menu

Atak pozycyjny zmorą polskiej piłki (KOMENTARZ)

24 lipca 2015, 15:50 | Luku

Jagiellonia w fatalnym stylu pożegnała się z europejską przygodą. W dwumeczu padła tylko jedna bramka, co obrazuje mniej więcej poziom potyczek pomiędzy klubem z Białegostoku a Omonią. Spotkanie dało jednak pełen obraz problemów polskiej piłki, która wciąż jest na peryferiach poważnego futbolu.

Strategia, która dała Jagiellonii trzecie miejsce w Ekstraklasie, zawiodła kompletnie w meczu z mocno średnim zagranicznym rywalem
Strategia, która dała Jagiellonii trzecie miejsce w Ekstraklasie, zawiodła kompletnie w meczu z mocno średnim zagranicznym rywalem
fot. Michał Janucik

Najgorszym wnioskiem po meczu jest to, że nawet dziennikarze wzruszają co najwyżej ramionami, przyjmując takie porażki beż żadnego problemu. Przyzwyczajenie do marnych występów polskich drużyn w pucharach jest zatrważające. Zapominamy chyba, że rzeczą normalną jest krytykować po słabym występie, a chwalić po dobrych. Niektórzy zapomnieli już o boiskowych wydarzeniach a skupili się wyłącznie na grupie miejscowych durni, którzy transparentem świecili swoją głupotą i nieznajomością historii.

Mecz Jagiellonii jest świetnym przykładem na przekłamywanie rzeczywistości nie tylko przez światek piłkarski, lecz także przez dużą część kibiców. Daliśmy się zwieść, ze Omonia to drużyna nie do przejścia, co jest wielką bzdurą. Nie sięgając aż do meczów Wisły z Schalke, można przytoczyć kilka meczów polskich drużyn w pucharach, w których nie byliśmy faworytem, a jednak udawało się pokonać rywali.

Ale my nie konkretnie o tym. Może pośrednio.

Powyżej wspomniany już został kiepski styl drużyny Jagiellonii. Drużyna Michała Probierza w 80 minucie miała 43% posiadania piłki. Nie był to zdaje się zamierzony plan taktyczny, żeby do ostatnich minut próbować kontratakować (?!), lecz po prostu brak umiejętności grania atakiem pozycyjnym. Gra „piłką” zwykle kończyła się na stoperach „Jagi”. Nie da się nie zauważyć powiązania pomiędzy grą Jagielloni w meczu z Omonią, a grą Jagi w lidze polskiej. Tam, notując świetne wyniki, Jagiellonia grała przede wszystkim z kontrataku. Wczoraj, gdy rywal szybko strzelił bramkę, Jagiellonia musiała zweryfikować swój plan szybkich ataków, na bardziej wyważone i spokojne budowanie akcji. Problem w tym, że mówiąc wprost – tego nie potrafią.

Ten tekst nie powstał by pastwić się nad Jagiellonią i Michałem Probierzem. Złośliwi powiedzieliby, że ktoś o umiejętnościach zbliżonych do Guardioli (pamiętne słowa trenera „Jagi”) miałby więcej do zaprezentowania w Europie, lecz my złośliwi nie jesteśmy. Nie Jagiellonia jest tu problemem i żadnym odkryciem nie byłoby stwierdzenie, że żaden inny polski zespół (oprócz Legii i Lecha) mógłby rozegrać podobne spotkanie z Cypryjczykami.

W pierwszej kolejce polskiej Ekstraklasy wygrały między innymi takie drużyny jak Górnik Łęczna, Cracovia, Pogoń. Co łączy te drużyny? Niskie posiadanie piłki. Kolejno: Górnik: 41%, Cracovia 40%, Pogoń 33%. Pokazuje to w sposób dobitny, że większość drużyn w polskiej lidze, po uzyskaniu prowadzenia, natychmiastowo oddaje inicjatywę przeciwnikowi. Dlaczego tak się dzieje? Bo trenerzy mają świadomość nie tylko o słabości swoich drużyn, ale przede wszystkim wiedzą, że przeciwnik z atakiem pozycyjnym nie da sobie rady. To nie jest tendencja, która utrzymuje się od niedawna. Przecież lata temu już padło słynne sformułowanie Andrzeja Strejlaua: „nie wiesz co zrobić z piłką, to daj ją przeciwnikowi”. Proste, piękne i niestety wciąż aktualne w polskiej piłce.

Zbyt często mieszamy strategie taktyczną z rzeczywistym potencjałem piłkarskim drużyny. Jeden z najlepszych trenerów świata Jose Mourinho jest zwolennikiem niskiego posiadania piłki, tłumacząc to mniejszym ryzykiem w popełnieniu błędów. Tylko taka Chelsea, jeśli straci bramkę, może spokojnie grać atakiem pozycyjnym, ponieważ ma świetnych zawodników, dla których nie jest problemem wymienianie nieskończonej liczby podań na połowie przeciwnika. Dlatego różnica pomiędzy zachodnimi trenerami stosującymi niski pressing a naszymi trenerami, jest taka, że dla Mourinho jest to strategia meczowa, a dla przysłowiowego Jacka Zielińskiego jest to przymus spowodowany jakością zawodników.

Okazuje się więc, że pucharowa rzeczywistość brutalnie pokazuje różnice pomiędzy poziomem naszej ligi a resztą Europy. Strategia, która dała trzecie miejsce w Ekstraklasie, zawiodła kompletnie w meczu z mocno średnim zagranicznym rywalem. Równowaga musi być chyba zachowana. Kibice rywala ośmieszają się na trybunach, my na boisku.


Polecamy