menu

Oldboje krakowskiej Wisły nie lubią przegrywać. I wciąż czarują piłkarskich fanów

3 sierpnia 2018, 18:04 | Jerzy Filipiuk

Piłka nożna. - Choć brakuje im szybkości i kondycji, chętnie jeżdżą na mecze, dobrze się bawiąc oraz sprawiając frajdę i rywalom, i kibicom.

Oldboje Wisły podczas meczu z Kłosem Łysa Góra; przy piłce Marcin Jałocha
Oldboje Wisły podczas meczu z Kłosem Łysa Góra; przy piłce Marcin Jałocha
fot. Jerzy Filipiuk

- Mimo że to tylko zabawa, nie lubimy przegrywać. Zdarza się, że na boisku się kłócimy i złościmy jak za dawnych lat. I to się nie zmieni. Chcemy wygrywać - mówi jeden z oldbojów krakowskiej Wisły Dariusz Marzec.

Dawne asy piłkarskich boisk, uczestnicy mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, często otrzymują zaproszenia na okolicznościowe spotkania, które uświetniają np. jubileusz klubu czy benefis piłkarza. Grają także w meczach charytatywnych.

W minioną niedzielę oldboje Wisły zagrali na boisku A-klasowego LKS Kłos Łysa Góra z okazji jego 70-lecia, wygrywając 1:0. W najbliższą niedzielę wystąpią w Skalbmierzu, gdzie podczas benefisu Mariana Nowackiego, byłego piłkarza m.in. Stali Mielec, Legii Warszawa, Bałtyku Gdynia i Arki Gdynia, zagrają także miejscowi oldboje i „Orły Górskiego”.

Przed laty w ekipie oldbojów Wisły występował m.in. legendarny tercet panów K: Zdzisław Kapka, Kazimierz Kmiecik i Marek Kusto. Z czasem grupa się wykruszyła. Reaktywacja nastąpiła 14 lat temu. Zespół oldbojów wskrzesili Marzec oraz Jerzy Kowalik i Ryszard Sarnat. Występy zaczął on od gry w II lidze. Już po roku awansował do I ligi, choć czasami grał w dziesiątkę lub dziewiątkę, bo brakowało zawodników. Potem wzmocnili go Zdzisław Janik (wcześniej oldboj Garbarni) i Janusz Nawrocki (poprzednio Clepardia).

- Powstał zespół megagwiazd. Przez lata zdobywaliśmy mistrzostwo Krakowa na otwartych boiskach i w hali. Z czasem postarzeliśmy się i zrobiła się kadrowa dziura. W ubiegłym roku po czterech latach przerwy ponownie jednak wygraliśmy mistrzostwa Krakowa. W ostatnich halowych mistrzostwach miasta zajęliśmy trzecią lokatę - mówi Marzec.

W tym sezonie po dziesięciu kolejkach Wisła (występująca na boisku Zwierzynieckiego) jest druga w tabeli (za Hutnikiem), ale ma dwa zaległe mecze do rozegrania - właśnie z liderem i outsiderem Clepardią.

W Wiśle jest aż 40-50 oldbojów, ale nie brakuje problemów ze skompletowaniem składu.

- Jedni nie mogą pojechać na mecz ze względu na zdrowie, inni pracę trenerską, kolejni inną pracę zawodową. Często do ostatniego dnia nie wiadomo, kto będzie mógł zagrać. Trudno jest zebrać pełny skład zwłaszcza na #spotkania ligowe, bo rozgrywane są w poniedziałki - mówi Marzec.

Wiślackim oldbojom zależy jednak na występach, spotkaniach z kolegami, wspólnej grze. Mirosław Szymkowiak pojechał na mecz z Kłosem tuż po powrocie z wypoczynku za granicą.

