Ogromny niedosyt Warty po pojedynku z Pogonią
Ogromny niedosyt pozostawił ostatni mecz w tym roku piłkarzy poznańskiej Warty. Zieloni w pojedynku z liderem pierwszej ligi Pogonią Szczecin zaprezentowali się z dobrej strony, ale to nie wystarczyło choćby do remisu.
fot. Roger Gorączniak
Poznaniacy przegrali 1:2 i pozostali z dorobkiem 25 punktów na 9. miejscu w tabeli. To zdecydowanie poniżej przedsezonowych oczekiwań.
Po niezłych występach przeciwko Arce Gdynia (1:1) i Polonii Bytom (2:0), trener Jarosław Araszkiewicz liczył na kolejne punkty także w boju ze szczecinianami. Trzeba przyznać, że zieloni naprawdę zasłużyli przynajmniej na jeden punkt. Stało się jednak inaczej, pechowo i nieszczęśliwie.
W pierwszej połowie lepiej prezentowała się Pogoń, mająca w składzie Bartosza Ławę i Ediego Andriadinę, którzy wzorowo kierowali poczynaniami kolegów. Poznańskim obrońcom we znaki dawali się też Donald Djousse i Robert Kolendowicz. Ale to gospodarze objęli prowadzenie w 11. minucie, kiedy rzut karny pewnie wykorzystał Piotr Reiss. Wcześniej arbiter Tomasz Kwiatkowski, na wyraźną sugestię liniowego wskazał na jedenastkę, kiedy w polu karnym powalony został Mariusz Ujek, a jednocześnie jeden z zawodników gości dotknął chyba jeszcze piłki ręką. Protesty gości skończyły się żółtą kartką dla Ławy, a Reiss dał prowadzenie zielonym.
Pogoń nadal miała inicjatywę, ale poznaniacy nie dawali się zaskoczyć. Jednak w 32. minucie szybki Djousse uwolnił się spod opieki Krzysztofa Sobieraja (zaliczył udany występ) i popędził z piłką w pole karne gospodarzy. Grzegorz Szamotulski wybiegł z bramki i prawdopodobnie "zahaczył" Kameruńczyka, choć sytuacja była kontrowersyjna. Znowu arbitra głównego wspomógł decyzją liniowy. Edi Andradina wykorzystał jedenastkę i było 1:1.
Po przerwie to Warta przez długi okres dyktowała warunki gry na boisku. Poznaniacy z dużym animuszem rozpoczęli drugą połowę, a nowego ducha walki wprowadził Artur Marciniak, który zmienił Tomasza Foszmańczyka. Pod szczecińską bramkę sunęły kolejne ataki po obu stronach boiska. W 50. minucie po dośrodkowaniu Rafała Kosznika, Mariusz Ujek strzelił głową tuż przy słupku. To była znakomita sytuacja, ale niestety druga bramka dla zielonych nie padła. W 83. minucie wydawało się, że przed gospodarzami otwiera się szansa na zwycięstwo. Krzysztof Gajtkowski znalazł się z piłką w polu karnym rywali, ale zamiast strzelać, zaczął dryblować i z tej sytuacji wyszły nici.
Pogoń natomiast szukała swojej szansy w kontratakach. I niestety, po błędach w obronie, przy piłce znalazł się Vuk Sotirović i mimo interwencji Szamotulskiego, piłka wpadła do siatki. W tym momencie błąd popełnił sędzia liniowy, który nie pokazał pozycji spalonej napastnika Pogoni i stało się nieszczęście i to w 90. minucie. - Byliśmy w niebie, a skończyliśmy w piekle. Tak można podsumować ten mecz. Zespół był mocno spięty i w pierwszej połowie popełnił za dużo błędów. Dwie bramki dla rywali, to były nasze prezenty. Mam nadzieję, że w ostatnich meczach zespół zagrał lepiej, niż poprzednio. Kończymy rundę jesienną, przed nami jeszcze tydzień treningów i sparingi. Co będzie dalej, przekonamy się wkrótce. Ale zespołowi z pewnością potrzeba wzmocnień - podsumował Jarosław Araszkiewicz, trener Warty.