Okiem kibica. Napastnik w Wiśle już jest, czas na bramki [KOMENTARZ]
Za nami już kolejny mecz ligowy w wykonaniu Wisły Kraków. Podopieczni Franciszka Smudy zmierzyli się w nim z bardzo dobrze dysponowanym Śląskiem Wrocław. Ostatecznie po wyrównanym spotkaniu, meczu pełnym walki, "Biała Gwiazda" bezbramkowo zremisowała z Wrocławianami.
Do meczu Wisła wreszcie przystąpiła mając nominalnego napastnika w swoim składzie. Był nim powracający do Krakowa Paweł Brożek. I ze swojej roli wywiązał się całkiem obiecująco. Pokazał, że nadal potrafi świetnie grać tyłem do bramki, "sklepać" piłkę do kolegów z drużyny, wychodzić na pozycję, brać się za rozegranie. Do pełni szczęścia zabrakło tylko bramki, a ku temu okazje Brożek miał.
Nieźle wyglądała współpraca Brożka z Rafałem Boguskim. Jeszcze przed odejściem 30-latka do Turcji, "Brozio" zawsze dobrze rozumiał się z "Bogusiem". Co prawda teraz forma Boguskiego postawia sporo do życzenia, ale obaj zawodnicy pokazali, że potrafią nadal ze sobą dobrze współpracować. A Brożek mógł zostać bohaterem Wisły, ale po znakomitym podaniu od Chrapka źle opanował piłkę i z jego uderzeniem z ostrego kąta poradził sobie Gikiewicz.
Co do wspomnianego już Boguskiego - w pierwszej połowie na palcach jednej ręki można było policzyć udane zagrania tego zawodnika. Wyraźnie jest pod formą. Czarę goryczy przelała sytuacja w drugiej połowie spotkania, kiedy z kilku metrów trafił prosto w Gikiewicza, mając przed sobą całą bramkę. To musiała być bramka dla Wisły. Rafałowi brakuje dokładności, jednak w kilku sytuacjach pokazał z Brożkiem, że po kilku tygodniach treningów są w stanie "rozklepać" każdą obronę w lidze.
Kolejny raz zawiódł Stjepanović. Bardzo żałuję, że w klubie pozbyto się Radosława Sobolewskiego, bo teraz w Krakowie praktycznie nie ma żadnego defensywnego pomocnika w dobrej dyspozycji. Stjepanović kolejny raz zawodzi, Wilk skłócony z klubem, pozostaje jedynie młody Nalepa, który póki co, nie do końca przekonuje swoją grą.
Ponownie świetnie w linii obrony spisywał się Arkadiusz Głowacki. Wydaje się, że kapitan Wisły przeżywa drugą młodość, bo to już trzeci jego bezbłędny występ w tym sezonie. Warto również pochwalić Miśkiewicza, który dobrze radził sobie z uderzeniami zawodników Śląska.
Statystyki nie grają. Co z tego, że wrocławianie oddali około 20 strzałów na bramkę Miśkiewicza, kiedy w większości te uderzenia lądowały prosto w rękach bramkarza "Białej Gwiazdy" albo były tak słabe, że nie stanowiły żadnego zagrożenia? Wisła natomiast prezentowała się o niebo lepiej, niż wtedy, kiedy szkoleniowcami tej ekipy byli Probierz czy Kulawik. Oczywiście szału nie ma, ale przynajmniej teraz krakowianie starają się utrzymywać przy piłce i stwarzają zagrożenie pod bramką rywala.
Wisła znowu starała się grać pressingiem. Momentami Śląsk nie mógł wymienić dwóch prostych podań. Remis z dużo silniejszą personalnie drużyną na wyjeździe, to w obecnych czasach niekwestionowany sukces. Zobaczymy, co przyniosą najbliższe mecze. Umiarkowany optymizm jest jednak uzasadniony.