Obok niego w Łysej Górze zagrali m.in. Kmiecik, Marek Motyka, Marcin Jałocha, Jacek Matyja, Zdzisław Janik, Ryszard Czerwiec, Grzegorz Pater i Krzysztof Szopa. Tylko rolę obserwatora pełnili Marzec (ma uraz mięśnia) i Kapka (wiceprezes MZPN nie gra już w oldbojach ze względów zdrowotnych). Nieobecni byli m.in. Kowalik, Piotr Skrobowski, Mariusz Jop, Krzysztof Bukalski i Andrzej Iwan.

Jedynego gola zdobył 66-letni Kmiecik. Motyka krzyczał do Szymkowiaka, by wykonał rzut karny, ale ten ostatni uznał, że należy się on Kmiecikowi: - Bo uważam, że w tym wieku strzelenie bramki, nawet z karnego, zasługuje na wielki szacunek. Karnego zarobił swoim zwodzikiem, że niby idzie w lewo, a poszedł w prawo. Piłkę miał przyklejoną przy nóżce. Coś pięknego. Trzy czwarte naszych ekstraklasowiczów nie ma takiego uderzenia z podbicia jak pan Kmiecik.

Wiślacy podkreślają, że grają dla przyjemności, zdrowia, satysfakcji, sprawienia frajdy przeciwnej drużynie i jej kibicom.

- W tym roku rozegrałem pięć czy sześć meczów. Swoje lata już mam, ale zdrowie nadal dopisuje. Dbam o dietę, kondycję, ruszam się, to wszystko procentuje. Szczególnie ważna jest waga. Gdy się ma nadwagę, trudno zrzucić kilogramy, brakuje koordynacji ruchowej - przekonuje Kmiecik.

- Zmieniamy się podczas meczu, by wszyscy pograli, by każdego to cieszyło. Kondycja bywała lepsza, ale nie jest najgorzej. Jesteśmy oldbojami, a graliśmy z drużyną z klasy A. To chłopaki wybiegane, więc nie było łatwo. Ale umiejętności piłkarskie są po naszej stronie. I dajemy sobie jeszcze radę - mówi Jałocha.

- Z innymi oldbojami gra się dużo łatwiej. Nie jest łatwo natomiast grać z młodymi chłopakami, z którymi motorycznie przegrywa się cały czas, Trudno jednak, żebym ja, 60-letni gość, ścigał się z chłopakiem, który ma 20 parę lat - zaznacza Motyka.

- Mimo upływu lat, technika zostaje, więc przyjęcie piłki, podanie czy dośrodkowanie, pokazanie się na pozycji nie sprawia nam trudności, bo tego się nauczyliśmy, grając całe życie w piłkę. Brakuje nam tylko... młodości. Swoje atuty jednak jeszcze posiadamy i staramy się pokazać, że kiedyś też się dobrze grało w piłkę. Dlatego często to rywale biegają za piłką - podkreśla Pater.

Oldboje nie mają czasu na treningi. Z tego samego powodu nie jeżdżą na drugi koniec kraju, nie korzystają z zaproszeń do USA. Dawniej jeździli do Hamm (Niemcy). W Wigilię spotykają się w restauracji „U Babci Maliny”, swego głównego sponsora. Pomaga im też grywający z nimi wiceprezes PZPN Marek Koźmiński oraz Ekler Baranówka.

- Mecze z nami są atrakcją dla kibiców. Wiadomo, że nie jesteśmy w takiej formie jak dawniej, ale zawsze coś na boisku zaprezentujemy. Cieszy nas, że zapraszają nas na takie imprezy. To jest też forma spędzania czasu z kolegami - zaznacza Czerwiec.

- Myślę, że starsi kibice przypomnieli sobie niektóre nazwiska dawnych piłkarzy. Młodzież mogła poznać nas z bliska, dostać autograf. Po to jeździmy na mecze, żeby się spotkać z ludźmi, porozmawiać - podkreśla Motyka.

- Nasi rywale grają z piłkarzami, których dawniej oglądali w telewizji. Dla nich jest to na pewno dodatkowa frajda. Nam jest miło przyjechać, zagrać, pokazać się publiczności - dodaje Pater.

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce