menu

Oceny Wisły Kraków za mecz z Legią. Waleczni, ale nieskuteczni

24 września 2016, 10:08 | Jakub Podsiadło

Gdyby Wisła była skuteczniejsza, załatwiłaby sprawę meczu z Legią na tyle wcześnie, że nie trzeba byłoby żałować zmarnowanego karnego Denisa Popovicia. Słaba, bezzębna i zawodząca Legia to nadal Legia, dlatego „Białej Gwieździe” za bezbramkowy remis i dzielną postawę należą się wysokie noty.

Oceny Wisły za mecz z Legią
Oceny Wisły za mecz z Legią
fot. Wojciech Matusik / Polska Press

Noty wystawiliśmy w skali od 1 do 10

Michał Miśkiewicz (7) – w pierwszej połowie za każdym razem, gdy Legia zagrażała jego bramce, w ruch szły pięści. Nie chodzi tu jednak o boiskowe bójki, ale o mało pewne piąstkowanie Miśkiewicza. W drugiej połowie dwa razy pokazał kunszt. Najpierw wybronił główkę Pazdana, a potem wyszedł bez szwanku ze strzału Aleksandrowa.

Boban Jović (6) – poprawny mecz Słoweńca być może wziął się z tego, że Radović nie miał najlepszego dnia. Laurka należy mu się nie tylko za wybicie linii bramkowej w samej końcówce spotkania, ponieważ wcześniej prezentował się solidnie w obronie. Trochę gorzej było z dośrodkowaniami. Z rzadka udawało mu się celnie dograć.

Richard Guzmics (7) – po serii słabszych spotkań stoper w końcu zagrał na poziomie, do którego przyzwyczaił kibiców Wisły dawno, dawno temu. Spokój pozwolił mu na dwie kluczowe interwencje, gdy zrywy piłkarzy Legii mogły skończyć się fatalnie. Ofiarą jednej z nich jeszcze w pierwszej połowie padł Prijović.

Maciej Sadlok (7) – gdyby nie jego gonitwa za Prijoviciem i bohaterski przechwyt, Wisła mogłaby nie mieć nawet jednego punktu za bezbramkowy remis. Dobrze dyrygował obroną razem z Guzmicsem, co poddaje w wątpliwość sens powrotu pauzującego za kartki Arkadiusza Głowackiego do obrony.

Adam Mójta (6) – szkoda źle wykonanych rzutów wolnych i pochopnych strzałów z dystansu. Nie ma czego żałować, jeśli chodzi o współpracę z Małeckim. Może oprócz słabszej drugiej połowy, z tym że z tonu spuściła wtedy cała drużyna w czerwonych koszulkach z wyjątkiem Miśkiewicza. No i co by było, gdyby to Mójta podszedł do rzutu karnego?

Krzysztof Mączyński (5) – gdyby piłka po jego strzale z dystansu ugrzęzła w siatce, odkupiłby swoje winy za rozczarowująco przeciętny mecz. Biorąc pod uwagę potencjał, Mączyński znalazłby się nie tylko w gronie największych rozczarowań potyczki z Legią, ale i całej wiślackiej jesieni. W piątek zdarzało się, że „Mąka” mylił się nawet przy prostych zagraniach, które mimo wszystko potrafił przeplatać czujnymi przechwytami.

Denis Popović (3) – nie ukrywamy, że na najniższą ocenę w zespole „Białej Gwiazdy” Popović zasłużył sobie głównie tragicznie wykonanym rzutem karnym. W przeciwnym razie dorobiłby się co najmniej „siódemki” za pierwszą połowę. Solidny, odpowiedzialny i mądrze rozgrywający piłkarz nie wyszedł już na drugą, a zmarnowaną jedenastkę poprzedziły zaprzepaszczone rzuty wolne.

Rafał Boguski (4) – trudno było mu przedrzeć się przez obronę Legii, przegrywał pojedynki w powietrzu i na wysokości murawy. Być może wybił go z rytmu ostry atak Michała Pazdana z pierwszej połowy. Nie mamy jednak zamiaru szukać na siłę usprawiedliwienia dla bardzo przeciętnego występu Boguskiego.

Patryk Małecki (6) – przez pierwsze 45 minut płuca, koło zamachowe i silnik napędzający większość ataków Wisły. Przez drugie robił co mógł, jednak nie był już tak wydajny. Zdaje się, że powinien trochę rozszerzyć repertuar zagrań spod linii końcowej, bo gdy udawało mu się minąć obrońcę Legii, niezbyt celnie dogrywał.

Zdenek Ondraszek (5) – „walka” po czesku znaczy tyle, co „wojna”, więc każdy mecz w wykonaniu Czecha to mała wojna. Szkoda tylko, że walka z legionistami zajmowała go tak bardzo, że brakowało wsparcia dla Zachary i celnych strzałów na bramkę - Ondraszkowi udało się oddać tylko jeden. Na plus wygrywane seriami powietrzne pojedynki.

Mateusz Zachara (5) – po meczu z Legią napastnik ma niewiele powodów do dumy, ale i też nie ma za co się szczególnie wstydzić. Nie można odmówić mu zaangażowania, co innego z dochodzeniem do sytuacji i orientacji pod samą bramką rywala. Pod tym względem o wiele lepszy byłby Paweł Brożek, który musiał zostać na ławce z powodu kontuzji.


Polecamy