Paweł Kryszałowicz: Słynny bramkarz z Wysp Owczych mnie zapamiętał
21 lutego 2004 w San Fernando Polska pokonała Wyspy Owcze 6:0, a wszystkie 4 gole w pierwszej części strzelił Paweł Kryszałowicz. Dla uczestnika finałów mistrzostw świata 2002 były to ostatnie trafienia w reprezentacyjnej przygodzie. – Myślałem, że pogram więcej, ale forma już nie była taka jak wcześniej – mówi Paweł Kryszałowicz, nowy dyrektor akademii Olimpii Grudziądz.
fot. Łukasz Capar
Cztery gole strzelone Wyspom Owczym zapadły jakoś szczególnie w twojej pamięci?
Paweł Kryszałowicz: Zaliczyłem najszybszego hat-tricka w historii reprezentacji Polski. Robert Lewandowski potrzebował pięciu minut, Włodzimierz Lubański sześciu, ja dokonałem tego w cztery. Trafić czterokrotnie w jednej połowie nawet w klasie B to duża sztuka. Zapisałem się w kronikach. Niedługo potem pożegnałem się z kadrą, bo nie należałem do ulubieńców trenera, forma też nie była już taka jak powinna. Nie próbowałem szlifować rekordów, jak niektórzy obecnie, choć czasami się nie nadają, to bez aluzji do kogokolwiek.
Wiedziałeś, że w San Fernando pokonywałeś słynnego Jensa Martina Knudsena, który zatrzymał w 1990 roku Austrię, a Wyspy Owcze sprawiły sensację wygrywając 1:0?
Później się w to wgłębiłem. Na pewno miłe, no i fajnie, że słynny golkiper mnie zapamiętał. Trzeba wspomnieć, że w San Fernando rozgrywaliśmy sparing przy garstce kibiców na trybunach, w lutowym terminie. Mecz nie miał specjalnej otoczki, ale kadra to zawsze kadra. Nie mogliśmy sobie pozwolić na wpadkę, takie wyzwania są najtrudniejsze, ale sprostaliśmy i zwyciężyliśmy efektownie 6:0.
[polecany]25455221[/polecany]
Teraz Polsce będzie trudniej na Wyspach Owczych?
Mecz w Warszawie wygrany przez nas 2:0 pokazał, że łatwo nie ma, a piłka wszędzie się rozwija. Wyspy Owcze mają nawet klub w Lidze Konferencji UEFA – Klaksvik, który zremisował teraz z Lille 0:0. Zawsze łatwiej się bronić niż atakować, a teraz zostaniemy podjęci na sztucznej nawierzchni i trzeba się dostosować. Damy radę.
Bez Roberta Lewandowskiego będzie trudniej?
Z tego co pamiętam jakoś Polsce poszło ostatnio, gdy grała bez Lewego. Mamy ludzi do strzelania goli, a Robert wróci na listopad i na pewno się przyda reprezentacji. To nadal piłkarz klasy światowej, choć czasami wymaga się od niego za dużo, a przecież ma już swoje lata.
Jesteś zadowolony ze swojej reprezentacyjnej kariery?
Wielu ma lepsze liczby ode mnie, ale wśród takich są zawodnicy, którzy nie wystąpili w finałach Mistrzostw Świata. Ja byłem i nawet zdobyłem gola na mundialu, z czego jestem bardzo dumny. Jestem wychowankiem klubu, który nie grał w ekstraklasie, tylko na peryferiach poważnej piłki, więc wydaje mi się, że doszedłem daleko. Cieszę się, że mogłem realizować marzenia, a sport pomógł mi wygrać walkę z chorobą nowotworową, dzięki niemu z uśmiechem przechodzę przez życie. Teraz chcę się wykazać w roli dyrektora akademii Olimpii Grudziądz. Nie poszedłem tam dla pieniędzy, tylko przede wszystkim by pomóc młodym chłopakom w piłkarskim rozwoju. Wierzę, że się przydam, bo ten projekt wygląda interesująco.
A Słupsk gdzie przyszedłeś na świat i stawiałeś pierwsze futbolowe kroki doczeka się kiedyś nowego Pawła Kryszałowicza?
Nie wiem, nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie, ale życzyłbym sobie by tak się stało. W takich klubach jak Gryf zwykle jest trudniej, nie grają w tych najwyższych klasach. Musi się wiele spraw zgrać, by taki młody zawodnik się wybił, musi trafić na właściwych ludzi i sam ciężko pracować. Ja nie żałowałem czasu i energii na treningi, no i się opłaciło, bo spełniałem marzenia – o kadrze, mundialu, Bundeslidze. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, zdobyłem cenne doświadczenia, a teraz nawet przed meczem z Wyspami Owczymi dzwonią dziennikarze. To znaczy, że coś się w piłce dokonało. Rozmawiał Jaromir Kruk
Dyszka „Kryszała”
Paweł Kryszałowicz zagrał w 33 meczach reprezentacji Polski i strzelił 10 goli, 4 Wyspom Owczym, dwa Irlandii Północnej, po jednym Holandii, Walii, Norwegii i USA.