Pierwsze zwycięstwo GKS-u Tychy pod wodzą Żurka, zdecydował gol do szatni
GKS Tychy przerwał fatalną passę meczów bez zwycięstwa, która trwała od... 1. kolejki, czyli 28 lipca. Dzisiaj podopieczni Jana Żurka zdołali zainkasować komplet punktów w starciu z Wisłą Płock.
fot. Łukasz Łabędzki
W pierwszych minutach meczu znacznie wyżej notowana drużyna Wisły Płock dała się wyszumieć rywalom z Tychów, z czego jednak nie skorzystali gospodarze. Po pierwszym kwadransie gry do głosu zaczęli dochodzić goście, ale pierwszą groźną okazję stworzyli sobie dopiero w 27. minucie, kiedy to po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Janusz Dziedzic uderzał przewrotką w stronę bramki Marka Igaza, ale uderzenie okazało się za lekkie.
Obie drużyny nie chciały się specjalnie otwierać, co zaowocowało dość nudnym widowiskiem na stadionie w Jaworznie. Na kolejne sytuacje podbramkowe musieliśmy czekać do końcówki pierwszej połowy. W 41. minucie zakotłowało się w polu karnym tyskiego zespołu, po tym jak piłkę posłał tam Paweł Kaczmarek, a jeden z obrońców GKS-u wybił ją w stronę własnej bramki i tylko szczęście uratowało gospodarzy przed stratą gola. Dwie minuty później odpowiedział GKS. Łukasz Małkowski z rzutu rożnego posłał piłkę w pole karne płocczan, gdzie głową uderzał Ivan Żunić, ale efektowną interwencją popisał się Seweryn Kiełpin. Napór gospodarzy rósł coraz bardziej, aż w końcu w ostatniej akcji pierwszej części meczu Damian Szczęsny wprowadził kibiców gospodarzy w ekstazę, zamykając akcję kolegów golem. Warto dodać, że ten zawodnik zameldował się na boisku w 26. minucie, zmieniając Adama Imiela.
Druga połowa meczu rozpoczęła się bardzo podobnie jak pierwsza. Gospodarze ruszyli do ataków, ale niewiele z tego wynikło, więc postanowili się wycofać i poczekać na swoje szanse. W 53. minucie mógł być remis, po tym jak groźnie w pole karne tyszan dośrodkował Paweł Kaczmarek, ale żaden z jego kolegów nie potrafił sfinalizować tej akcji. W drugiej połowie z boiska wiało nudą, aż do 73. minuty, kiedy to plac gry opuszczał Patrick Carnota. Zawodnik GKS-u Tychy za zbyt wolne schodzenie z boiska otrzymał żółtą kartkę od sędziego Roberta Małka, a że to było jego drugie "żółtko" w tym meczu powinien był otrzymać czerwoną kartkę, jednak arbiter najwyraźniej zapomniał o wcześniejszym przewinieniu zawodnika i spokojnie pozwolił na zmianę. Dwie minuty później na 2:0 mógł podwyższyć Damian Czupryna, który wszedł na boisko za Patricka Carnotę, ale po świetnie wyłożonej przez Mateusza Mączyńskiego piłce fatalnie spudłował.
W końcówce spotkania goście postawili wszystko na jedną kartę. Przy rzucie rożnym dla Wisły nawet Seweryn Kiełpin powędrował w pole karne rywala i był bardzo bliski doprowadzenia do wyrównania po strzale głową, ale cudowną interwencją popisał się Marek Igaz, ratując swój zespół przed stratą bramki. W kolejnej akcji Kiełpin pozostał na połowie rywala, ale gospodarze odebrali piłkę i mogli postawić kropkę nad "i", jednak w decydującym momencie sędzie Małek tym razem dobrze się zachował odgwizdując spalonego. Mimo kilku prób w końcówce goście nie zdołali już doprowadzić do wyrównania i mecz dość niespodziewanie zakończył się zwycięstwem GKS-u Tychy, który po dwóch i pół miesiącach może cieszyć się w końcu z kompletu punktów