Liga Europy. Olympique Lyon triumfuje na Goodison Park. Fatalna passa Evertonu trwa
Przygoda Evertonu z Ligą Europy najprawdopodobniej zakończy się już w fazie grupowej. W 3. kolejce zespół z Liverpoolu przed własną publicznością przegrał z Olympique Lyon 1:2. W tabeli grupy E prowadzi Atalanta Bergamo przed OL. The Toffees z zaledwie jednym jednym punktem na koncie zajmują ostatnią pozycję.
fot. East News
Everton w tym sezonie nie spisuje się najlepiej. Podopieczni Ronalda Koemana zawodzą zarówno w Lidze Europy, jak i w Premier League. Piłkarze Lyonu także nie znajdują się w optymalnej formie, co utrudniało wskazanie wyraźnego faworyta przed rozpoczęciem spotkania. Warto wspomnieć, że remis nie mógł usatysfakcjonować dziś ani jednych, ani drugich. W pucharowej tabeli „The Toffees” zdobyli w dwóch spotkaniach zaledwie punkt, podopieczni Bruno Génésio mieli tylko „oczko” więcej. Mecz był dobrą okazją do przełamania dla obu ekip.
Spotkanie rozpoczęło się doskonale dla gości. Już w 5. minucie Mason Holgate sfaulował w polu karnym oskrzydlającego akcję Fernando Marcala, a sędzia Bas Nijhuis bez wahania wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł Nabil Fekir i pewnym strzałem po ziemi pokonał z jedenastu metrów bramkarza Evertonu. Po tak udanym początku goście oddali nieco inicjatywę gospodarzom, gracze Koemana nie potrafili jednak zagrozić bramce strzeżonej przez Lopesa. Co więcej, to Lyon był bliżej podwyższenia prowadzenia niż Everton wyrównania. „The Toffees” ograniczali się do dośrodkowań w pole karne, z którymi bez problemów radzili sobie defensorzy gości i do strzałów z dystansu, po których piłki lądowały wysoko na trybunach.
Pierwszą groźną sytuację Everton stworzył sobie dopiero po upływie dwóch kwadransów. W 32. minucie Tom Davis posłał świetne prostopadłe podanie do Kevina Mirallasa, ten jeden przegrał pojedynek oko w oko z Anthonym Lopesem. Odpowiedź Lyonu była konkretna i po próbie Memphisa Depaya zabrakło niewiele do podwyższenia prowadzenia. Napastnik gości uderzył bezpośrednio z rzutu wolnego na bramkę, piłkę trącił głową Tom Davis i mało zabrakło, żeby zanotował gola samobójczego. Na szczęście dla obrońcy Evertonu futbolówka tylko odbiła się od poprzeczki i opuściła plac gry.
W końcówce pierwszej połowy do ataków rzucili się gospodarze. Dobre okazje mieli Klaassen i Vlasić, ale bez zarzutu spisywał się między słupkami bramkarz Anthony Lopes. Nawet jeśli jego obrońcy zawodzili i dopuszczali rywali do sytuacji strzeleckich, on notował same pewne interwencje. W 44. minucie bramkę mógł po kontrataku zdobyć jeszcze Memphis Depay, uderzył jednak zbyt słabo i Jordan Pickford pewnie złapał piłkę. Chwilę później sędzia zaprosił graczy obu zespołów do szatni, Lyon utrzymał skromne prowadzenie do końca pierwszej połowy.
Na początku drugiej połowy Everton starał się kontynuować to, co zaczął pod koniec pierwszej, czyli stwarzać zagrożenie pod bramką Lopesa. Gospodarzom brakowało dokładności w wyprowadzaniu akcji, często tracili piłkę i to napędzało kontrataki gości. Dwa razy fatalnie zachował się Michael Keane, po jego błędach na listę strzelców mógł przynajmniej raz wpisać się Myziane Maolida. Młody pomocnik Lyonu nie zachował zimnej krwi pod bramką rywala i defensywie Evertonu udało się zneutralizować zagrożenie. Kontuzją przypłacił to jednak Morgan Schneiderlin, który zderzył się z własnym bramkarzem próbując zablokować strzał Maolidy.
W 63. minucie bardzo niesportowo zachował się Ashley Williams. Kapitan „The Toffees” z premedytacją popchnął łapiącego piłkę Anthonego Lopesa. Między graczami obu ekip doszło do rękoczynów, w której udział brał nawet jeden z kibiców, a najbardziej agresywny był właśnie Williams. Wydawało się, że sędzia wyrzuci go z boiska, ale Bas Nijhuis zdecydował się pokazać mu jedynie żółty kartonik. Sytuacja kontrowersyjna, wydaje się że kapitan gospodarzy powinien zostać ukarany czerwoną kartką.
Father of the year award goes to the Everton fan holding his child while throwing punches at the Lyon players. #disgrace pic.twitter.com/5smxDLoBFq— Jordan Edmonds (@JordanEdmonds15) 19 października 2017
Po bójce jeszcze agresywniej zaatakowali gospodarze. Takiego impulsu właśnie potrzebowali, bowiem chwilę później udało im się wyrównać. W 69. minucie Gylfi Sigurdsson perfekcyjnie dośrodkował w pole karne z rzutu wolnego, a tam strzałem głową zmusił do kapitulacji bramkarza Lyonu antybohater poprzedniej akcji – Ashley Williams. Napędzani dopingiem swoich kibiców gracze Evertonu zaatakowali później z podwójną siłą. Sigurdsson do asysty mógł dołożyć bramkę, piłka po jego dośrodkowaniu odbiła się od słupka. Wydawało się, że kolejna bramka dla gospodarzy to kwestia czasu.
Niespodziewanie kolejną bramkę zdobył jednak Lyon. 75. minuta - zbyt łatwo dał się ograć na prawej stronie Williams, wprowadzony chwilę wcześniej Maxwel Cornet wstrzelił mocno piłkę w pole karne, a tam krzyżakiem skierował piłkę do siatki Bertrand Traore. Lyon prowadził na Goodison Park 1:2.
Tempo spotkania wzrosło jeszcze bardziej, przez co pełne ręce roboty mieli bramkarze.. Raz świetnie zachował się Pickford i wybronił sytuację sam na sam, po drugiej stronie jego vis-a-vis także pokazał się z dobrej strony ofiarnie interweniując na przedpolu po błędzie swojego obrońcy. Everton atakował, Lyon kontratakował, a bramkarze bronili - tak można streścić końcówkę spotkania.
Podopieczni Bruno Génésio nie wypuścili już zwycięstwa z rąk. Wygrali trudne spotkanie 1:2 i do Lyonu wracają z trzema punktami. Everton mimo że zaprezentował się lepiej niż w ostatnich spotkaniach Ligi Europejskiej, i tak zanotował porażkę, przez co sytuacja w grupie zawodników Ronalda Koemana jest fatalna.