Pewne zwycięstwo Ruchu w Łęcznej. Chorzowianie pną się w ligowej tabeli [RELACJA, ZDJĘCIA]
W meczu 16. kolejki Ekstraklasy Ruch Chorzów pokonał na wyjeździe Górnika Łęczna 3:0. Gole dla "Niebieskich" strzelali Michał Koj, Mariusz Stępiński i Marek Zieńczuk.
Podczas gry oczy praktycznie całego piłkarskiego świata skierowane były na pojedynek w Hiszpanii, w Łęcznej, przy nieco mniejszej publiczności, lokalny Górnik miał podjąć swego sąsiada z tabeli, Ruch Chorzów. W pierwszym spotkaniu tych zespołów w tym sezonie górą byli dzisiejsi gospodarze. Bardzo chcieli powtórzyć ten sukces również na własnym boisku. Głodni zwycięstwa byli także Niebiescy, którzy kompletem punktów chcieli uczcić 400. mecz Marka Zieńczuka w Ekstraklasie.
Rzeczywiście. Od premierowego gwizdka podopieczni Waldemara Fornalika pokazywali, że ich celem jest tylko zwycięstwo. Weszli na połowę rywali i nie bardzo chcieli z niej w ogóle wyjść. Łęcznianie na dobrą sprawę nie zdążyli jeszcze pokazać się pod bramką Matusa Putnockiego, a już musieli wyciągać piłkę ze swojej. Strzelcem pierwszego gola w tym spotkaniu okazał się Michał Koj. Obrońca Niebieskich w poprzednim spotkaniu po raz pierwszy zaliczył trafienie dla chorzowian i dzisiaj postanowił powtórzyć ten sukces. Dobrze ustawiony w polu karnym Silvio Rodicia odebrał piłkę z rzutu rożnego wykonywanego przez Patryka Lipskiego i dał swojej drużynie prowadzenie.
Stracony gol zadziałał na podopiecznych Jurija Szatałowa trzeźwiąco. Odważniej ruszyli do przodu. Ich atakom przewodził Grzegorz Bonin. Doświadczony piłkarz próbował pociągnąć ataki swojej drużyny, ale miał spore kłopoty z przebiciem się przez świetnie grającego Michała Koja czy pewnego na własnej połowie Rafała Grodzickiego. Gdy ta sztuka jakoś mu się udawała, nie potrafił zaskoczyć Matusa Putnockiego.
Śmiało pod bramkę Górnika zapuszczali się goście. Kamil Mazek z czasem wygrywał coraz więcej pojedynków z Leandro, a z dobrej strony jak zwykle pokazywali się również Patryk Lipski oraz Mariusz Stępiński. Wciąż dawali się we znaki obrońcom Górnika. Bardzo aktywny był również Marek Zieńczuk, który wyraźnie chciał uświetnić swój 400. występ golem. Mimo dużej ilości akcji i naprawdę szybkiego tempa gry, tablica wyników wciąż wskazywała jednak 0:1 dla Niebieskich.
Wydawało się, że właśnie takim rezultatem zakończy się pierwsza część tego spotkania. Nic bardziej mylnego. Bramkę do szatni zdobył bowiem etatowi strzelec gości, reprezentant Polski Mariusz Stępiński. Trafieniem zakończył szybką akcję Kamila Mazka. Pomocnik Niebieskich wyminął obrońców rywali, sprytnie oszukał Rodicia, po czym skierował futbolówkę do Michała Koja. Ten celnie podał ją Stępińskiemu, a napastnik zrobił to co umie najlepiej – umieścił ją w siatce.
Przerwa upłynęła więc gospodarzom w marsowych nastrojach. Wydawać by się mogło, że od początku drugiej części gry wyjdą więc z atakiem. Nic bardziej mylnego. Łęcznianie co prawda częściej zaczęli prowadzić piłkę, ale tego posiadania nie zamieniali na bramkowe akcje. W nich wciąż przeważali goście. Widać było, że bardzo chcą dać Markowi Zieńczukowi gola. Dlatego wciąż szukali go podaniami na polowie łęcznian. Popisywali się fajnymi akcjami, szybkimi rajdami po czym próbowali zagrozić bramce Silvio Rodicia. Nie wychodziło im to tak skutecznie jak przed przerwą.
Po godzinie gry, tempo spadło. Obie drużyny próbowały atakować, ale nie tworzyły sobie groźniejszych okazji. Posypały się natomiast kartki. Widząc to na roszadę zdecydował się Jurij Szatałow. Do boju puścił Przemysława Pitrego. Wchodząc na boisko piłkarz Górnika rozruszał grę. Szybkie akcje, inteligentne rozegrania i przede wszystkim strzały na bramkę Matusa Putnockiego. Przez nieco ponad dwadzieścia minut spędzonych na murawie, dokonał więcej niż większość jego kolegów przez całe spotkanie. Mimo to nie zdołał wpłynąć na końcowy rezultat.
To udało się w ostatniej z doliczonych minut Markowi Zieńczukowi. Piłkarz Ruchu zdobył tak bardzo upragnioną bramkę. Wykorzystał podanie rezerwowego Michała Efira i spokojnie umieścił piłkę w bramce. Łęcznianie ledwo zdążyli wznowić grę.