„Co wy robicie? Wy naszą Odrę hańbicie!”. Zgrzyty w Opolu na linii kibice - piłkarze
Tak śpiewali rozsierdzeni kibice opolskiego zespołu gdy ich ukochana drużyna schodziła na przerwę do szatni w trakcie meczu ze Stomilem Olsztyn. Po spotkaniu wcale łaskawsi dla znacznej części swoich pupili nie byli.
Przekaz może zbyt mocny, ale w pewien sposób rozczarowaniu skandujących go fanów z Sektora A nie ma się co dziwić. Wszak łącznie wiosną w 10. wcześniejszych meczach opolanie zdobyli tylko pięć punktów, ani razu nie wygrali, a do tego zamiast rehabilitacji, to wyglądali fatalnie na tle potencjalnie słabszego rywala.
Tak słabo grających miejscowych, jak przed przerwą, jeszcze tej wiosny nie widzieliśmy. A przecież już i tak głową za brak wyników zapłacił ich niedawny trener Mirosław Smyła.
Zresztą żeby porachować wszystkie dobre akcję niebiesko-czerwonych w tej części gry nawet nie trzeba byłoby sięgać po wyświechtane sformułowanie o „policzeniu ich na palcach jednej ręki”, bo takowa była może jedna, a to i tak przy dużej dozie wyrozumiałości i pewnym nagięciu ram sformułowania „sytuacja bramkowa”.
I pomyśleć, że Stomil wcale nie grał rewelacyjnych zawodów i tych akcji wiele więcej nie miał, a jednak… zdobył dwa gole! Najpierw po minimalnym spalonym, a następnie po katastrofalnym błędzie całej naszej defensywy na czele z bramkarzem.
Wspomniany Smyła mógł w tym momencie tylko cieszyć się, że już nie pracuje w Odrze, ponieważ - co stwierdził choćby jeden z kibiców, już z innej części trybun - „po takich 45 minutach wywieziono by go z Opola na taczce".
Koniec końców ostatnie pół godziny gry zamazało nieco obraz wcześniejszego przebiegu spotkania, bo do tego momentu miejscowi przegrywali 0-4, ale zdołali przynajmniej „wynikiem” wyjść z twarzą, gdyż zdobyli dwie bramki i skończyło się porażką 2-4.
Po ostatnim gwizdku sędziego nie obyło się też jednak bez kolejnego zgrzytu na linii kibice - piłkarze. Ci pierwsi chcieli bowiem porozmawiać z tymi drugimi, na co ci z kolei jednak w sporej części nie mieli ochoty. A to jeszcze bardziej zdenerwowało fanów.
Na szczęście podeszła do nich grupa kilku zawodników na czele z Mateuszem Perońskim, Szymonem Skrzypczakiem, Rafałem Brusiło i Aleksandrem Kowalskim, za co otrzymali podziękowania i mimo wszystko słowa wsparcia oraz „szeroko pojętej mobilizacji” przed kolejnymi wyzwaniami. To co jednak mieli przekazać w szatni tym, którzy ich zignorowali niech pozostanie tajemnicą obecnych...