Piątek szczęśliwy dla Polonii! Lech znowu przegrał u siebie i nie będzie liderem
Miał być fotel lidera, a tymczasem Lech nadal ma problemy z wygrywaniem przed własną publicznością. Dzisiaj z Poznania komplet punktów wywiozła skazywana na pożarcie Polonia Warszawa.
Zobacz więcej zdjęć z meczu Lech - Polonia!
Polonia wyszła na murawę z zamiarem przepuszczenia natychmiastowego szturmu na bramkę przeciwnika, a co za tym idzie ustawienia meczu na swoją korzyść. Gdy Lech myślami był jeszcze w tunelu, konstruowała akcje ofensywne. Pierwszy zagrożenie wykreował Miłosz Przybecki, który na pełnej szybkości przebiegł kilkadziesiąt metrów i gdyby z bramki nie wyszedł Jasmin Burić, kto wie czy nie padłby gol.
Jak się lada później okazało było to tylko odroczenie wyroku. W 6. minucie Łukasz Piątek dostał piłkę na 25. metr i przymierzył nie do obrony w samo w okienko. Ręce same składały się do oklasków. Gol z serii stadiony świata.
Po bramce Polonia wyraźnie cofnęła się do tyłu. Choć oddała inicjatywę miała pełnię kontroli nad tym co się dzieje. Świetnie funkcjonowała obrona raz po raz rozbijająca ataki lechitów. Miejscowi grali bardzo niedokładnie, popełniali dużo prostych błędów i strat. Kompletnie nie wychodziły im akcje skrzydłami, przy wrzutkach brakowało precyzji. Bardzo rzadko przedostawali się w pole karne przeciwnika, w ofensywie nie mieli kompletnie żadnego pomysłu. Jedyne czego próbowali to strzały z dystansu, najczęściej lądujące na trybunach albo w rękawicach Mariusza Pawełka. Serca mogły tylko zadrżeć w 28. minucie, kiedy Aleksandar Tonev huknął w poprzeczkę z narożnika pola karnego.
Cztery minuty po zmianie stron Polonia omal nie podwyższyła na 2:0. Na 40. metrze Przybecki bez zastanowienia kopnął w kierunku bramki tuż pod poprzeczkę i gdyby nie czujność Buricia, bylibyśmy świadkami kuriozalnej bramki.
Ale w drugiej połowie Lech był stroną wyraźnie dominującą. Rozmowa w szatni pomogła wybudzić się z głębokiego snu i zagrać jak po solidnej dawce kofeiny. Miejscowi ożywili się i z każdą akcją, cios za ciosem starali się sforsować defensywę Polonii. Zaczęło się od dwóch strzałów Vojo Ubiparipa. Wreszcie uaktywniły się skrzydła. W 55. minucie Kebba Ceesay dośrodkował z prawej strony wprost na głowę Bartosza Ślusarskiego, a futbolówka poszybowała tuż obok lewego słupka. Za chwilę dosłownie centymetry dzieliły od szczęścia Łukasza Trałkę i Kaspera Hamalainena. Ten pierwszy uderzał w identycznej sytuacji co Piątek.
Najwięcej huraganowych ataków na bramkę Polonii przypadło cna ostatnie dwadzieścia minut. Wówczas dotąd szczelna defensywa warszawian zaczęła dopuszczać się pomyłek, głównie w kryciu. Komplikacje pojawiły się też na skrzydłach. W 72. minucie po centrze Hamalainena, z ostrego kąta strzelił Bartosz Ślusarski, Pawełek na raty, bo na raty, ale poradził sobie z tą próbą. Bardzo dużo ożywienia wniosło wprowadzenie na murawę Karola Linettyego. Młody pomocnik w 81. minucie wrzucił piłkę na głowę Trałki, ten ponownie minimalnie chybił. Gola próbował też znaleźć Rafał Murawski, lecz i jemu za każdym razem odrobinkę szwankował celownik, albo na posterunku stał bramkarz. W każdym bądź razie nikt po stronie gospodarzy nie strzelał tak często jak on.
Remisu jednak nie uratował. Polonia szybko strzeliła bramkę, potem mądrze się broniła. Lech przespał pierwszą połowę i tymże sposobem doznał pierwszej klęski. Zryw w drugiej odsłonie okazał się zbyt słaby i niewystarczający.