedna bramka, może dwie – przede wszystkim dla Górnika.
To rzeczywiście się stało. Łęcznianie w 40 minucie odzyskali swoje prowadzenie. I znowu akcją – jak w przypadku bramkowej Lechii – rządził przypadek. Piesio poszedł na przebój, jednego piłkarza minął, z drugim miał kłopoty, ale… piłka jakoś nabiła rywala i tym samym pozwoliła stworzyć szansę na ponowne spotkanie w cztery oczy z Marko Mariciem. Piesio zerwany już na dobre z łańcucha kopnął precyzyjnie obok Chorwata. Trener Jurij Szatałow odetchnął.
W drugiej połowie Szatałow musiał oddychać już znacznie bardziej nerwowo. Jego podopieczni zaprosili pod własne pole karne piłkarzy Lechii. Zupełnie oddali im inicjatywę, nie stawiając żadnego poważnego oporu. I prawie skończyło się to katastrofą. Przy próbie Ariela Borysiuka uratował Górnika słupek. Jakoś jednak Górnik dał radę dotrwać do końca. I jeszcze wykorzystał odkrycie się Lechii. Kwadrans przed końcem wynik na 3:1 ustalił wprowadzony chwilę wcześniej Bartosz Śpiączka. To pierwsze zwycięstwo Górnika od 30 października.
Warto dodać, że zdrowiem mecz przypłaciło aż trzech zawodników: dwóch po stronie Lechii, jeden po stronie Górnika. Jeszcze przed przerwą boisko musieli opuścić Sebastian Mila, Aleksandar Kovacević oraz Maciej Szmatiuk. Pod presją zaś grał Ariel Borysiuk. On tydzień temu doznał złamania śródręcza. Dziś wystąpił tylko na własną odpowiedzialność.