menu

Olimpia uratowała remis z Sandecją w końcówce meczu

20 maja 2015, 19:54 | Krzysztof Rosłoński

Sandecja Nowy Sącz zremisowała z Olimpią Grudziądz 1:1 w meczu 31. kolejki 1. ligi. Kiedy wszystko wskazywało na to, że nowosądeczanie wygrają po golu Rudolfa Urbana, w 90. minucie do wyrównania doprowadził Maciej Rogalski.

Sandecja Nowy Sącz - Olimpia Grudziądz 1:1
Sandecja Nowy Sącz - Olimpia Grudziądz 1:1
fot. Artur Szczepański

Dla Sandecji, dzisiejszy pojedynek był tym z gatunku bardzo ważnych, ponieważ celem numer 1 było zwycięstwo z drużyną, dla której w zasadzie sezon już się zakończyło, ponieważ Olimpia ani nie walczy o awans, ani nie grozi jej spadek z ligi. Trener Dariusz Wójtowicz zaskoczył składem, w którym rolę fałszywej dziewiątki pełnił Rudolf Urban, zastępujący Bartłomieja Dudzica, narzekającego po wczorajszym treningu na uraz kolana. Ekipa z Grudziądza zaś pojawiła się bez Roberta Szczota, jednak największa siła wciąż była aktywna. Na ławce rezerwowych pojawił się były gracz zespołu gospodarzy, Arkadiusz Aleksander.

W pierwszych minutach meczu mieliśmy do czynienia z obustronnym badaniem sił, ponieważ żadna ze stron nie potrafiła w nawet najmniejszym stopniu zagrozić bramce rywali. Na pierwszą dogodną okazję musieliśmy czekać do 7. minuty, kiedy to Kamil Kurowski w pojedynku sam na sam z Markiem Koziołem uległ dobrze ustawionemu golkiperowi gospodarzy. Dla młodego sądeczanina mecz jednak zakończył się dość szybko, ponieważ 60 sekund później stał się ofiarą faulu Mateusza Bartkowa (nota bene, grającego przez pierwsze kilka minut spotkania w stroju z numerem 35, zarezerwowanym dla Bartłomieja Dudzica), za który gracz Sandecji ujrzał żółty kartonik. Po 240 sekundach swojego szczęścia spróbował zespół z ulicy Kilińskiego, a dokładniej duet Sebastian Szczepański - Maciej Bębenek. Ten pierwszy perfekcyjnie zagrał w uliczkę kapitanowi zespołu, zaś gracz z numerem 7 został powalony w polu karnym, co poskutkowało przyznaniem jedenastki dla biało-czarnych przez Dawida Bukowczana, pewnie zamienionej na bramkę przez Słowaka, Rudolfa Urbana.

Od tego momentu gra stała się znacznie żywsza, okazji na kolejnego gola spotkania było bardzo dużo, i to z obu stron. Przez kilka minut po starcie bramki, to Grudziądzanie ruszyli do ofensywy, jednak za każdym razem, tak, jak na przykład po strzale głową Pitera-Bućko zabrakło tylko szczęścia. Bronią "Sączersów" zaś były przede wszystkim kąśliwe strzały z dystansu, przede wszystkim mowa o próbie Szczepańskiego z 24. minuty i niezwykłej paradzie Bartosza Fabiniaka, oraz dośrodkowania, jednak do nich można by mieć więcej zastrzeżeń, ponieważ za każdym razem nie mogły znaleźć adresata. Do ważniejszych wydarzeń pierwszej połowy należy zaliczyć próbę pokonania Marka Kozioła przez Marcina Smolińskiego z 36. minuty po uderzeniu głową piłki dośrodkowanej z rzutu rożnego i ofiarną interwencję pewnie grającego dziś Mateusza Bartkowa. Mocnym ogniwem ekipy z Grudziądza był rezerwowy, Denis Popović, próbujący kąśliwymi strzałami z rzutu wolnego pokonać bramkarza gospodarzy.

W drugiej połowie tempo gry zdecydowanie siadło, nie mieliśmy do czynienia ze zbyt dużą liczbą dogodnych okazji z obu stron. Na pierwsze zagrożenie trzeba było czekać bite 7 minut, gdy Marcin Kaczmarek poszukał kolegów z drużyny dośrodkowaniem w pole karne. 120 sekund później swojego szczęścia spróbował Maciej Bębenek próbując kolejnym strzałem z dystansu pokonać Fabiniaka, jednak do celu zabrakło paru dobrych centymetrów. W okolicach 60. minuty inicjatywę przejęła Olimpia, próbująca strzelić upragnionego gola przede wszystkim dzięki dobrze egzekwowanym stałym fragmentom gry. Sądeczanie zaś trzymali się własnego pola karnego parkując autobus. W minutach 73. i 81., niewiele brakowało, by strzałami głową do wyrównania doprowadzili kolejno Piter - Bućko i Dariusz Kłus. Po 9 minutach od ostatniego rzutu wolnego, niemal przed rozpoczęciem doliczonego czasu gry, można było dojść do wniosku, że Grudziądzanie przyjechali do Nowego Sącza by zdobyć punkty z jak największym zapasem sił, ponieważ właśnie wtedy, w sytuacji, o której można powiedzieć, że była to "obrona Częstochowy", Maciej Rogalski okazał się sprytniejszy od wszystkich graczy, zagnieżdżonych w polu karnym w grze na aferę, i pokonał bramkarza Sandecji strzałem w długi słupek po prawej stronie bramki.

Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 1:1. Cieszy on jednak wyłącznie gości, bowiem gospodarze muszą jeszcze powalczyć w ostatnich trzech spotkaniach by zapewnić sobie spokojne utrzymanie na zapleczu Ekstraklasy.


Polecamy