Paweł Brożek po meczu z Górnikiem Łęczna: Było trochę "ping-ponga"
– Wydaje mi się, że gdyby Wisła poszła za ciosem po pierwszym golu, to druga bramka byłaby kwestią czasu. Tak się nie stało, stąd kłopoty do ostatniej minuty – tłumaczył Paweł Brożek po zwycięstwie "Białej Gwiazdy" nad Górnikiem Łęczna. W sobotę "Brozio" asystował przy trafieniu Emmanuela Sarkiego, które przypieczętowało wygraną krakowian 2:0 (1:0).
fot. Ryszard Kotowski
Górnik rozpoczął spotkanie w Krakowie z werwą i od samego początku usiłował zdominować gospodarzy, lecz podopieczni Franciszka Smudy szybko wykaraskali się z pressingu i za sprawą Rafała Boguskiego objęli prowadzenie jeszcze przed upływem kwadransa gry. – Dobrze zaczęliśmy ten mecz. Wydaje mi się, że gdybyśmy poszli za ciosem po pierwszym golu, to druga bramka byłaby kwestią czasu – zaznaczał po meczu Paweł Brożek. – Tak się nie stało - wycofaliśmy się i stąd kłopoty do ostatniej minuty. Byliśmy lepszą drużyną, stwarzaliśmy więcej zagrożenia pod bramką rywala i zasłużenie wygraliśmy to spotkanie.
Mało emocjonujące spotkanie nie porwało wyjątkowo nielicznej publiczności na stadionie przy ulicy Reymonta, co potwierdził sam "Brozio". – Było trochę "ping-ponga". Być może to przerwa reprezentacyjna rozregulowała obie drużyny – przyznał. – Cieszę się, że mieliśmy dzisiaj mnóstwo odbiorów piłki - trzeba wyróżnić "Bogusia" i Alana Urygę. Nasza gra pressingiem w niektórych momentach wyglądała bardzo dobrze, Górnik nie potrafił grać swojej piłki. W akcjach ofensywnych zabrakło trochę jakości, do której przyzwyczailiśmy – zauważył.
Kontuzja Semira Stilicia wymogła na sztabie szkoleniowym Wisły wprowadzenie na boisko Emmanuela Sarkiego. O ile w niedawnym spotkaniu ze Śląskiem brak zimnej krwi u Nigeryjczyka kosztował krakowian prawdopodobnie dwa punkty, tak dzięki bezpiecznemu wynikowi pomyłki uszły mu płazem - może z wyjątkiem bury od samego Brożka w trakcie spotkania. – Niepotrzebnie tak zareagowałem. Wiadomo, że taka jest specyfika meczu - po spotkaniu go przeprosiłem. Sarki to facet z potencjałem, który pozwala mu notować asysty i bramki w każdym meczu. Cieszymy się, że po ośmiu miesiącach trafił do bramki - to dobry prognostyk przed kolejnymi spotkaniami – podkreślił reprezentant Polski, który zaserwował Sarkiemu podanie otwierające mu drogę do drugiej bramki w samej końcówce spotkania. – W punktacji kanadyjskiej i tak zdobyłem jeden punkt, więc nie ma co narzekać – mówił wiślak o swojej asyście. – Cieszymy się, bo po dwóch spotkaniach bez zwycięstwa te trzy "oczka" były nam bardzo potrzebne.
Wiślacki snajper dwukrotnie mógł wziąć sprawy w swoje ręce, jednak za każdym razem wybierał podanie do kolegów. Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy Garguła nie wykorzystał instynktownego odegrania Brożka tylko dzięki interwencji Kalkowskiego. Dlaczego "Brozio" sam nie próbował wymierzyć sprawiedliwości? – Miałem piłkę na lewej nodze. Kiedy ostatnio w ogóle strzeliłem bramkę lewą nogą? Na pewno nie z takiej odległości – żartował, po czym dodał: – Wydaje mi się, że dobrze zachował się obrońca Górnika. Piłka leciała w dobrym kierunku i gdyby nie jego interwencja, Łukasz Garguła pewnie strzeliłby bramkę.
– Wiedzieliśmy, że nie możemy pozwolić Górnikowi rozwinąć skrzydeł, bo to zespół, który potrafi grać piłką - tak było, bo nie przypominam sobie żadnej okazji – kontynuował. – Pod koniec meczu sami stworzyliśmy bardzo groźną sytuację przeciwko sobie. Przez całe spotkanie nie pozwoliliśmy im na dużo. Taka była taktyka i cieszę się, że wypaliła – przyznał z satysfakcją.
Po dwóch spotkaniach na własnym boisku z rzędu wiślaków czeka wycieczka do Gliwic, gdzie na starcie ze swoim były klub czeka... Piotr Brożek. – Obiecuję, że przywitam się z nim serdecznie – śmiał się wiślak. – Jedziemy tam po trzy punkty, ale Piast jest groźny na własnym boisku - oglądałem ich mecze z Legią i Zawiszą, jednak jak każda drużyna w polskiej lidze po dobrym spotkaniu potrafi zagrać słabe... Mamy nadzieję, że przeciwko nam wypadnie właśnie to słabe – stwierdził.