menu

Pierwsze wiosenne zwycięstwo Widzewa. Polonia przegrała czwarty raz z rzędu

8 kwietnia 2013, 20:19 | Daniel Kawczyński

Po emocjonującym meczu Widzew Łódź wygrał na własnym boisku z Polonią Warszawa 3:2. Dzięki temu zwycięstwu, podopieczni Radosława Mroczkowskiego awansowali na 11. miejsce w tabeli. Czarne Koszule mimo ambitnej walki do ostatniej minuty, przegrały czwarty ligowy mecz z rzędu. Cegiełkę do ich klęski dołożył arbiter, dyktując rzut karny po symulowany przez Mariusza Stępińskiego faulu.

Widzew Łódź - Polonia Warszawa 3:2
Widzew Łódź - Polonia Warszawa 3:2
fot. Grzegorz Wypych Ekstraklasa.net

Zobacz galerię zdjęć ze spotkania Widzew - Polonia

Łodzianie wygrali pierwszy raz od sześciu kolejek, przy okazji powiększając przewagę nad strefą spadkową do jedenastu punktów. Podopieczni Radosława Mroczkowskiego dawno nie wypracowali sobie tylu klarownych sytuacji strzeleckich, momentami grali naprawdę miło dla oka i zasłużenie, choć nie bez kontrowersji, sięgnęli po trzypunktową zdobycz.

Widzew od początku sprawiał wrażenie drużyny bardziej aktywnej w ofensywie, wykorzystującej przede wszystkim potencjał skrzydłowych. W 6. minucie do wrzutki Marcina Kaczmarka wyskoczył w polu karnym Mariusz Stępiński, ale pomylił się o zaledwie kilka centymetrów. 240 sekund później miał już więcej powodów do radości, kiedy rozpędzony dopadł do zagrania Bartłomieja Pawłowskiego, wygrał w polu karnym pojedynek z Jakubem Tosikiem, zagrywając na środek w kierunku niepilnowanego Veljko Batrovicia. Młody Czarnogórzec miał przed sobą tylko Sebastiana Przyrowskiego, mógł więc zrobić nic innego, jak oddać pewny płaski strzał między słupki.

Pierwsza połowa nie była jednak atrakcyjnym widowiskiem. Dominowała walka w środku pola, mnożyły się straty i niecelne zagrania z obu stron. Niemniej Widzew nadal wyglądał okazalej, próbował coś sklecić w ofensywie, i w 27. minucie niewiele do szczęścia zabrakło Krystianowi Nowakowi, po strzale z 17 metrów.

Wyglądająca jak dzieci zagubione we mgle Polonia sporadycznie zaliczała udane akcje, kompletnie bez blasku funkcjonowały skrzydła - dotychczasowy atut "Czarnych Koszul". Ciężko było znaleźć jakikolwiek pozytywny aspekt, tymczasem w 35. minucie padł - niezwykle kuriozalny - gol wyrównujący. Z prawej strony zbyt moce dośrodkowanie posłał Tomasz Hołota i wiele wskazywało, że nic już z tego nie ma prawa wyjść. Żaden z widzewskich obrońców nie zgarnął jednak futbolówki. Za to w polu karnym dopadł do niej Miłosz Przybecki, uderzył płasko, niemal od niechcenia i dość niecelnie, ale Marcin Kaczmarek niefortunnie przeciął tor lotu i pokonał Macieja Mielcarza.

Widzew chciał się odkuć natychmiastowo. Zaraz po bramce z samotną szarżą ruszył Pawłowski, lecz szybko nadział się na Przyrowskiego. Tuż przed przerwą bliski celu z ostrego kąta był jeszcze Kaczmarek. Po stronie polonistów wyróżnił się wychowanek gospodarzy - Piotr Grzelczak. W 38. minucie huknął sprzed pola karnego i gdyby nie robinsonada Mielcarza, kto wie czy "Czarne Koszule" nie cieszyłyby się z prowadzenia do szatni.

W drugiej połowie byliśmy już świadkami niezwykle emocjonującego, żywiołowego, pełnego bramkowych okazji spektaklu. Dla takich chwil warto było zjawić się na Alei Piłsudskiego. Mimo straty bramki, miejscowi zdali sobie sprawę, że mogą wygrać to spotkanie. Dynamicznymi rajdami robili bardzo dużo zamieszania kompletnie zdezorganizowanej defensywie Polonii, co znalazło przekład na sporą statystykę fauli i żółtych kartek po stronie stołecznej ekipy.

W 55. minucie Widzew ponownie objął prowadzenie. W swoim stylu Pawłowski zbiegł z lewej flanki do środka pola karnego, wymienił piłkę ze Stępińskim, po czym bez zastanowienia kapitalnie przymierzył w prawy górny róg. Gol z serii stadiony świata.

Tuż po tym na stadionie przy Alei Piłsudskiego rozbłysnęły race i stroboskopy. Głośny doping nie ustawał, a wraz za nim ofensywne zapędy łodzian. Wszystko byłoby naprawdę wspaniałe, gdyby nie zdarzenie z 65. minuty. Wpadający w pole karne Stępiński postanowił zabłysnąć umiejętnościami aktorskimi. Zauważając interweniującego wślizgiem Martina Barana wykonał teatralny, długotrwały upadek w polu karnym Polonii. Tego nie dało się nie zauważyć. A jednak Sebastian Jarzębak dał się nabrać i po chwili zastanowienia wskazał na jedenasty metr. Do wapna podszedł Łukasz Broź. Noga nie zadrżała mu przez moment i zdecydowanym płaskim strzałem w prawy róg wpisał się na listę strzelców.

Następne minuty przypominały niezwykle ciężką wymianę ciosów. Dynamiczne ataki sunęły z jednej i drugiej strony. Widzew ciągle jednak dochodził do lepszych okazji. Nie bez znaczenia pozostawała tutaj fatalna obrona gości. W 69. minucie nikt nie pokrył Stępińskiego w polu karnym, który postanowił trochę potańczyć z rywalami, w konsekwencji czego zanotował stratę. W 77. minucie Przyrowski musiał się mocno natrudzić, by powstrzymać Pawłowskiego w pojedynku jeden na jeden.

Chociaż Widzew spokojnie zmierzał ku wygranej, Polonia nie rezygnowała z walki. Złą grę defensywną starała się nadrabiać ofensywą. Szczególne zagrożenie stwarzała za sprawą dośrodkowań, do których w polu karnym dotarli Hołota i Łukasz Piątek. Mielcarz był rzecz jasna na posterunku, ale na osiem minut przed końcem skapitulował. Po wrzutce z rzutu rożnego, w polu bramkowym zakotłowało. Najlepiej w zamieszaniu odnalazł się Hołota, czym przedłużył nadzieję na wywiezienie chociażby punktu.

Widzew zrewanżował się natychmiastowo. Z szesnastu metrów piłkę w krótkim rogu postanowił zmieścić Broź i... ucelował prosto w słupek! Tuż po tym, tuż nad poprzeczką główkował Thomas Phibel. Polonia nie traciła jednak nadziei, z uporem poszukując bramki na wagę punktu. Ale nie było im to dane. Nie pozwolił na to fantastycznie wychodzący do górnych zagrań Mielcarz oraz Dudek i Broź. Dwaj ostatni zablokowali dwa groźnie zapowiadające się strzały w końcówce i uratowali zwycięstwo kolegom.

Widzew ŁódŸ

WIDZEW ŁÓDŹ - serwis specjalny Ekstraklasa.net

Daniel Kawczyński Twitter


Polecamy