menu

Pali fajerwerki w domu, rzuca lotkami w ludzi... Mario Balotelli - geniusz, który dzieli całą Italię

15 maja 2012, 10:44 | Łukasz Cybul/Polska The Times

Rumun Adrian Mutu, Brazylijczyk Adriano, Urugwajczyk Alvaro Recoba, Australijczyk Harry Kewell... Kolejne nazwiska można byłoby wymieniać w nieskończoność. Jest jednak piłkarz, który talentem do futbolu i kłopotów przerasta ich wszystkich o głowę.

Wszyscy są (byli) piłkarzami, posiadającymi nieprzeciętny talent. Każdy z nich pogubił się jednak w życiu osobistym i zmarnował przez to swoje pięć minut w piłce. Żaden nie odniósł już później sukcesu na miarę oczekiwań i własnych wielkich możliwości. Jest jednak piłkarz, który talentem do futbolu i kłopotów przerasta ich wszystkich o głowę. To zawodnik Manchesteru City Mario Balotelli. Włoski napastnik, który tylko z uwagi na młody wiek nie zrujnował jeszcze całkowicie własnej kariery. Jest za to na najlepszej drodze, aby tej sztuki dokonać.

- Jeśli patrzysz na mnie z zewnątrz i mnie nie znasz, to pomyślisz, że jestem idiotą - powiedział kiedyś w wywiadzie udzielonym stacji BBC. I doprawdy, trudno odmówić mu racji. Jakże inaczej określić bowiem osobę, która z okna swojego pokoju celuje rzutkami (z metalową końcówką!) w zawodników młodzieżowego zespołu własnego klubu? Tylko szczęściu trzeba zawdzięczać, że nikomu nie stało się wówczas nic złego. A Mario tłumaczył to zajście krótkim "nudziło mi się". Za ten wybryk otrzymał od klubu ogromną karę finansową, lecz czy czegokolwiek się nauczył? Wielce wątpliwe, ponieważ Balotelli wydaje się żyć teraźniejszością i nie uczyć się na błędach.

Doskonale potwierdza to inna historia. Pewnego razu Mario chciał zwiedzić Neapol. Pragnął przy tym za wszelką cenę zobaczyć miejsca, w których kręcono film "Gomorra", opowiadający o losach neapolitańskiego półświatka. Dla realności wrażeń nie musiał jednak za przewodnika wybierać sobie… jednego z bossów tamtejszej mafii. Może wówczas swojej wycieczki nie zakończyłby na kilkugodzinnym przesłuchaniu w miejscowym komisariacie.

Służby miejskie otoczyły go opieką również w Anglii. Do jego domu przyjechała straż pożarna, gdy w jego łazience wybuchł pożar. Jakież było zdziwienie strażaków, gdy dowiedzieli się, w jaki sposób doszło do zaprószenia ognia. - Nudziło mi się, więc do metalowego kosza wsadziłem fajerwerki. Po chwili mój przyjaciel zaczął krzyczeć, bo zaczęły się one odpalać. Postawiliśmy więc kosz na toalecie. Zasłony zapaliły się przez przypadek - tłumaczył Mario.

Balotelli zaskakiwał nie tylko brytyjskich strażaków, lecz także włoskich karabinierów z więzienia w Brescii. Wjechał swoim autem na teren ośrodka zamkniętego, ponieważ wspólnie z bratem chciał odwiedzić kobietę odbywającą tam karę. Później tłumaczył jednak, że zrobił to przez pomyłkę.

Z wyborem odpowiedniego miejsca do zaparkowania swojego samochodu Mario miał też problem w Londynie. Pewnego razu zostawił nowe maserati na płatnym parkingu, po czym udał się na kolację do restauracji. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby do domu nie wrócił taksówką, zapominając o aucie. Odbierał je po kilku tygodniach, płacąc, bagatela, dziesięć tysięcy funtów.

Temu, że pieniądze nie są dla Mario najważniejsze, dał wyraz jeszcze jako nastolatek. W wieku 15 lat został zaproszony na testy do młodzieżowej drużyny Barcelony. Wystąpił w kilku sparingach, w których strzelił tyle goli, że w Katalonii momentalnie zapragnęli mieć go u siebie na stałe. Nie tylko oni zresztą, ale Barca oferowała mu zdecydowanie największe pieniądze. W Hiszpanii nie miałby jednak szans na grę w pierwszym zespole, a w drugim, występującym w niższej lidze, uniemożliwiały mu to przepisy, niepozwalające na grę obcokrajowcom. Zdecydował się zatem podpisać kontrakt z Interem.

Właśnie w Mediolanie Mario spotkał Jose Mourinho, o którym do dziś chyba nie wie, co ma myśleć. - Uważam go za świetnego menedżera, ale nie potrafił mnie zrozumieć. Mówił, że nikt nie potrafi, ale myślę, że jemu jedynemu mogłoby się to udać - powiedział Mario.

Trudności ze zrozumieniem zawodnika mieli nawet fani Interu. Może byłoby im łatwiej, gdyby zawodnik w tak jawny sposób nie deklarował swej sympatii do ich lokalnego rywala. W trakcie jednego z programów telewizyjnych Mario z uśmiechem na ustach założył nawet... koszulkę AC Milan. To naturalnie nie mogło spodobać się fanom Interu, którzy do końca występów Balotellego w ich klubie nie darzyli go sympatią.

W swej nienawiści nie byli jednak odosobnieni. "Kibicom" Juventusu nie przeszkadzało obrażać Mario nawet w trakcie spotkań, w których ich klub… nie grał z drużyną, w której występował Balotelli.

U podstaw niechęci do Mario leży jego decyzja o grze w kadrze Italii. Mario jest bowiem dzieckiem imigrantów z Ghany. Dostał powołanie do gry w reprezentacji tego kraju. - Czuję się Włochem - powiedział i grzecznie odmówił. Trudno się dziwić, skoro od drugiego roku życia wychował się we włoskim domu. Jego biologiczni rodzice, państwo Barwuah, podrzucili go do szpitala, gdy był chory, i nigdy nie odebrali, bojąc się zapewne o koszty leczenia dziecka.

Niechęć kibiców i pozaboiskowe wybryki nie zrażają do Mario jedynie jego trenerów. Mourinho, chociaż zsyłał go nawet do rezerw Interu, gdy potrzebował, zawsze ufał Balotellemu. Podobnie zachowuje się obecny szkoleniowiec Manchesteru City Roberto Mancini, który przy walnej pomocy Mario zdobył właśnie mistrzostwo Anglii. Nie inaczej jest w kadrze Italii. Mimo wszechobecnej krytyki Cesare Prandelli powołał Balotellego do kadry na Euro 2012.

Polska The Times