menu

Remis w zaległym meczu Górnika Łęczna z Arką

23 października 2013, 18:51 | Daniel Harasim

Górnik Łęczna po słabym meczu zremisował na własnym boisku 1:1 z Arką Gdynia. Zawodnicy obu drużyn nie zachwycili i spotkanie zapowiadane jako hit tygodnia nie sprostało pokładanym w nim nadziejom.

Zaległe spotkanie Górnika Łęczna z Arką zakończyło się podziałem punktów
Zaległe spotkanie Górnika Łęczna z Arką zakończyło się podziałem punktów
fot. Piotr Kwiatkowski

Przez początkowe minuty na boisku wiało nudą. Oba zespoły raz po raz rozbijały się o siebie w środkowej strefie boiska i kibice nie mieli na czym zawiesić oka. Na pierwszą ciekawszą sytuację przyszło czekać im aż do 20. minuty, kiedy to Tomasz Nowak z głębi pola efektownym podaniem zewnętrzną częścią stopy próbował wygonić Sebastiana Szałachowskiego. Piłka została jednak zatrzymana przez jednego z obrońców Arki. Premierowy strzał tego meczu miał miejsce chwilę później - Arkadiusz Aleksander z dystansu próbował zaskoczyć bramkarza gospodarzy. Bezskutecznie.

Kilka minut później usypiających kibiców ze znudzenia wyrwał Adrian Budka. Po rzucie wolnym z boku boiska jeden z obrońców Górnika wybił piłkę przed pole karne. Tam czekał na nią właśnie Budka, który atomowym uderzeniem z powietrza pokonał bezradnego Prusaka.
W 29. minucie mogło być 1:1. Grzegorz Bonin stanął przed kopią sytuacji z sobotniego spotkania z Puszczą Niepołomice i będąc sam na sam z bramkarzem próbował lobu. Tym razem jednak nie wyszło.

Na następną okazję strzelecką kibicom przyszło czekać kolejne dziesięć minut. Po błędzie Macieja Szmatiuka, który minął się z podawaną z rogu boiska piłką, ze skraju pola karnego uderzał Arkadiusz Aleksander. Trafił jednak wprost w ręce golkipera rywali.

W tej części meczu nic ciekawego już się nie wydarzyło. Początkowe 45 minut nie napawało optymizmem. Obie ekipy prezentowały mizerny poziom i wyraźnie widać było zmęczenie po weekendowej serii spotkań.

Drugą połowa była już nieco lepsza... jednak tylko na początku. Od mocnego akcentu rozpoczęli zawodnicy Górnika - w 52. minucie w gąszczu nóg w polu karnym najlepiej odnalazł się Sebastian Szałachowski, który idąc na przebój z bliskiej odległości czubem wbił futbolówkę od słupka bramki Arki. Na tablicy świetlnej widniał wynik 1:1, mecz nabrał rozpędu, a inicjatywę zaczęli przejmować gospodarze.

Na odpowiedź Arki trzeba było czekać 7 minut. Tomasz Jarzębowski uderzał z rzutu wolnego z około 25 metrów od bramki Górnika i niewiele się myląc obił poprzeczkę.

W dalszej części gry, poza kilkoma drobnymi zrywami łęcznian, gra toczyła się głównie w środku pola, a ewentualne strzały albo oddawane były z pozycji spalonej, albo w dużej odległości mijały bramki.

Kolejna warta uwagi sytuacja miała miejsce dopiero w 87. minucie. Tomasz Nowak otrzymał wycofaną spod linii końcowej boiska piłkę i próbował strzału. Jednak futbolówka po odbiciu się od pleców jednego z zawodników gości nieznacznie minęła bramkę.

Chwilę później po raz kolejny zaatakowali podopieczni Jurija Szatałowa. Patrik Mraz z boku boiska wbił futbolówkę w pole karne, gdzie dopadł do niej Nikolajs Kozacuks. Jego strzał został jednak zablokowany przez jednego z obrońców

Do końca spotkania nic więcej się nie wydarzyło. Ostatecznie Górnik Łęczna zremisował na własnym stadionie z Arką Gdynia i nie wykorzystał okazji do objęcia fotela wicelidera tabeli.

Kibice poczuli atmosferę hitu

O ile samo spotkanie nie zachwyciło, o tyle zarząd oraz najzagorzalsi fani z Trybuny B zadbali o godną jego otoczkę – i to w wielkim stylu. Szeroka promocja meczu przez klub zaprocentowała - na stadionie zgromadziło się dużo ponad 3000 tysiące widzów! Pomyślano nie tylko o tym jak sprowadzić kibiców, ale również jak ich zatrzymać – po raz pierwszy w historii Górnika spotkanie, obok legendarnego już Jerzego Prażmo, zapowiadał… wodzirej. Przedmeczowe ustawienie zaprezentowane zostało na murawie przez młodych adeptów piłki nożnej z Lubartowa, wszędzie powiewały flagi, a ze stadionowych głośników wybrzmiewała górnolotna, „motywująca” oprawa dźwiękowa. Na medal spisali się także fani z Trybuny B. Stowarzyszenie prowadziło doping przez całe 90 minut co rusz angażując resztę stadionu – i to z pozytywnym skutkiem! W chwilach, w których cały stadion wykrzykiwał tradycyjne, „zielono-czarne” przyśpiewki, serca wielu kibiców rozgrzać mogły wspomnienia z czasów ekstraklasowych występów Górnika. I bez słowa przesady – poza murawą dzisiejsze spotkanie to była absolutna, piłkarska Ekstraklasa!

Sprawdź tabelę 1. ligi


Polecamy