Olimpia wygrała przy Bukowej. Kolejna bolesna porażka GieKSy [ZDJĘCIA]
Po kompromitującej porażce przed tygodniem z Sandecją Nowy Sącz (0:4), dzisiaj podopieczni Jerzego Brzęczka znowu schodzili z boiska pokonani. Przy Bukowej pewne zwycięstwo (2:0) odniosła Olimpia Grudziądz.
Dla drużyny błąkającej się po czeluściach strefy spadkowej każdy punkt jest na wagę przetrwania. A jeśli na dodatek gra się na terenie, z którego co najwyżej przywiozło się ongiś jedynie punkt – to styl musi ustąpić miejsca efektywności. Grudziądzanie wyruszyli do stolicy Górnego Śląska by zmierzyć się z GKS-em po raz piaty w historii klubu i do sobotniego popołudnia tylko raz mogli zapakować do autokaru jakąkolwiek zdobycz punktową w tych starciach (1:1 w sezonie 2012/13).
Olimpia nie rzuciła się więc z okrzykiem i pianą na ustach na przeciwnika. Zajęła określone punkty strategiczne na mapie boiska i wyczekiwała na ruch gospodarzy. Za grę defensywną w pierwszej odsłonie meczu, drużynie Jacka Paszulewicza należą się słowa wielkiego uznania. Nie był to autokar zaparkowany w „szesnastce” przeciwnika. Była to raczej rzetelnie przemyślana sieć komunikacyjna obejmująca swym zasięgiem całą powierzchnię murawy.
Nim piłkarze GieKSy zdążyli przyswoić sobie schematy wysokiego pressingu „biało-zielonych”, goście dopięli swego. Fantastyczna bomba zza pola karnego Jakuba Szaraka, która wysadziła okienko bramki Mateusza Kuchty, otworzyła wynik spotkania. Grudziądzan plan realizował się w pełni.
Od tego momentu mecz toczył się według klarownej tendencji – coraz większej przewagi katowickiego zespołu. Przewagi mierzonej jednak w posiadaniu piłki, a nie w liczbie sytuacji z podtekstem bramkowym. Szczelna defensywa gości zadrżała w pierwszych 45 minutach dwukrotnie – za każdym razem po akcjach Grzegorza Goncerza. Kapitanowi GieKSy najpierw wybito piłkę spod nóg, w sytuacji gdy położył, ukołysał i minął już Bartosza Fabiniaka, a następnie po główce napastnika GKS-u, kiedy to piłka otarła się o górną część poprzeczki.
Zaprawa tak trwale wiążąca defensywę Olimpii po zmianie stron została gdzieś w pojemnikach spoczywających w szatni. Pięć minut otwierających drugą połowę obrodziło w doskonałe okazje dla drużyny Jerzego Brzęczka. Jednak ani szarże Alana Czerwińskiego, ani strzał Macieja Bębenka w sytuacji równie dogodnej co rzut karny, nie przyniosły wyrównania. W odpowiedzi Olimpia była bliska zamknięcia spotkania. W 53 minucie Nildo estetycznie pociągającą przewrotką trafił jednak w interweniującego Kuchtę, by po chwili powtórzyć ustrzelanie bramkarza będąc z nim jeden na jeden.
Gospodarze do końca próbowali zrównoważyć wynik meczu. Jednakże ich zagrania zamiast zachwytu wzbudzały raczej ironię w słowach, minach i okrzykach kibiców GieKSy. Już w doliczonym czasie gry, gdy Kuchta pobiegł w pole karne przeciwnika wspomóc swoich atakujących, po szybkiej kontrze Marcin Smoliński strzałem do pustej bramki ustalił wynik spotkania. Olimpia kontynuuje świetną passę i pisze własną księgę wyjścia. Ze strefy spadkowej.