Odra Opole gotowa na niespodziankę w Pucharze Polski? "Jeden mecz działa na naszą korzyść”
Opole mocno żyje ćwierćfinałowym meczem Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok. Nie inaczej jest w przypadku Odry. Przedstawicielowi Fortuna 1 Ligi marzy się dalszy, pucharowy sen. - Na boisku będziemy chcieli napisać piękną historię - mówi pomocnik drużyny Mariusza Rumaka Krzysztof Janus
fot. Oliwer Kubus
Już sama gra w ćwierćfinale to dla Odry Opole wielkie wydarzenie. Opolanie dostali się do niego, eliminując po drodze Ruch Chorzów (zwycięstwo 5:1), Polonię Środa Wielkopolska (1:0), Wisłę Sandomierz (1:0). Teraz poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko, bo Odra zmierzy się z jednym z faworytów do końcowego triumfu w rozgrywkach. Fakt ten jeszcze bardziej napędza gospodarzy wtorkowego pojedynku, którzy mają świadomość, ile mogą zyskać w przypadku ewentualnego awansu. Po prawdzie: to i tak już sporo zyskali, gdyż mają możliwość konfrontacji z przeciwnikiem z polskiego TOP-u.
- Dla nas piłkarzy, trenerów, wszystkich w klubie, to mecz wyjątkowy. Nie jest też tak, że z tego powodu wszystkim udzielają się nie wiadomo jak wielkie emocje, chociaż mówimy o święcie Odry. W Opolu od wielu, wielu lat nie było ćwierćfinału Pucharu Polski, niektórzy piłkarze z mojej kadry nawet nie pamiętają, że coś takiego kiedyś miało tutaj miejsce. Podchodzimy więc poważnie do starcia z Jagiellonią, traktując ten pojedynek jako nagrodę za ciężką pracę. Zrobimy wszystko, żeby pucharowy sen przedłużyć. Z drugiej strony musimy mieć w sobie dużo pokory, w końcu gościmy wicemistrza Polski, uczestnika europejskich pucharów, prowadzonego przez bardzo dobrego trenera, który ma w składzie piłkarzy o bardzo wysokich umiejętnościach. Dlatego musimy zagrać bardzo dobre spotkanie, wręcz perfekcyjne, żeby przejść dalej - przekonuje trener Odry Mariusz Rumak.
Odra ćwierćfinałową batalię za pośrednictwem klubowej telewizji reklamuje pod hasłem: „Jak w ulu - pełny stadion na mecz z Pszczółkami”. Pszczółki to przydomek białostoczan. Idąc dalej w nawiązaniach: spotkanie rozgrywane jest w Opolu, mieście, które tęskni za futbolem na najwyższym poziomie, można więc spodziewać się atmosfery niczym w pasiece. I choć nikt tego nie powie wprost, to w siedzibie klubu z Oleskiej trwa gorączkowe odliczanie czasu do pierwszego gwizdka sędziego. Tytuł jednego z tekstu zapowiadającego spotkanie wyjaśnia chyba wiele: „Nadchodzi pucharowa godzina zero”.
- Na taki mecz to nikogo nie trzeba specjalnie motywować. Myślę, że młodsi koledzy z szatni czują pozytywną ekscytację na myśl o grze z tak klasowym przeciwnikiem jak Jagiellonia. Szanujemy przeciwnika, ale boisko to już inna kwestia, na nim będziemy chcieli napisać piękną historię. Wiemy,
że ćwierćfinał Pucharu Polski jest dla miasta sporym wydarzeniem. My sami podczas okresu przygotowawczego rozmawialiśmy o czekającym nas ćwierćfinale. Gdzieś tam z tyłu głowy siedziała myśl o tym, ale koncentrowaliśmy się głównie na pierwszych meczach wiosny. Dziś możemy już w pełni poświęcić się Jagiellonii. Gramy u siebie, to nasz atut, faworytem jest jednak Jagiellonia. Mimo wszystko własny stadion powinien nam pomóc w sprawieniu niespodzianki - podkreśla Krzysztof Janus.
Trener Rumak ma więc ułatwione zadanie, bo jego piłkarze sami zadbali o odpowiedni poziom motywacji. 41-letni szkoleniowiec nie ukrywa za to, że prowadzenie drużyny z 1 ligi przeciwko ekstraklasowiczowi różni się od sytuacji, gdy musisz prowadzić zespół z ekstraklasy grający z zespołem z niższej ligi, czego on wcześniej doświadczał niejednokrotnie, pracując w Lechu Poznań, Śląsku Wrocław i Zawiszy Bydgoszcz.
- To jest inny poziom coachingu w szatni. Będąc drużyną z ekstraklasy z góry występujesz w roli faworyta i twoim obowiązkiem jest przejście do kolejnej rundy. Teraz możemy jedynie kontynuować piękną przygodę. To jest ta wisienka na torcie, wartość dodana. Nic nie musisz, a jak osiągniesz sukces, to tylko działa na twój plus - tłumaczy szkoleniowiec.
- Ten pojedynek jest też o tyle szczególny z mojego punktu widzenia, gdyż pracowałem w Jagiellonii, gdzie byłem trenerem Młodej Ekstraklasy. Ten klub darzę dużym sentymentem. Można powiedzieć, że po latach spotkam starych znajomych - dodaje Rumak.
A w czym opiekun gospodarzy upatruje szans swojej drużyny? - W jednym meczu wiele się może wydarzyć, dwumecz trzeba rozegrać inaczej. To działa na plus gospodarza, szczególnie drużyn niżej notowanych, zwłaszcza w pierwszych rundach, wtedy łatwiej o sensacyjny wynik. Lecz, kiedy grasz już w ćwierćfinale czy półfinale to sprzężenie jest tak duże, że wszyscy są pod parą. Nikt na tym etapie nie będzie kombinował ze składami, co z kolei... zmniejsza prawdopodobieństwo niespodziewanego rozstrzygnięcia. Oby była chociaż jednak niespodzianka, i to z naszym udziałem - zaznacza Rumak.